Oczywiście, pojechali do szpitala, nawet radiowozem. Nigdy nie zostaliby tam, gdyby nie widzieli choć cienia szansy, by uratować Jesse'a. Ale lekarz nawet nie musiał przyjmować go na salę: jedno spojrzenie, jedno zbadanie pulsu i współczujące pokręcenie głową. Jesse nie żył.
Jesse nie żył, a Dean trzymał w ramionach jego martwe ciało, całą drogę do szpitala. Mało tego, mówił do trupa, jakby próbował utrzymać go przytomnego, chociaż chłopiec był już siny i lodowaty.
Ciało Jesse'a zostało chwilowo w szpitalnej kostnicy, w małym, szarym worku. Ktoś zobowiązał się pozszywać jego rany, by gęsta krew już się z nich nie wylewała, Castiela mało obchodziło, kto to właściwie był. Opuścili tą część szpitala w milczeniu, szczęśliwie bez przeszkód. Dopiero w korytarzu na normalnym oddziale zobaczyli pierwszą policjantkę.
Kobieta stała przy stole, na którym siedział Gabriel, zapisując każde jego słowo w małym notatniczku. Ramię Shurley'a było dopiero co zaszywane przez uwijającą się przy nim pielęgniarkę, a sam złotooki wydawał się być już na skraju wytrzymania, sycząc co chwilę z bólu i odpowiadając upierdliwej policjantce.
-Więc przyznajesz, że to wy zaczęliście atak?-zapytała brunetka, zerkając na niego znad notesu. Gabe westchnął głęboko, przytrzymując w górze swoją koszulkę zdrową ręką.
-Już mówiłem, to Ghoulies napadli na sklep, my próbowaliśmy go bronić, leży w naszych granicach...zrobiło się zamieszanie, oberwałem szybą w rękę, o mało nie zabili mojego najlepszego kumpla, wykrwawiałem się tam jak świnia dobre dziesięć minut...kobieto, mówiłem ci to wszystko już z trzy razy, dajta mi już spokój!
Castiel przystanął, łapiąc dziwnie nieobecnego Deana za łokieć i próbując zdobyć jego uwagę.
-Zaczekaj tu, dobrze?-wyszeptał, patrząc w opuchnięte, przekrwione oczy chłopaka. Wytarł łzy z jego policzka, za wszelką cenę starając się nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Gdyby i on się teraz rozkleił, Dean nie dotarłby nawet bezpiecznie do domu.-Zaraz wrócę.
Winchester kiwnął głową, wbijając wzrok w podłogę. Castiel puścił go i podszedł do Gabriela, ostrożnie kładąc dłoń na ramieniu policjantki.
-Przepraszam, ale czy mogłaby pani na chwilę zostawić nas na osobności?-zapytał najbardziej kulturalnym tonem, na jaki było go teraz stać. Funkcjonariuszka zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu.
-Jestem w trakcie przesłuchania.
-On nie został jeszcze nawet opatrzony. Czy przesłuchiwanie go w takich warunkach nie podchodzi pod niehumanitarne traktowanie oskarżonego? Jest na to co najmniej jeden paragraf, o ile się nie mylę.
Policjantka fuknęła coś pod nosem, ale wskazała długopisem na Shurley'a i odeszła bez większych kłótni. Pielęgniarka w końcu skończyła zszywać Gabriela i również zniknęła im z oczu, zapewne chcąc zająć się pozostałymi rannymi.
-Dzięki.-mruknął blondyn, zakładając z powrotem swoją zakrwawioną koszulkę.-Za to i, no wiesz. Że mnie stamtąd wyciągnąłeś.
Castiel nie potrafił się wysilić nawet na słaby uśmiech. Nie miał nawet pojęcia, jakim cudem stoi jeszcze na nogach.
-Nie ma sprawy.-odparł cicho, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki wykończony. Hannah dzwoniła do niego kilka razy, ale nie miał siły z nią rozmawiać, nawet napisać smsa.
-Jeśli znajdziesz chwilę...-Gabriel odchrząknął lekko, spuszczając wzrok.-Powiedz Deanowi, że mi bardzo przykro. I, że nie musi się na razie niczym martwić. Zajmę się Serpents i...i pogrzebem.
CZYTASZ
Królowie Chaosu
FanfictionCastiel Novak był najbardziej typowym, wręcz nudnym mieszkańcem Northside w mieście Riverdale. Uczył się, kłócił z siostrą- od wielu lat jego życie było monotonną rutyną, której sam za żadne skarby nie mógł się pozbyć. Wszystko zaczęło się zmieniać...