Epilog

308 18 35
                                    

*miesięc później*

Ashley

-Remember last December when we kissed under the mistletoe oh oh. - rozbrzmiał dźwięk mojego budzika, który oczywiście mi nie daje spać.

-Która jest godzina? - powiedziałam markotnie sama do siebie, wyłączając akurat przyjemną dla mojego ucha melodie.

Na zegarze widniała dopiero siódma rano dwudziestego czwartego grudnia. Zamknęłam jeszcze raz oczy i położyłam głowę na poduszce.

-Jak to dwudziesty czwarty grudnia?! - krzyknęłam.

-Ash, czemu ty jeszcze śpisz?! - do pokoju wpadł nie kto inny jak Corbyn.

-Już wstaje no. - rzuciłam w niego poduszką lecz ten zrobił unik. -Skubany. - dodałam.

-Za dziesięć minut widzę cię na dole stara. - powiedział i zniknął za drzwiami.

Niechętnie zwlekłam się z łóżka i podreptałam do szafy. Nie wybrałam nic wymyślnego, ponieważ ubiorę się bardziej elegancko na wigilię. Dziesięć minut później byłam w kuchni ubrana w zwykłe czarne legginsy oraz świąteczną bluzę.

-Pierwsze pytanie. - powiedziałam po czym wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Wszyscy oprócz Seavey'a, którego nie było wśród nas. -Gdzie jest Daniel?

-Yyy pojechał jeszcze na zakupy. - powiedział nie wzruszony Besson.

-Eh okey czyli zabieramy się do gotowania. - uśmiechnęłam się. -Kto mi pomoże?

Niestety nie usłyszałam odpowiedzi.

-Zbiórka chłopaki! - krzyknęłam. Dosłownie w sekundę cała czwórka zebrała się obok mnie.

-Jack i Jonah, będziecie ze mną gotować, a Corbyn i Zach będą sprzątać i upewnią się czy wszyscy będą na czas. - wyjaśniłam.

-Tak jest Pani Se- yyy Payne. - zaśmiał się nerwowo Herron ale to zignorowałam.

-Co mamy w planach? - zapytałam loczka i kawopijce.

-Tu masz listę. - podał mi Jo.

-Okey Jack, zajmiesz się ciastem? - zapytałam na co loczek skinął głową.

-To ja się zajmę alkoholem znaczy napojami. - zaśmiał się Jonah.

-Spoko czyli ja resztą, do pracy. - pogoniłam ich sama się śmiejąc.

*kilka godzin później*

Właśnie wyszłam z pod prysznica owijając się ręcznikiem. Zapomniałam wyciągnąć bielizny więc się po nią skierowałam. Stanęłam przy komodzie wyciągając bieliznę. Miałam się obrócić i wrócić do łazienki lecz poczułam ręce, które oplatają mnie w talii.

-Czyżby Pan Seavey łaskawie wrócił do domu?- zapytałam z lekkim śmiechem.

-Do mojej pani oczywiście. - wtulił się jeszcze bardziej.

-Potem się poprzytulamy, a teraz daj mi się ubrać. - wyrwałam się z uścisku i przelotnie dałam brunetowi całusa w usta.

-Mhm. - mruknął niezadowolony i wyszedł.

-Ehh kocham tego głuptasa. - powiedziałam sama do siebie i wróciłam do łazienki aby się przygotować na kolację.

𝐇𝐀𝐏𝐏𝐈𝐍𝐄𝐒𝐒 𝐉𝐔𝐒𝐓 𝐀𝐑𝐎𝐔𝐍𝐃 𝐓𝐇𝐄 𝐂𝐎𝐑𝐍𝐄𝐑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz