2 tygodnie później
Początek trasy. Początek trasy, na której jestem supportem. Mojego szczęścia nie da się opisać. Zaczynamy koncertem w Phoenix. Strasznie się też stresuje bo to ten koncert właśnie ujawni moją tożsamość.
Siedzieliśmy wszyscy spożywając obiad w hotelowej restauracji. Wszyscy chyba wiedzieli, że coś jest ze mną nie tak.
-Ash, spokojnie. Czym się tak stresujesz? - zapytał Bean.
-No bo to mój pierwszy koncert i boję się, że nie wyjdzie. - zaczęłam moim już drżącym głosem.
-Jestem pewny w stu procentach, że wyjdzie nam wszystko wspaniale. - potwierdził Daniel.
Jest słodki gdy się o mnie troszczy.
-Po za tym do koncertu jeszcze z jakieś 5 godzin więc zrelaksuj się do tej pory. Uwierz wiemy co mówimy, ponieważ sami przez to przechodziliśmy - uspokajał mnie Jonah.
-Może i macie rację. - powiedziałam wstając i podążając do wyjścia z hotelu.
-A ty gdzie? - zapytali wszyscy naraz.
-Przejść się. - odpowiedziałam i zniknęłam im z pola widzenia.
Arizona jest piękniejsza niż mi się wydawało. Spacerowałam po stolicy tego stanu bez obawy, że ktoś mnie rozpozna, bo przecież nikt nie wie jak wygląda 'Black Rose'. Każdy kojarzy ją tylko po głosie. Nagle mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran i ujrzałam zdjęcie Gabbie oraz jej numer. Odebrałam odrazu.
-Hejka Jack'ie. Chciałam się tylko upewnić czy napewno jesteś pewien co do rodziców chrzestnych Lavender. - powiedziała brunetka co mnie kompletnie zdziwiło. Przecież to mój telefon.
-Hejka Gabbie, nie pomyliłaś numerów? - zaśmiałam się.
-O Matko, Cześć Ashley. Ile już minęło odkąd się nie widziałyśmy? I nie wiem dlaczego odbierasz telefon Jack'a. - usłyszałam śmiech po tamtej stronie słuchawki.
-Zaraz zaraz, ale jak to Jack'a? - zapytałam po czym sprawdziłam tapetę oraz kontakty. Jak się okazało to serio był telefon Jack'a.
-O Boże pomyliłam telefony. Przepraszam cię. - powiedziałam. Wiedziałam, że kupywanie tych samych modeli to zły pomysł.
-Nic nie szkodzi. - powiedziała.
-Dobra zadzwonię niedługo a teraz idę temu loczkowi oddać telefon oraz idę po swój. Ucałuj Lavender ode mnie kochana papa! - odparłam.
-Jasne, trzymaj się. - powiedziała po czym się rozłaczyła, a ja zwróciłam się w stronę hotelu
Daniel
Gdy wyszła zacząłem wariować. Była dla mnie cholernie ważna i poprostu się martwiłem bo jest sama w dość sporym mieście, w którym do niedawna ja się gubiłem. Jedyny plus, że oprócz nas nikt nie zna jej do końca. Postanowiłem kolejny raz zadzwonić.
-Stary po co do mnie dzwonisz? - zapytał głos Jack'a.
-Jesteś z Ashley?? - zapytałem ignorując jego pytanie.
-Nie ale mam cię podpisanego jako Danny, co jest dziwne bo zawsze byłeś podpisany jako Seavey. - powiedział, a ja strzeliłem Facepalm.
-Avery.. Ty masz telefon Ash. - oznajmiłem mu po czym się rozłączyłem.
Usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach. Na siłę próbowałem wmawiać sobie, że jest dorosła i nic jej się nie stanie. Ale to nie dawało mi spokoju. Zaraz jednak wstałem i skierowałem się ku drzwiom. Miałem już pociągnąć za klamkę jednak ktoś mnie uprzedził i przywalił drzwiami prosto w nos. Co za pech.
CZYTASZ
𝐇𝐀𝐏𝐏𝐈𝐍𝐄𝐒𝐒 𝐉𝐔𝐒𝐓 𝐀𝐑𝐎𝐔𝐍𝐃 𝐓𝐇𝐄 𝐂𝐎𝐑𝐍𝐄𝐑
FanfictionSposób w jaki muzyka łączy ludzi jest magiczny, a sposób w jaki połączyła nas jest wyjątkowy, czyli dokładnie tak jak nasze uczucie..