⚝ Rozdział 36 ⚝

414 77 46
                                    

Piach areny czerwony był od juchy. Pole walki zaściełały ciała, a w powietrzu wciąż unosił się bitewny pył. Większość z pokonanych żyło, lecz dopóki walka trwała, pomimo ciężkiego stanu, nie mogło zejść z pobojowiska.

Na nogach trzymało się tylko trzech walczących – dziewczyna i dwóch chłopaków, otaczających ją kołem. Wszyscy byli ranni, dyszeli ciężko. Jeden z młodzików najprawdopodobniej miał złamaną rękę, bo tulił ją do tułowia i osłaniał, gdy tylko nadchodziły ataki. Drugi kulał na lewą nogę, nogawka spodni przesiąknięta była czerwienią. Dziewczyna natomiast, prócz kilku pomniejszych ran, najbardziej cierpiała z powodu rozcięcia ciągnącego się przez całe plecy.

Szczurze pojedynki urządzano bardzo rzadko, dlatego też, gdy tego poranka mistrz Allen podzielił adeptów na dwie grupy i wyłonił z nich po jednym nieszczęśniku, wszyscy wiedzieli co się kroi. Szczurze pojedynki były jedną z największych zmór adeptów Kharrenu. Mało co budziło w nich grozę większą, niż rola kota. Kot bowiem za zadanie miał bronić się przed chmarą szczurów, która rzucała się na niego i atakowała jednocześnie. Wówczas często wychodziło na jaw, że dziewięć żyć to tylko mit.

Tym razem padło na Kregana i Deidree.

Grupa Kregana skończyła pierwsza – kot pokonał wszystkie szczury. Werdykt nie był jakimś wielkim zaskoczeniem, jako że Kregan był czempionem i uchodził za jednego z najlepszych adeptów. Zaskoczeniem natomiast okazał się drugi kot, który pomimo ran i wycieńczenia wciąż walczył i nie dawał za wygraną.

– Zakończcie to! – krzyknął mistrz, który z podwyższenia przyglądał się walce. Allen, tak jak pozostali mistrzowie, nie słynął z cierpliwości.

Grupa Kregana również obserwowała walkę zza krat okalających arenę. Wiedzieli, że nie wolno im odpocząć ani opatrzeć ran, dopóki pojedynek nie zakończy się na dobre. Musieli obserwować, analizować ruchy swoich towarzyszy, wyłapywać błędy i potknięcia. Zapamiętywać, by nigdy ich nie popełnić. Wszak ulubione powiedzenie mistrzów brzmiało "Głupiec uczy się na własnych błędach, mądry wyciąga naukę z cudzych".

Oba szczury wymieniły spojrzenia i zaatakowały z obu stron – szybko, bezlitośnie. Kot wywinął się spod spadającej klingi, z trudem uniknął zdradzieckiego pchnięcia. Ten ze złamaną ręką kopnął dziewczynę. Upadła na splamiony krwią piach, zdzierając przy tym kolana. Drugi doskoczył do niej, butem odrzucił upuszczoną broń, ale sam nie zdążył uderzyć – adeptka wygięła się niby kobra i z impetem kopnęła go w zranioną nogę. Zawył jak wilk i padł obok niej, łapiąc się za wygiętą pod nienaturalnym kątem kończynę.

Dziewczyna usiłowała wstać, ale ostatni ze szczurów był szybszy. Chwycił ją boleśnie za włosy. Z rykiem wściekłości trzasnął głową kota o ziemię. Krew bryznęła z pękniętych warg i nosa, którego chrupnięcie zagłuszył krzyk. Usiłowała wyszarpnąć się z uścisku, ale ten trzymał mocno. Szarpnął za włosy, chcąc uderzyć jeszcze raz, lecz adeptka nie zamierzała mu na to pozwolić. Obkręciła się na ile pozwalały włosy zaplątane wokół pięści szczura. Chłopak czując, że ta wyślizguje mu się, chwycił kudły i drugą, złamaną ręką.

Dziewczyna krzyknęła triumfalnie i z całej siły, która jej pozostała, rąbnęła go w pękniętą kość. Efekt był natychmiastowy – szczur wrzasnął i puścił wierzgającą ofiarę. Ta błyskawicznie odwróciła się i podcięła go, przez co ten runął na klepisko. Doskoczyła do niego, kolanem przydusiła do ziemi. Chłopak poczerwieniał cały, zaskrzeczał jak żaba, zatrzepotał nogami. Zdrową ręką usiłował zepchnąć napastnika, ale ten nawet nie drgnął. W zielonych oczach płonął ogień.

Pomieszczenie było ciemne, małe i wilgotne. Ze sklepienia kapała woda, wybijając równy takt. Deidree siedziała na zimnym kamieniu, opierając się o równie zimne ściany. Powieki miała zamknięte. Całe ciało pulsowało silnym, rozdzierającym bólem, szczególnie odzywającym się z rany na plecach i złamanego nosa. Krew na twarzy zdążyła już zakrzepnąć. Nie miała wody by ją zmyć i oczyścić rany. Zresztą nawet, gdyby miała, całą by wypiła – już przed walką dręczyło ją pragnienie, teraz zaś nie mogła pozbyć się wrażenia, że gardło zamieniło się w pustynię. Nawet ślina nie pomagała, a wręcz przeciwnie – każde jej przełknięcie niosło za sobą ból, jak gdyby łykała rozgrzane węgle.

Łowczyni: Zmierzch WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz