Podsumowanie po poprawkach

103 20 144
                                    

Każdy, kto przegląda moje story na Instagramie, wie, że wczoraj wieczorem skończyłem trzecie (a częściowo czwarte) poprawki mojej powieści... Tak sądzę, że mogę już to zacząć nazywać powieścią.

Baaardzo dziękuję wszystkim, którzy co jakiś czas na moim Inście goszczą. Daje to taką motywację, że kogoś interesuje to, co robię i może uda mi się zrealizować moje plany. Kiedyś. ;)

A teraz obiecane podsumowanie poprawek!

Przed:

Przed:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po:

(około 518 stron znormalizowanych, ile miałaby książka? Kto wie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(około 518 stron znormalizowanych, ile miałaby książka? Kto wie...)

Czyli:

– usunąłem około 18 800 słów, zmniejszyłem objętość o dwa rozdziały

Teraz każdy sobie myśli: „Jeż niby po mat-fizie, a coś mu nie pykło". Wręcz przeciwnie! Chodzi o to, że usunąłem znacznie więcej, niż wskazuje na to licznik, ponieważ jeden rozdział dodałem. Tak, napisałem one-shota na Wattpada, ale odkryłem, że będzie on genialnym rozdziałem pierwszym. Nie powiem, miałem trochę problem z wprowadzeniem czytelnika w świat przedstawiony i relację między Szymonem i Krystianem (macie już tyle szczegółów o tej powieści, że się martwię, że wydawca powie: „Ale twoi czytelnicy już wszystko wiedzą!"). A ten one-shot zgrabnie to ukazywał, a dział się zaledwie dwa dni przed główną akcją, więęęccc... Nic nie stoi na przeszkodzie, aby tam pozostał.

(one-shot, czyli rozdział pierwszy ma 4 498 słów)

– usunąłem sporo wątków lub zmodyfikowałem szczegóły

Mam taki pliczek „usunięte", gdzie wrzucam coś, jeśli usuwam coś więcej niż akapit, jakiś wątek czy coś takiego. Początkowo w tej powieści chciałem zawrzeć wszystkie swoje pomysły, ale, ale! Przecież przede mną jeszcze wiele pisarskich przygód, przecież nie skończę na jednej powieści! Dlatego postanowiłem z niektórych rzeczy zrezygnować, szczególnie jeśli było widać, że zostały upchnięte na siłę.

Plik ma 21 487 słów, bo znajdują się tam fragmenty usunięte także podczas poprzednich poprawek.

Zastanawiam się jeszcze nad usunięciem niektórych wątków (nawet postaci) czy scen, ale muszę się nad tym dobrze zastanowić, bo to będzie wymagać ogromnej przebudowy i może jednak są one tam potrzebne.

– Rita, Krystian, Szymon i Lucjen dorośli

Tak, niby byli tacy dojrzali, ale zauważyłem, że wciąż zachowywali się i wysławiali jak dzieciaczki w przedszkolu.

Przede wszystkim zrezygnowałem ze sztucznej wulgarności.

Wiecie, Krys i Luc to mieli być tacy bad boy'e. I myślałem, że przecież na co dzień ludzie przeklinają, więc może moje postaci też powinny, skoro na takie je kreuję?

Ale wiecie co?

Ja sam nie przeklinam. I po prostu nie potrafię przeklinać. Dlatego ich wypowiedzi brzmiały sztucznie, tak na siłę.

Uznałem, że lepiej będzie bez tylu wulgaryzmów (od czego mamy ewentualnego narratora i „zaklął siarczyście...). Niektóre zostały, niektóre pasowały, jasne. Ale zauważyłem, że te postaci po prostu tego nie potrzebują. Nie muszą być bardziej bad, niż już są. Wydaje mi się, że uzyskuję żądany efekt bez wulgarności, a nawet wtedy jest lepiej.

Tak samo zrezygnowałem z wielu scen, gdzie to już para „dobierała się do siebie". Zauważyłem, że można to jasno zakomunikować czytelnikowi, a wcale nie pisać, kto gdzie już miał rękę. Dzięki temu ani nie ciacham sobie odbiorców, bo żadnych scen typowo erotycznych nie ma, przekleństw jest mało, więc teoretycznie tak od szesnastu wzwyż, ale wiemy, jak to wygląda w praktyce i myślę, że ja sam w wieku trzynastu/czternastu lat śmiało bym taką powieść przeczytał. Jednak, jak to bywa, nie każdy w danym wieku wszystko lubi, więc wszystko będzie zależeć od prywatnych preferencji i od tego, co kiedyś w odległej przyszłości ustalę z tym moim wymarzonym wydawcą.

Myślę, że zaszło też sporo zmian stylistycznych (nie macie pojęcia, jaką zmianę w swoim pisaniu widzę po „Blasku odbitym"). W pierwszej części zmieniałem bardzo dużo, w drugiej też, ale tam zaszło więcej zmian kosmetycznych.

Nie macie pojęcia, jak chciałbym Wam pokazać niektóre fragmenty, ale to dopiero by były spojlery! Na razie musi mi wystarczyć publikowanie na Instagramie wpadek językowych.

Zacząłem 6 maja, pierwszą część przejrzałem dwa razy, drugą już tylko raz. Miałem dwa tygodnie przerwy, kiedy byłem w rozjazdach, więc śmiało mogę napisać, że poprawki zajęły mi miesiąc.

Wydaje się to Wam długim czy krótkim czasem?

Osobiście, mam wrażenie, że machnąłem to ekspresowo...

Wysłałem już sześciorgu znajomym, na siódmego czekam, co z nim. Zastanawiam się, ile osób faktycznie prześle mi opinie, bo kiedyś na przykład wysłałem koledze „tak, tak, ja też piszę, koniecznie wyślij, to ci potem powiem, co o tym myślę". Ja się brałem za interpretacje jego wierszy, o jednym i tym samym, a on mojej powieści jak nie tknął, tak nie tknął i... Cóż, i tak ma już przestarzałą wersję.

To chyba tyle!

Ale, ale, czy chcecie poznać prawdziwy tytuł tzw. powieści życia?

Chciałem zrobić jakiś próg, żeby zmotywować siebie do działania w Internecie, zmotywować Was do aktywności...

Mam kilka propozycji. Po zrealizowaniu któregoś z tych progów, opublikuję tytuł! (Huh, i teraz mam nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko, bo naprawdę lubię ten tytuł i chyba bym umarł, jakby całkiem przypadkiem ktoś nagle miał taki sam...).

Ale, żeby nie było tak łatwo, musimy wybrać jeden z nich. Piszcie w komentarzach, która opcja wydaje się Wam najlepsza. (Na Instagramie, który powinien mi już dawno płacić za reklamę, za jakiś czas pojawi się ankieta z tym samym. Ponieważ nie znam nicków wszystkich z Insta, osoby, które się tam udzielają, mają podwójny głos).

1. 21 tysięcy gwiazdek pod Poradnikiem.

2. Tysiąc obserwujących (żeby nie było za łatwo!) na Instagramie lub Wattpadzie.

3. Pozytywne opinie od dziesięciorga znajomych.

Dlaczego progi są takie „atencyjne" czy „ałtoreczkowe"? Bo, nie okłamujmy się, chodzi przede wszystkim o promocję profilu. Chyba już wszyscy ustaliliśmy, że chcę wydać w wydawnictwie tradycyjnym (nie dałbym rady na dłużej ciągnąć sam promocji, dystrybucji itd., itp.), ale chcę to zrobić na swoich zasadach. A żeby to zrobić na swoich zasadach, to muszę mieć fanów tak, jakbym się brał za self-publishing. Rozumiecie? Muszę coś wymyślić na promocję, tak wiem, czytanie innych prac, ale mam ich naprawdę sporo w kolejce, a czasu mało. Jasne, na jakieś drobnostki, ale nie okłamujmy się, napisanie sensownego komentarza to czasami kwestia pół godziny, a to już nie jest tak mało.

Staram się, staram, ale na razie mam wrażenie, że po nic. No, ale, nie można się tak łatwo poddawać! Wasze prace, te z listy na pewno nadrobię, ale myślę, cóż jeszcze do tego dodać, skoro najlepszy Poradnik na ziemi już na tym profilu wisi... (A wiecie, chciałbym się tak pochwalić „milionem pobrań" czy coś).

No, nic. Pozostaje mi tym oto akcentem zakończyć notkę i brać się do pracy, bo dzisiaj przede mną intensywny dzień!

Życzę wszystkim dobrego dnia, wiele weny, wytrwałych czytelników, samych sukcesów i wszystkiego, czego sobie zamarzycie!

Literki z ketchupemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz