+i just wanna know what's on your mind

1.1K 72 151
                                    

zerwałam się z wesela żeby to dla was wstawić doceńcie

przygotowując się do pisania tego rozdziału seryjnie spędziłam dziesięć minut szukając zdjęcia rzęs mishy

plus szukałam dzieł renesansu żeby sprawdzić czy były przysłowione listki czy nie

nie dowiedziałam się bo różne wyskakiwały także

spece od historii sztuki wybaczcie, jeśli pomyliłam się i w okresie renesansu nie zakrywano okolic intymnych

komentarze są paliwem do pisania nie

tak tylko przypominam

enjoy

===

Życie było dobre.

Po raz pierwszy od bardzo dawna, życie było naprawdę, prawdziwie dobre i oboje to czuli. Po raz pierwszy od bardzo dawna wierzyli, że jest dobrze, że będzie dobrze, że wszystko zaczyna się wreszcie układać, być jak należy, że to jest właściwe, bo czuli, że jest właściwe, czuli to codziennie, w każdej sekundzie dnia, w każdej minucie rozmowy, uśmiechu, dotyku. Zaczęli naprawdę cieszyć się sobą nawzajem, wszystkimi tymi krótkimi momentami, gdy po prostu byli razem, rzeczywiście byli razem, w każdym możliwym znaczeniu. Byli razem jako para, byli razem jako ludzie, ale nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli po prostu żyć razem, jakby powoli stawali się jednością, tak skrajnie różną, a jednocześnie tak bardzo pasującą do całości tego pięknego obrazka, jakim stała się teraz ich codzienność.

Castiel kochał budzić się przy Deanie. Uwielbiał te długie, leniwe minuty, gdy słońce ospale wpadało przez okno do pokoju, a on mógł obserwować spokojne, pogrążone we śnie oblicze blondyna. Tą niesamowicie piękną twarz, naznaczoną piegami i drobnymi rankami z przeszłości. Novak fascynował się nią co ranek, w końcu przybliżając się do niej nieco bardziej i całując ją: to w usta, to w policzek, w czoło. Kochał sposób, w jaki Dean powoli się wybudzał, niemal od razu się uśmiechając, szepcząc ciche "dzień dobry, kochanie" i przyciągając go do siebie, by schować nos w jego włosy. Leżeli wtedy kolejne kilka minut, ciesząc się tym cudownym spokojem, ich małym rajem, zaplątani w siebie nawzajem, trzymając się tak blisko, jak to tylko możliwe.

Castiel praktycznie zamieszkał u Winchesterów: u siebie spędzał jedną, czasami dwie noce w tygodniu, ale wszystkim taki układ pasował. Przewieźli już trochę jego rzeczy do pokoju Deana, który, po kilku tygodniach, stał się ich pokojem, łóżko Deana ich łóżkiem, a nie było nic piękniejszego od nazywania tych wszystkich rzeczy jako ich wspólnych. Zaczęli nosić ubrania tego drugiego, gdy wszystko w szafie zwyczajnie się wymieszało: to też było już normą. Nosili swoje zapachy całymi dniami, uśmiechając się za każdym razem, gdy jakaś koszulka czy bluza pachniała swoim właścicielem, który aktualnie przebywał gdzieś daleko-wtedy łatwiej im było znieść nawet krótką rozłąkę.

Okrągła, płaska tabletka witamin wpadła do szklanki, przesadnie głośno obijając się o jej ściany. Po chwili zaczęła wirować w wodzie, musując się i barwiąc ją na pomarańczowo, gdy Castiel ziewał, stojąc przy blacie.

-Śpisz dzisiaj tu, czy u Deana?-zapytała zza gazety Hannah, popijając kawę w ten słoneczny sobotni poranek, gdy brunet postanowił ją wreszcie odwiedzić. Ostatnio widywali się ledwo kilka razy w tygodniu, bo niebieskooka spędzała coraz więcej czasu u swojego chłopaka, podobnie jak jej siedemnastoletni brat. Jednak, wbrew pozorom, ich dopiero co odbudowana więź wcale nie zanikła, a nawet wręcz przeciwnie, bo w te dni, gdy mogli spokojnie porozmawiać czuli się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie. Rozmawiali godzinami, oglądali filmy, gotowali razem, wciąż mając trochę czasu dla siebie nawzajem, pomimo tempa, jakie nabierało ich życie prywatne.

Królowie ChaosuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz