Powieść życia #3, czyli dlaczego metaforycznie obgryzam paznokcie

61 10 31
                                    

Ze stresu.

Metaforycznie, bo nie robię tego dosłownie, nigdy nie obgryzałam paznokci, nawet gdy byłam dzieckiem.

A teraz, zamiast się uczyć na jutrzejszy test z gramatyki, to siedzę i piszę streszczenie. I chyba je mam. Ale nie pokażę.

A co dziwne, to nie stresuję się egzaminami, choć tym też. Ale znowu chodzi za mną dylemat: „wysyłać, nie wysyłać?". Ostatnio nie wysłałam i teraz się z tego cieszę. Ale teraz mam wrażenie, że już sama więcej nie dopracuję, że potrzebuję kogoś z zewnątrz. A może to tylko złudzenie? Może Świt powinien jeszcze rok przeleżeć i poczekać?

Tylko czy wtedy nie powtórzy się znowu cała historia od początku?

I stresuję się tym dylematem, ciągle o tym myślę, mam wrażenie, że stoję w miejscu. Dociskam gazu, koła się kręcą, ale auto nie rusza – zablokowało je błoto.

A co jeśli wyślę i nie będą chcieli?

A co jeśli nie wyślę teraz i nie zrobię już tego nigdy?

Ech, te decyzje niezdecydowanej osoby.

Chciałam zaprezentować postaci, świat, cokolwiek. Przerobić usuniętą scenkę, napisać dodatek.

Idę spać.

Miał być prolog, jest fragment rozdziału szesnastego.

Dajcie znać, co myślicie! ♥

***

Krystian westchnął, zamykając za sobą drzwi do mieszkania. Dochodziła dwunasta.

W domu panowała idealna cisza.

Rzucił plecak oraz kurtkę na podłogę w korytarzu i zajrzał do salonu.

– Halo? Żyjesz? – Wychylił się zza framugi drzwi otwierających się do środka pokoju. Kobieta siedziała na kanapie, wpatrując się za okno. – Aha – mruknął niezadowolony chłopak.

Zauważył, że czarne pudełko leżało na stoliku nocnym tak jak ostatnio – z taśmą rozklejoną z jednej strony. Odetchnął, bo poprzedniego wieczora przestraszył się, że miał przewidzenia.

Wycofał się z pomieszczenia, a zamykając drzwi, spojrzał na próg, na którym stało czarne pudełeczko.

Serce Krystiana zabiło niemiłosiernie szybko, przez chwilę poczuł się słabo. Nie wiedział, co zrobić. Napis zdecydowanie zabraniał mu otwierania pokrywki. Nie miał ochoty łamać nakazu sporządzonego przez nie wiadomo kogo.

Obrzucił spojrzeniem pusty stolik nocny. Spojrzał raz jeszcze na próg.

Też pusty.

Krystian omal się nie przewrócił. Jego matka siedziała dokładnie w takiej samej pozycji jak przed momentem.

Zostawił drzwi uchylone i powoli się odwrócił. Czuł pulsowanie w każdym zakamarku ciała, w uszach mu szumiało. Krok za krokiem kierował się w stronę swojego pokoju.

Jednak pudełko leżało na stole w kuchni. Nieruchomo. Wciąż oklejone taśmą rozdartą z jednej strony. Napis głosił: „nie otwierać".

Krystian powoli wycofał się z pomieszczenia. Nerwowo rozglądał się na wszystkie strony.

– Halo? – zapytał drżącym głosem. – Jest tu ktoś?

Odpowiedziała mu jedynie cisza. Kilka metrów do swojego pokoju przebiegł w długich susach. Zatrzasnął drzwi, oparł się o nie plecami, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Oddychał tak kilkanaście długich minut, a jeże wyszły ze swoich domków i przyglądały mu się ciekawie. Nataniel wyglądał na bardziej zmęczonego niż zwykle i o dziwo nie pufał o czymś zaciekle. Krystian przypomniał sobie, jak poprzedniego dnia rano zażartował, żeby Nataniel nie używał swojej jeżowej mocy. Może przez przypadek coś mu zrobił i dlatego jeż wydawał się taki zmęczony?

Spojrzał na swoje ukochane pięć zwierzaków. Jeśli coś by mu się stało, one zdechłyby. Wolał nie brać pod uwagę optymistycznej wersji, że jego matka zaopiekowałaby się nimi; pielęgnacja tych wybrednych stworzonek należała do skomplikowanych i czasochłonnych.

Wydobył z kieszeni komórkę, której popękany wyświetlacz o dziwo nie mrugał ani nie zgasł bez powodu, jak we wszystkich horrorach. Wybrał numer nazwany niegdyś przez świętej pamięci Teodorę: „Mamusia :*". I choć Krystian sądził, że powinno raczej być na odwrót, nigdy tego nie zmienił. Przyłożył telefon do ucha.

Nikt nie odpowiadał, a chłopak rozłączał się dopiero, gdy automatycznie kobiecy głos informował go, że abonent nie odbiera. Spróbował zadzwonić dziesięć razy, w międzyczasie napisawszy około piętnaście SMS-ów, mniej lub bardziej grzecznych, aby osoba po drugiej stronie w końcu odpowiedziała.

Zegarek wskazywał wpół do pierwszej, nadal nikt nie odbierał, a Krystian stał pod drzwiami. W końcu uznał, że musi pofatygować się osobiście.

Wybrał aplikację zatytułowaną: „Znajdź moje dziecko". Zrobił zrzut ekranu adresu, łącznie z propozycją dojazdu, pod którym obecnie znajdowało się urządzenie, do którego właściciela nie mógł się dodzwonić.

Zapakował ze sobą kilka rzeczy i najciszej, jak potrafił, wyszedł z pokoju, dzierżąc w rękach prostopadłościan wielkości pełnowymiarowej poduszki, ale szerszy, szczelnie owinięty białym prześcieradłem.

Nie powstrzymał się. Zaciskając dłonie na pudle, zrobił krok w stronę kuchni.

Pudełeczko leżało na swoim miejscu.

Jednak na karteczce, napisane koślawym pismem, widniało: „otwórz mnie".

Literki z ketchupemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz