19-Musimy coś zrobić

566 24 25
                                    

-Gdzie ona jest?! -wtargnąłem do domu El i Hoopera, mężczyzna siedział na fotelu i upijał się. Widocznie on też sobie nie radzi.

-Hej! Co tu robisz, kolego?! -wstał i odłożył pustą już butelkę po wódce. Strasznie od niego śmierdziało, alkohol wymieszany z dymem papierosowym.

-Dlaczego ona zniknęła?! Gdzie jest El?! -po prostu krzyczałem prosto w twarz mężczyzny, nic innego nie mogłem zrobić. Oczekiwałem tylko głupiej odpowiedzi, ale on zapewne jej nie miał. I tak jak ja, nie wiedział co robić. Więc pił.

-Uspokój się chłopcze! Sam chciałbym wiedzieć, wszędzie jej szukałem! Ale ona jest z ojcem... Nie wiem gdzie. Naprawdę nie wiem. -sięgnął po kolejną butelkę alkoholu, ale natychmiast wyrwałem mu ją z ręki. Musimy coś zrobić.

-Przestań Jim.Musimy coś robić, nie możesz pić. Szukajmy jej! -mężczyzna słuchając mojego bełkotu usiadł ponownie na fotelu i schował twarz w dłoniach.  -Próbowałem, Mike. Próbowałem... Nie możemy nic zrobić. Nie znajdę jej. Nawet nie wiem gdzie jest ten jej ojciec.

Patrzyłem na Jim'a i nie mogłem uwierzyć jak taki silny mężczyzna, który w dodatku jest policjantem nie radzi sobie z emocjami. W tej chwili mam podobnie. Ale nie mogę słuchać tego jak mówi, że już jej nie znajdziemy. Po prostu nie mogę. Tyle już przeszliśmy więc teraz też damy radę. Wszyscy razem. Wybiegłem z małego domku i w deszczu biegłem do swojego domu. Coś z tym zrobię, będę starać się z całych sił.

Całą noc spędziłem na próbowaniu skontaktowania się z El.

-El, słyszysz mnie? El... - to już chyba setny raz kiedy mówię to samo, nie wiem czy ma to sens, ale na pewno nie będę już więcej siedział bezczynnie. Ostatnio gdy do niej dzwoniłem słyszała to. Mam nadzieję, że teraz również tak będzie. Nad ranem, powoli zacząłem odpuszczać, ułożyłem się na kocu w piwnicy i wypuściłem kilka łez. Nagle zaczęło coś się dziać. Zerwałem się na równe nogi i chwyciłem telefon, zaczął wydawać dziwne dźwięki, które były nie do zniesienia. Krzywiłem się i jednocześnie słuchałem pisków i szmerów, gdy nagle usłyszałem ciche ,,pomocy''.

-El!? Jesteś tam?! El! -wybiegłem z piwnicy zostawiając moją mamę z tyłu, coś krzyczała, ale teraz nic się nie liczyło. Pojechałem rowerem do domu Jim'a najszybciej jak mogłem. Zacząłem walić w drzwi. Mężczyzna otworzył w stanie w jakim spodziewałem się, że będzie.

-Nie możesz ciągle mnie nachodzić, dzieciaku... -odłożył butelkę i rzucił się na kanapę. -Która jest w ogóle godzina? -wymamrotał spod poduszki.

-Słyszałem El! -uśmiechnięty i pełny nadziei próbowałem dotrzeć do mężczyzny, który był kompletnie pijany.  -Bredzisz... -otrzymałem tylko taką odpowiedź. -Nie! Naprawdę! Dzwoniłem do niej! Tak jak kiedyś... Ale powiedziała tylko, że potrzebuje pomocy. Słyszysz?! Musimy ją znaleźć. -Hooper zrzucił z twarzy poduszkę i wlepił we mnie wzrok.

-Co ty gadasz?! Jak to ją słyszałeś?! Niemożliwe.

-Możliwe. Musimy działać, później może być za późno.  -spojrzałem mu prosto w oczy a Jim jakby natychmiast wziął się w garść. -Masz rację młody. 

Następnego dnia pojechaliśmy razem na posterunek, może dzięki tym wszystkim sprzętom jakoś nam się uda zbadać połączenie. Weszliśmy do jego biura, ludzie dziwnie na nas patrzyli a inni pracownicy wypytywali Jim'a co tu robi skoro ma wolne, usłyszałem jeszcze, że dzieci nie mogą tu przebywać, ale po prostu szedłem za mężczyzną i nie zwracałem na nic uwagi. Hooper usiadł za biurkiem i za pomocą jakiegoś sprzętu zaczął sprawdzać połączenia w moim domu.

-I co?! Masz coś?! - wykrzyknąłem zaciekawiony, wpatrując się w to co robi, był bardzo skupiony.

-Zamknij się, dzieciaku. Myślę. -odpowiedział groźnie i natychmiast zamilkłem. -O której godzinie to usłyszałeś? -dodał po chwili sprawdzając coś bardzo uważnie. -Jakoś nad ranem, piąta... może szósta. Siedzieliśmy w ciszy jeszcze jakieś piętnaście minut, kiedy Jim wyraźnie się czymś zaniepokoił.

-Mam coś... -dodał spoglądając na mnie kątem oka. -Spójrz. To cały rejestr telefonów. Ostatni jest o piątej trzydzieści, tak jak mówiłeś. Tylko pochodzi ze stanu Ohio... Jakieś pustkowie. To dziwne...

-W takim razie musimy tam pojechać... - spojrzałem na niego z nadzieją, ale Jim od razu zaprzeczył. -Ja pojadę, ty zostań, nie możesz się narażać, jesteście dziećmi.

-Ale... -nie zdążyłem nic dodać. -Powiedziałem nie. Wracaj do domu Mike.  -zdenerwowany wybiegłem z posterunku i udałem się do domu. Przez radyjka nadałem kod czerwony i poprosiłem o spotkanie w mojej piwnicy.

-Czeka nas mała podróż. -powiedziałem zebranym przede mną przyjaciołom. Chwile później zaczęły się dyskusje. Wszyscy byli w szoku, nie sądzili, że naprawdę chcę to zrobić.

-Ohio?! Czyś ty oszalał?! -wykrzyknął Lucas a reszta go jedynie poparła. -Nie poradzimy sobie...-dodał Will. Zrezygnowany padłem na kanapę i zakryłem twarz poduszkami. W takim razie miejmy nadzieję, że Jim da sobie radę.

-No chyba, że... -wyrwał się Dustin. -Zabierzemy ze sobą Steve'a ! -krzyknął z szerokim uśmiechem a do mnie powróciły nadzieje. Niestety tylko ja go poparłem.

-Czy wy naprawdę myślicie, że Steve pojedzie z jakimiś dzieciakami do innego stanu? -powiedziała Max unosząc wysoko jedną brew. -Tak... Właśnie tak myślę, Steve to równy gość! -szczęśliwy Dustin wierzył w swojego starszego przyjaciela. Ja też w niego wierzyłem i miałem cichą nadzieje, że zgodzi się nam pomóc.


-------------------------------------------------------------------------------------

Dość długi ten rozdział i niezbyt ciekawy, ale potrzebuję się jakoś rozkręcić, dajcie mi trochę czasu i rozdziały będą coraz lepsze! Czytajcie i oceniajcie, za błędy przepraszam.

Stranger Love/MilevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz