+i'm fairly local

798 69 196
                                    

w końcu jestem boże

się męczyłam dwa tygodnie z tym rozdziałem, a następny, tak samo długi, napisałam w jeden dzień

do końca tego ff rozdziały będą już regularnie

tymczasem enjoy this rollercoaster of emotions and death

===

I'm evil to the core
What I shouldn't do I will
They say I'm emotional
What I wanna save I'll kill

Deszcz lał już strumieniami, gdy wchodzili wolnym krokiem na ulicę. Kurtki ciążyły im na ramionach, a pojedyncze kosmyki włosów przyklejały się do czoła, tuż nad zdeterminowanymi, wściekłymi oczami. Balthazar ich prowadził.

Rzeka Sweetwater wzbierała coraz silniej, szumiąc głośno przez krople wody bębniące o nierówny asfalt. Nad nią, po szerokim moście, na drugą stronę przechodzili uczniowie Riverdale High: drużyna, najstarsi i najsilniejsi, równie rozwścieczeni, co Serpents, zbierający się w mur naprzeciwko nich.

Is that who I truly am?
I truly don't have a chance
Tomorrow I'll keep a beat
And repeat yesterday's dance

-Jeszcze możecie się wycofać.-oznajmił głośno Michael, wychodząc nieco z szeregu. Balthazar tylko splunął mu pod nogi, co jego ludzie głośno zaaprobowali.

-Nastąpi zimny dzień w piekle, zanim świnia będzie mówiła wężowi co ma robić.-odparł kpiąco Milton, podwijając nieco rękawy swojej skórzanej kurtki. Przekręcił kilka razy głowę, aż strzyknęło mu w karku i zerknął na stojącego tuż za nim Gabriela. Shurley nie wyglądał nawet w połowie tak chętny do walki, jak ich towarzysze, ale mimo wszystko przytaknął, zrównując się z przyjacielem. Balthazar uznał to za ostateczną decyzję i uniósł dłoń równocześnie z Michaelem, po chwili dając swoim znak do ataku.

I'm fairly local, I've been around
I've seen the streets you're walking down
I'm fairly local

Good people now

Castiel przedzierał się przez ścianę deszczu, błagając w myślach, by motocykl nie stracił przyczepności na zakrętach. Oddychał ciężko, wciąż dodając gazu i mrugając, by odgonić wodę z rzęs, a przy okazji nie odczuwać skutków wiatru tak boleśnie. Od dawna nie jeździł bez kasku, a już na pewno nie w takich warunkach, kiedy ledwo widział drogę przed sobą. Latarnie przy ulicy migały lekko, od czasu do czasu oświetlając niewielki obszar wokół, ale oprócz tego, Cas mógł śmiało powiedzieć, że jechał praktycznie na ślepo.

Zaparkował z piskiem pod Roadhouse, omal nie przewracając się przez poślizg i zeskoczył na ziemię, w kilka sekund dobiegając do drzwi. Jo wpuściła go bez zbędnych pytań, zaraz znów zamykając dostęp do środka komukolwiek z zewnątrz kilkoma zasuwami.

Novak przetarł tylko twarz dłonią, przechodząc do głównej sali. Dean właśnie próbował się do kogoś dodzwonić, Charlie i Sam usiłowali ustalić coś za pomocą miejskiego systemu bezpieczeństwa, Ellen gdzieś zniknęła. Zielonooki spojrzał na niego, wzdychając z ulgą i odrzucając telefon na blat.

-Cas.-uśmiechnął się przez zmęczenie i podszedł kilka kroków bliżej.-Zaczynałem się o ciebie martwić, nie było cię godzinę!

-Jest źle.-odparł na wstępie brunet, nawet nie zawracając sobie głowy siadaniem.-Sprawdziłem Southside, ale prawie całe opustoszało. Serpents grasują po Northside i obrzeżach, z autostrady słyszałem strzały, to chyba Gabriel i Balthazar. Meg i kilkanaście innych zajęło się Blue&Gold, tym wydawnictwem w centrum i urzędem miejskim. Hid i Needy dowodzą małą grupą przy granicy, niszczą sklepy i chyba zmierzają w stronę kina.

Królowie ChaosuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz