~28~

254 21 3
                                    

Ashley

Siedziałam w jednej pozycji już drugi tydzień. Na nadgarstkach zrobiły mi się rany przez za mocno związane liny. Byłam kompletnie osłabiona. Cały czas miałam przymknięte oczy. Zastanawiałam się co robią teraz chłopcy, bądź co u mojej kochanej Lavender. Tak strasznie za nimi tęsknię.

Na myśl o nich po policzku spłynęła mi łza. Tak bardzo chciałam wrócić do normalnego życia. Kochałam je tak bardzo jak osoby, które mnie w nim otaczają. Tak bardzo jak Daniela.

Opamiętałam się gdy usłyszałam coraz to głośniejsze kroki. Przymknęłam oczy i schyliłam głowę na znak, że śpię. Nagle światło zostało zaświecone, a do pomieszczenia, w którym się znajdowałam wszedła nie jedna, a kilka osób. Przynajmniej tak było słychać. Głosy Megan i Matt'a odrazu rozpoznałam za to ostatni głos próbował coś powiedzieć ale najwyraźniej nie mógł. Chciałam otworzyć oczy i zobaczyć kto to ale jednak coś mi na to nie pozwalało.

-Oderwij mu taśmę z ust. - powiedział żeński głos należący do Megan.

A więc on. Tym razem chłopak.

-Cholera jasna, co wy jej zrobiliście?!

Gdy tylko to usłyszałam, odrazu otworzyłam oczy do których natychmiast napłynęły łzy. Daniel, to był on. Mój kochany Seavey.

-Daniel! - krzyknęłam drżącym głosem. -Błagam zostawcie go w spokoju. Weźcie mnie

-Zamknąć mordy! Im ciszej będziecie tym dla was lepiej. - powiedział już podirytowany Matt.

Spojrzałam na Daniela dając mu znak aby się uspokoił. Ten chyba zrozumiał. Brunet od zawsze był dobrym aktorem i zasymulował zmęczenie.

Pozostała dwójka widząc że mamy dość przywiązali Daniela do krzesła, zgasili światło i poprostu wyszli.

-Ash nic ci nie jest? Nawet nie wiesz jak się martwiłem, zapłacą za to co ci zrobili! - powiedział brunet na jednym wydechu.

-Mną się nie przejmuj, jeszcze żyje.. - powiedziałam wysilając się na uśmiech.

-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem. - rzekł, a ja widziałam pojedyńczą łzę spływającą po policzku.

-Nie płacz skarbie, damy radę.... Wkońcu musimy prawda? - zapytałam.

Dziwiłam się jak w takiej sytuacji mogę być tak pozytywna. Może życie mnie coś nauczyło? Wiem, że jego życie jest dla mnie ważniejsze niż swoje. Zrobię wszystko aby on się uratował, nawet jeśli muszę zapłacić bardzo dużo.

-Tak Ash, musimy. - powiedział.

Jego oczy dalej były takie lśniące i niebieskie jak ocean. Nie mogę tego ukryć kocham go i zawsze będę go kochać.

Nie potrzebowaliśmy nawet rozmowy, nasze spojrzenia mówiły wszystko. Każda cisza z nim była przyjemna. Każda chwila z nim była tą najlepszą.

Muszę pomyśleć jak się stąd wydostać, bądź chociaż on.

Corbyn

-Debile czy wy chociaż na chwilę możecie być cicho. - powiedział już trochę zirytowany Jack. -W szczególności ty Zach.

Najmłodszy tylko zmierzył go wzrokiem lecz nic nie powiedział. Nareszcie było cicho, a Jack mógł powiedzieć swój plan działania na odbicie 'Romea i Julii'. I właściwie jedyny plan jaki mieliśmy.

-A więc tak.. Jonah ty idziesz pierwszy i skontrolujesz czy jest bezpiecznie. - skierował się do Marais'a. -Zach i Corbyn wasze zdolności idiotów się teraz przydadzą.

-Dzięki Jack za docenianie.. - powiedziałem sarkastycznie.

-A ty niby co zrobisz? - zapytał Zach.

-Ja was osłaniam tak? - wytłumaczył.

-Yhym.. Dobra wyjazd bo czas się liczy. - pogoniłem ich.

Emmie 🌸

Do: pamiętaj kocham cię Emmie x  

Napisałem wiadomość do Emmy i schowałem telefon. Zapowiada się ciekawie.

Jonah podszedł do drzwi, a my czekaliśmy tuż za rogiem. Słyszeliśmy wszystko głośno i wyraźnie.

Dochodził do nas dźwięk pukania do drzwi, a po chwili ich otwieranie.

-Dzień dobry, mnie skierowano tutaj na rozmowę kwalifikacyjną. - usłyszałem głos przyjaciela.

-Że co? Żadna rozmowa kwalifikacyjna. - odrzekł głos mężczyzny.

-Tutaj miałem przyjechać mogę nawet Panu pokazać SMS. - powiedział dość przekonywująco brunet. To był dla nas znak, żeby ruszyć do akcji.

Szturchłem Zach'a i ruszyliśmy biegiem do otwartych drzwi. Jonah w tym czasie miał obezwładnić mężczyznę, który wyglądał mi na bardzo znajomego. Nie zastanawiałem się jednak nad tym, ponieważ czas gonił.

Dobiegliślmy do rozwidlenia na korytarzu. Musieliśmy się niestety rozdzielić.

-Ty w prawo ja w lewo. - zażądał najmłodszy, a ja tylko skinąłem głową.

Skręciłem w prawo zgodnie z tym co powiedział Zach. Sprawdzałem każde pomieszczenie pokolei. Wkońcu usłyszałem czyjeś głosy.

-Pomocy! - dobiegł donośny krzyk zza drzwi naprzeciwko mnie.

Szybko do nich podbiegłem i wyważyłem je z hukiem. Ujrzałem Daniela i Ashley przywiązanych do krzeseł. Z tym że Ash była nie przytomna. Musiałem działać.

-Cholera jasna, Zach! Gdzie ty jesteś? - rzuciłem się odrazu, żeby odwiązać szatynkę i wziąść ją na ręce. Najmłodszy znalazł się zaraz obok mnie. -Zajmij się Danielem, ja mam mało czasu.

-Jasne leć. - oznajmił i zajął się brunetem.

Szybkim krokiem zmierzałem ku wyjściu. Miałem wyrzuty sumienia. Mieliśmy obowiązek ją chronić, a jednak nie dotrzymaliśmy słowa. Łzy cisnęły mi się do oczu jak widziałem ją taką. Bezbronną. Była dla mnie jak siostra. Odrazu złapaliśmy dobry kontakt. Obiecałem sobie, że jeśli ktokolwiek ją zrani nie wybacze sobie tego. Wkońcu chce być dla niej bratem, lepszym niż ten którego miała od dziecka.

-Jack, wsiadaj do samochodu. Jedziemy do szpitala. - krzyknąłem do przyjaciela, a ten zareagował odrazu.

-Jonah ty zostań z Zachiem i zajmijcie się Danielem. Z nim też nie za ciekawie. - oznajmił loczek.

Bałem się, że te godziny mogą być decydujące...

***

Napisałam kolejny rozdział wkońcu!
Słaby bardzo ale dawno nie dodawalam i chciałam to naprawić.

Chce też podziękować za tyle wyświetleń, jestem w szoku ze ktoś to w ogóle czyta.

Ale nie będę przy udać widzimy się w kolejnym rozdziale czyli za jakieś 2/3 dni ❤️

Kocham was!

Pamiętajcie aby błędy poprawiać i mi zgłaszać

See you soon! ❤️

𝐇𝐀𝐏𝐏𝐈𝐍𝐄𝐒𝐒 𝐉𝐔𝐒𝐓 𝐀𝐑𝐎𝐔𝐍𝐃 𝐓𝐇𝐄 𝐂𝐎𝐑𝐍𝐄𝐑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz