⚝ Rozdział 1 ⚝

1.4K 177 153
                                    

Gdzie okiem sięgnąć ciągnęła się biel. Zamieć trwała już czwarty dzień i wszystko bez wyjątku pokryte było mokrym, lepkim śniegiem. Gałęzie drzew aż uginały się pod jego ciężarem, zaś krzewy, głazy i zwalone pnie niknęły zupełnie pod puchową pokrywą. Okolica wydawała się wymarła, jak gdyby zamarzł sam czas.

Drana zatrzymała się, wytężyła słuch. Wiatr szumiał przejmująco, zagłuszając martwą ciszę Krainy Wiecznych Śniegów. Mimo to kobieta nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że gdzieś w oddali rozległo się głuche, wilcze wycie. Tak, nie mogło być mowy o pomyłce.
Naciągnęła chustę wyżej, zasłaniając nos i policzki, poprawiła kaptur, po czym ruszyła dalej, osłaniając ręką zmrużone oczy.

Klęła w duchu, brodząc przez zaspy. Nie znosiła klimatu północy. Nie dość, że przez liczne zawieruchy widoczność była słaba, dotarcie do celu zajmowało jej dwa razy więcej czasu, a tropienie było prawie niemożliwe, to jeszcze rzucała się w oczy, jak pochodnia w ciemnościach. Współczuła mieszkańcom Krainy Wiecznych Śniegów, wszak tu śniegi nie topniały nigdy.
Zamarła. Choć zmrożony nos nie czuł nic, a w uszach rozbrzmiewał jedynie szum wiatru, wiedziała, że tu jest. Wyczuwała go.

Dłonie skryte w skórzanych rękawicach zanurkowały pod połaciami płaszcza. Poczuła się pewniej, gdy zgrabiałe palce zacisnęły się na rękojeściach. Usiłując nie wykonywać gwałtownych ruchów, uniosła nieco głowę i powiodła zielonymi oczyma dookoła.

Duży, czarny kształt tkwił nieruchomo niecałe dwadzieścia stóp dalej. Choć przez szalejący śnieg nie widziała najlepiej, po zarysie sylwetki podejrzewała, że osobnik był już w podeszłym wieku. Dobrze. Zimno nie wpływało najlepiej na wilkołacze stawy, kończyny bywały odmarznięte, a węch, podobnie jak jej, tracił na skuteczności. Mimo wszystko wiedziała, że nie należało lekceważyć żadnego przeciwnika. Jedną z najskuteczniejszych metod był element zaskoczenia i nawet schorowany, konający frydr, mógłby ją zabić, gdyby wykazała się brakiem ostrożności i rozwagi. Ten zaś na schorowanego nie wyglądał.

Stworzenie musiało ją dostrzec, bo ruszyło powoli w jej kierunku, brodząc przez gęsty śnieg. Zdawało się jednak w ogóle nie przejmować okropną pogodą ani zaspami. Z każdą chwilą nabierało rozpędu i wkrótce pędziło już na kobietę na czworakach, rozpryskując śnieg. Wilkołak wyglądał teraz, jak legendarna ryba-ludojad, o której zdążyła się już nasłuchać w Bell.

Wiedział, że po niego idę – pomyślała. Skoncentrowała energię i aktywowała ochronną runę Xin, a następnie wzmacniającą – Qah. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, gdy moc wybudziła się i rozlała po ciele, powodując mrowienie w koniuszkach palców. Choć runy nie miały nic wspólnego z magią, w fachu łowcy bywały niezwykle pożyteczne. Źrenice zmalały jej do wielkości główki od igły, pozostawiając po sobie plac zieleni na przekrwionej gałce. Widok ten musiał być co najmniej straszny, ale kogo to obchodziło? Oprócz niej, frydra i szalejącej zamieci, nie było tu żywej duszy.

Odliczała. Bestia była coraz bliżej, drana słyszała już niemal jej głuche, rzężące sapanie. A może było to tylko złudzenie? Wytwór wyobraźni podyktowany rosnącym podnieceniem i adrenaliną?
Wilkołak naprężył mięśnie, po czym odbił się od ziemi, dając potężnego susa. Czas jakby stanął w miejscu, gdy drana uniosła głowę, a wiatr zdarł jej brutalnie kaptur z głowy, rozwiewając czarne włosy i ukazując znamię łowcy. Gdyby nie wiedziała co robić, po ułamku sekundy stworzenie zwaliłoby ją z nóg swym ciężarem i, o ile opazurzona łapa nie pozbawiłaby jej głowy przy jednym zamachu, zaraz potem nastąpiłby równie makabryczny koniec. Na szczęście ona dobrze wiedziała, co czynić – była łowcą, tropicielem, draną z Kharrenu.

Zrzuciła z ramienia torbę i wyszarpnęła z pochwy sejmitary – równie piękne co zabójcze, niczym dwa jadowite węże. Odbiła zwinnie w prawo, unikając morderczego uderzenia potężnej łapy. Potwór zanurkował w śniegu, nie napotkawszy oporu, lecz szybko otrząsnął się z zaskoczenia. Zwrócił ku niej karłowaty łeb, gdzieniegdzie naznaczony placami łysiny, a następnie wyszczerzył pożółkłe kły. W czarnych, bezdennych oczach czaiła się dzikość.

Łowczyni: Zmierzch WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz