◀ ROZDZIAŁ 20 ▶

300 23 3
                                    

◀◀◀ urodziny bliźniąt▶▶▶

Peter pov.

To już ten dzień. Moje osiemnaste urodziny. Żałuję tylko, że nie będzie ze mną w tym dniu cioci May. Z tego co wiem, ma nie być również Emily. Ale z jakiego powodu, to już nie wiem. Kilka dni temu wyprowadziła się ze Stark Tower. Loki również gdzieś zniknął.

- Gotowy? - zapytała MJ. Pomagała mi się ogarnąć i pozbierać myśli przed imprezą urodzinową, na której będą wszyscy Avengersi i bliscy przyjaciele.
- Tak, tak. MJ?

- Tak?

- Dziękuję Ci - powiedziałem i ją przytuliłem. Nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej lubię spędzać czas z tą dziewczyną. Ma w sobie coś co przyciąga. Przy niej jakby zaczynam zapominać o Emily. Wiem, to jest dziwne, ale tak właśnie jest - Możemy już iść - powiedziałem.

Impreza odbywała się na dachu. Tata się uparł, a nikt nie miał sił żeby się z nim kłócić. I tak by postawił na swoim.
Szczerze to obawiam się co takiego wymyślili. Po nich można się wszystkiego spodziewać. A sądząc po tym, że przez cały tydzień każdy był tak pochłonięty przygotowaniami, że na nic nie mieli czasu. I do tego zabroniono mi chodzić na dach.
Kiedy drzwi windy się otworzyły moim oczom ukazali się wszyscy moi znajomi, ogromny tort oraz ogromna kupa prezentów, nie licząc już przeróżnych dekoracji.

- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam. Niech żyje nam. A kto? PETER! - śpiewali wszyscy. Nie no, takich urodzin to ja jeszcze nie miałem. Pierwszy podszedł do mnie Tony.

- Wszystkiego najlepszego synek. Nie jestem najlepszy w składaniu życzeń, więc powiem ci jedynie, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze będę dla Ciebie, możesz zwracać się do mnie z każdym problemem, a ja będę starał Ci się pomóc. Wiem, że nie jestem idealnym tatkiem dlatego z góry przepraszam za to co w przyszłości zrobię bądź już zrobiłem. Wiedz jednak, że kocham Cię okropnie mocno i jesteś dla mnie najważniejszy, oczywiście na równi z Pepper i Morgan, kiedy już się urodzi. Po prostu bądź szczęśliwy. A teraz proszę mi tu przynieść prezent dla Petera -  O matko jakie to było piękne. Zaraz obok nas pojawiła się duża paczka, którą niósł Steve z Thorem - No otwieraj - trochę mi zajęło zanim otworzyłem pakunek.

- Czy to jest nowy kostium? - zapytałem niedowierzając.

- Tak. I do tego od dzisiaj oficjalnie zostajesz Avengerem - to chyba mi się to śni.

- Dobra Tony, odsuń się, teraz ja chcę dać młodemu prezent. A nie wiem czy pamiętasz, ale ustaliliśmy, że zwiniemy się po jakimś czasie, żeby Peter mógł zabawić się z przyjaciółmi - powiedziała Natasha - No więc tak. Wszystkiego najlepszego. Spełnienia marzeń, żebyś znalazł tą jedyną. Żeby Ci się w życiu ułożyło i ogólnie wszystkiego dobrego. A tutaj masz taki mały prezencik - podała mi go.

- Pani Natasho, ja rozumiem, że obrona jest ważna, ale po co mi kij bejsbolowy z Hello Kitty? - zapytałem -  Nie żeby mi się prezent nie podobał oczywiście.

- Jeśli ktoś będzie próbował z tobą zadzierać, to kiedy mu przywalisz tym kijem, to urwie się tej osobie film i ostanie co będzie pamiętać to nie przebaczający ryj Hello Kitty - wyjaśniła.

Loki pov.

To już ten dzień. Laufey ma powrócić. Nie wiem jak on to zrobi, ale tak czy siak nie będzie to dobre.

Emily pomieszkuje teraz w Asgardzie. Najbardziej cieszy mnie fakt, że dogaduje się z moją matką. W pewnym sensie Birch jest dla mnie ważna. Można rzec, że jest najważniejszym elementem w bitwie. W bitwie z Laufey'em, którą to ja muszę wygrać. Muszę go ponownie pokonać. Nigdy nie był moim ojcem. Pozwolił Odynowi mnie zabrać. Za wszelką cenę próbuję nie być taki sam jak Laufey.  Jednak wszyscy uważają inaczej. Wszyscy oprócz matki. Tylko jej mogę ufać. W zasadzie Emily też, ale opowiadam jej o swoim życiu, ponieważ pomaga jej  tozapanować nad mocą.

- LOKI! - z zamyśleń wyrwał mnie krzyk dziewczyny. O nie. Laufey wybrał najgorszy sposób żeby się ujawnić. Najgorszy dla Emily. Nie wiem jak on to zrobił i kiedy się pojawił, ale jego dusza "wisi" nad ciałem Birch i "wysysa" jej energię życiową. Nim zdążyłem zareagować Laufey już skończył i przybrał postać lodowego olbrzyma.

- Tym razem już mnie nie pokonasz - rzekł Laufey i w tym samym momencie zniknął. I zabrał Emily. Dlaczego nie zareagowałem? Co się ze mną dzieje. Teraz to mam poważny problem. Nie przewidziałem, że ten potwór może zabrać dziewczynę.

Jedyną osobą, która jest w stanie w tym momencie mi pomóc jest Thor. Nie wierzę, że to robię. Teleportuję się do siedziby Avengers.

- Bracie, musisz mi pomóc - powiedziałem jedynie.

Na Skraju PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz