3.

455 18 2
                                    

 Opatrzona i obolała Elizabeth w towarzystwie dwóch byłych przyjaciół wróciła do domu. Z uwagi na pęknięte żebro lekarz chciał zostawić Liz na obserwacji, ta jednak sprytnie wykręciła się opieką nad dzieckiem. Doktor Falls wypisał leki i dwutygodniowe zwolnienie, zalecił również aby się nie przemęczała. Brunetka przyswoiła zalecenia, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że z dzieckiem nie będzie to wcale takie łatwe.

Na kanapie w niewielkim salonie połączonym z równie małą kuchnią siedziała młoda kobieta, która gdy tylko zobaczyła matkę swojego podopiecznego podeszła do niej.

- Liz tak mi przykro. - szepnęła przyglądając się jej twarzy.

Brunetka w odpowiedzi uśmiechnęła się słabo.

- Jimmy?

- Śpi w pokoju. Jest najedzony, wykąpany i przebrany w czyste śpioszki.

- Dziękuję.

Elizabeth przygryzła wargę zastanawiając się. Napastnik ukradł torebkę w której znajdowała się jej cała wypłata za poprzedni miesiąc. Wiedziała, że pomimo tego co się wydarzyło leży na niej obowiązek wywiązania się z umowy. Nie chciała jednak mówić o tym głośno nachyliła się więc w stronę kobiety szeptem tłumacząc swoją sytuację, obiecując, że odda jej wszystko co do centa. Opiekunka przystanęła na to, wiedziała, że Elizabeth, pomimo swojej trudnej sytuacji zawsze wywiązywała się z obietnic.

- Uważaj na siebie. - szepnęła – Zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała.

Liz skinęła lekko głową uśmiechając się przy tym słabo.

Opiekunka pożegnała się i opuściła mieszkanie.

- Czujcie się jak u siebie. Zaraz przyjdę. - powiedziała ledwie słyszalnie.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję swoich towarzyszy zniknęła za drzwiami pokoju.

Mężczyźni rozejrzeli się po mieszkaniu, w dużym stopniu różniło się od domu w którym wcześniej mieszkała, kiedy ich przyjaźń miała się lepiej. Tyler usiadł na krześle przy niewielkim stole, przejechał dłońmi po twarzy, nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Spojrzał na bruneta, który przestępował nerwowo z nogi na nogę, ewidentnie nad czymś się zastanawiał.

- O czym myślisz?

Wzrok Michaela powędrował na Tylera.

- Zaraz wracam. - szepnął i wyszedł bez słowa wyjaśnienia.

Blondyn podparł głowę o dłonie, ten wieczór nie tak miał się dla niego skończyć. Cieszył się jednak, że razem z Michaelem znaleźli się w odpowiednim czasie i zdołali uratować dziewczynę. Nie chciał nawet myśleć co by się stało gdyby nie poszli na ten horror, którego Ty nie chciał oglądać. Spojrzał na drzwi za którymi schowała się brunetka, minęło półtora roku odkąd ostatni raz ją widział. Przez półtora roku życie zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. W wieku dwudziestu trzech lat urodziła syna i mimo krążących w jej głowie obaw Jimmy zawsze wywołuje na jej twarzy uśmiech i to on przynosi jej radość, chęć i siłę do życia. Bez niego już dawno byłaby martwa.

Tyler uniósł głowę słysząc skrzypienie drzwi, Michael wrócił do mieszkania, podszedł do blatu włączając wodę w czajniku. Z szafki wyciągnął trzy kubki.

- Gdzie byłeś?

- Musiałem zapalić. - mruknął szukając herbaty.

- Miałeś rzucić.

- Poważnie chcesz mi teraz robić wykład?! - odwrócił się poirytowany.

Blondyn pokręcił głową, wiedział, że to nie jest czas ani miejsce na tego typu rozmowy.

- Co robimy?

- Nie mam pojęcia, ale nie możemy zostawić jej w takim stanie samej. - odpowiedział Michael – Dziwnie się czuje.

- Co masz na myśli?

- Cała złość i nienawiść którą do niej czułem odeszła jak tylko spojrzałem w jej oczy.

- Mam tak samo Mike.

Z pokoju wyszła Elizabeth, swoje naturalnie kręcone włosy związała w kucyk, a brudny fartuszek zmieniła na wygodne szare spodnie dresowe i biały top. Niepewnie usiadła przy stole, zajmując miejsce naprzeciwko Tyler.

- Dziękuję. - szepnęła – Nie wiem co by... - zawiesiła głos na chwilę – Dziękuję za pomoc.

- Cieszymy się, że jesteś bezpieczna. - Tyler położył dłoń na jej dłoni.

Odpowiedziała jedynie wymuszonym uśmiechem, czuł się zawiedziony, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien oczekiwać zbyt wiele.

- A więc masz syna? Jimmy, tak? - wtrącił Michael.

- Tak.

- W jakim jest wieku?

- Mike. - blondyn upomniał brata, ten jednak puścił jego uwagę mimo uszu.

Oczekując na odpowiedź Michael zalał herbatę wrzącą wodą po chwili stawiając dwa kubki na stole.

- W zeszłym tygodniu skończył rok.

- Czy Jimmy jest synem Aarona?

Elizabeth spojrzała zaskoczona na byłego przyjaciela, nie dziwiła się subtelnością zadanego pytania, Mike zawsze był osobą, która nie owija w bawełnę tylko mówi to co myśli. Była zaskoczona tym, że w jego głowie znalazł się taki pomysł.

- To nie ma żadnego znaczenia.

- Dla Arona może mieć.

- Szczerze w to wątpię. Sam dobrze wiesz jak było. - mówiła z żalem.

Doskonale wiedział, on i Tyler doskonale wiedzieli jak to wszystko wyglądało z perspektywy Arona, ale nigdy nie dopuścili Lizzie do głosu.

- Powiedz nam prawdę. - poprosił łagodnie blondyn.

- Nie. - odpowiedziała stanowczo – Jest już późno. Jeszcze raz dziękuję za uratowanie mi życia, ale powinniście już iść.

- Nie. - powiedział stanowczo Michael.

- Nie zostawimy cię samej. Poza tym chcę poznać bratanka.

Elizabeth próbowała wyprosić byłych przyjaciół, ale znała ich na tyle dobrze aby wiedzieć, że tak łatwo nie odpuszczą.

- Mogę zaproponować wam jedynie kanapę. - wskazała na stary mebel – Nie mam nic lepszego.

- Mnie odpowiada.

- Mnie również.

- Super. - uśmiechnęła się ironicznie.

Miała nadzieję, że perspektywa spania na leciwej i niewygodnej kanapie ich zniechęci, niestety myliła się. Z szafy wyciągnęła dwa koce i poduszki, owlekła je w białe poszewki i podała chłopakom.

- W łazience w szafie znajdziecie czyste ręczniki, żel i szampon stoją na wierzchu. Niestety nie posiadam zapasowych szczoteczek.

- Poradzimy sobie. - powiedział blondyn posyłając dziewczynie ciepły uśmiech.

- Nie wątpię.

Lost LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz