Wyszli.
Elizabeth zamknęła drzwi.
Ponownie została sama z synem.
Chciała rzucić się do łóżka i płakać, ale miała obowiązki.
Nakarmiła synka, umyła i przebrała w piżamę.
- Mam nadzieję, że w przyszłości wybaczysz mi podjętą decyzję.
Ucałowała Jimmy'ego w czółko i wyszła do kuchni zamykając za sobą cicho drzwi. Usiadła zrezygnowana na krześle. Dzisiejsze i wczorajsze wydarzenia plus wspomnienia przeszłości przytłoczyły Liz, wszystkie myśli kłębiły się w jej głowie. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła opowiadając Michael'owi to wszystko co leżało na sercu brunetki, myślała, że poczuje się przez to lepiej. Niestety nie poczuła żadnej ulgi a wręcz przeciwnie. Czuła, że rosnąca gula w gardle i napływające do oczu łzy zaczynały ją dusić, nagle oddychanie stało się dla niej jeszcze trudniejsze. Musiała wyjść, musiała zaczerpnąć powietrza.
Podniosła się z krzesła, kontrolnie zajrzała do syna, który smacznie spał w łóżeczku, zgarnęła klucze wiszące na wieszaku i nie zwracając większej uwagi na ból niemal wybiegła z mieszkania.
Na zewnątrz zapadł zmrok ten dzień minął zaskakująco szybko. Ciało Liz owiał chłodny wiatr, wzięła kilka płytkich wdechów, starała się uspokoić i wyrzuć z głowy dręczące myśli. Żałowała, że to nie jest takie łatwe. Odeszła kilka kroków od wejścia rozglądając się po okolicy, która nie była tym miejscem w którym rzeczywiście chciała mieszkać i wychowywać syna, zdawała sobie również sprawę z tego, że są to ostatnie dni w tym miejscu. Jutro będzie musiała wyjść w poszukiwaniu miejsca w jednym z domów dla samotnych matek, to jak na razie jedyne rozwiązanie jakie miała. Nie może wylądować z synem pod mostem. Oparła się o chłodną ścianę bloku pozwalając łzom swobodnie płynąć, nie miała już siły udawać, że jest silna i doskonale radzi sobie ze wszystkim sama. Prawda była taka, że nie radzi sobie z niczym. Odkąd zmarł ojciec nie potrafi pozbierać się i stanąć pewnie na nogach.
- Kiedyś ktoś powiedział mi, że na świeżym powietrzu łatwiej walczy się ze swoimi demonami. Mogę się przyłączyć?
Drgnęła na dźwięk głosu, który doskonale znała i kochała, a jej serce zabiło mocniej. Spojrzała zapłakana na mężczyznę stojącego kilka metrów od niej, i mimo że było ciemno doskonale wiedziała kim jest. Zaskoczył brunetkę, Aaron był ostatnią osobą jaką spodziewałaby się tu spotkać. A jednak to był on, z krwi i kości. Nie wiedziała co powiedzieć, czy w ogóle coś powiedzieć czy może potraktować chłopaka tak jak on ją?
- Co tutaj robisz?! - odezwała się drżącym głosem.
Chłopak nie był zaskoczony reakcją Liz, choć zdecydowanie odetchnął w duchu, sądził, że gorzej zareaguje na jego widok. Zrobił kilka kroków do przodu tak by lepiej widzieć dziewczynę. Odwróciła twarz, nie chciała by widział ją w takim stanie.
- Przyszedłem cię przeprosić.
Dziewczyna prychnęła gorzkim śmiechem ocierając dłońmi policzki z łez.
- I chcę poznać mojego syna.
- Jimmy jest moim synem, nie twoim. - warknęła
Westchnął ciężko. Spodziewał się, że nie będzie jemu łatwo przebrnąć przez tą sytuację. Miał jednak nadzieję, że Elizabeth zgodzi się go wysłuchać.
- Ellie proszę daj mi szansę.
- Ty mnie nie dałeś żadnej, więc dlaczego ja mam? Ha?
- Masz prawo mnie nienawidzić, zachowałem się jak skończony dupek i wiem, że jedno słowo przepraszam nie naprawi wszystkiego. Nie sprawi, że zapomnisz o tym w jaki sposób cię potraktowałem. Chciałbym móc cofnąć czas, aby to nigdy się nie wydarzyło. Chciałbym cofnąć te wszystkie okropne słowa, które wypowiedziałem.
- Przestań! - krzyknęła – Nie chcę tego słuchać! - spojrzała wprost w oczy Aarona, była zaskoczona, że znał się tak blisko, jej serce przyśpieszyło.
Drgnęła czując jego dotyk na swoim policzku, przyglądał się jej uważnie delikatnie gładząc dłonią posiniaczony policzek. Zacisnął mocniej szczękę, był wściekły na siebie za to, że przez niego cierpiała i za to, że wczoraj została pobita. Gdyby dopuściłby ją do słowa teraz tworzyli by idealną rodzinę i nie musiałaby wracać sama po nocy z pracy, to on jako głowa rodziny zobowiązany był by zapewnić im odpowiedni byt. Miał nadzieję, że dostanie szansę naprawienia wszelkiego zła które wyrządził.
- Tak bardzo cię przepraszam, Ellie.
Walczyła sama ze sobą, z jednej strony chciała uciec i zostawić blondyna na takie samo, a przynajmniej zbliżone cierpienie, a z drugiej tak bardzo za nim tęskniła. Przymknęła powieki spod których wypłynęło kilka słonych łez.
- Proszę wybacz mi. - załkał opierając czoło o czoło Elizabeth, w dalszym ciągu dotykając poobijanego policzka – Błagam cię. - jęknął.
- Roni.. - wyszeptała. Bała się, że ponownie traci dla niego głowę, wszystkie uczucia obudziły się w niej na nowo, nie chciała jednak ulegać tak łatwo jego urokowi – Zraniłeś mnie.
- Wiem, ale zrozumiałem swój błąd. Zdaję sobie sprawę, że trochę czasu mi to zajęło, ale mam nadzieję, że nie jest za późno i przyjdzie czas w którym mi wybaczysz. Proszę uwierz mi, że naprawdę chcę to wszystko naprawić.
Pokręciła głową odsuwając się od chłopaka.
- Nie wiem czy będę potrafiła. - wyszeptała nie patrząc na mężczyznę.
- Rozumiem. - westchnął ciężko – Czy istnieje cień szansy, że spróbujesz? - zapytał niepewnie.
Nerwowo przygryzła wargę, po czym mocno zacisnęła usta. Aaron pojawił się znienacka i całe jej postanowienie aby trzymać się z daleka od rodziny Hamiltonów, spełzło na niczym. Teraz nie była pewna niczego.
- Wejdziesz?
Aaron spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Napiłabym się kakao. Masz ochotę?
- Jasne. - odpowiedział z uśmiechem.
CZYTASZ
Lost Love
RomanceElizabeth próbowała ułożyć swoje życie na nowo, starając się zapomnieć o przeszłości. O życiu, które niegdyś wiodła. Nie brała pod uwagę, tego że los może mieć dla niej inny plan. Lecz pewne wydarzenie sprawia, że staje twarzą w twarz z przeszłością...