21-Już po nas

512 22 10
                                    

Coś strasznie uciskało moje ręce i nogi, przebudziłem się z bolącą głową i zupełnie nie wiedziałem gdzie się znajduję. To ciasne, ciemne pomieszczenie, są tu tylko jakieś kartony i worki. Podniosłem głowę i zauważyłem wszystkich moich przyjaciół. Jak dobrze.

-Mike! Już myśleliśmy, że nie żyjesz! -krzyknął Dustin na mój widok. Jak widać ocknąłem się jako ostatni. Co tu się w ogóle wydarzyło? Gdzie my do cholery jesteśmy?  Wszyscy byli związani tak jak ja. Grube liny coraz bardziej uciskały moje ręce i nogi. Dustin cały czas się wiercił i szukał czegoś w spodniach.

-Co do cholery?! Dustin! Czy ty cały czas miałeś przy sobie nóż?! -wykrzyknął Lucas a ja zorientowałem się, że mój przyjaciel wyciągnął z kieszeni mały lecz ostry nożyk.

-Ten nóż ratuje ci teraz życie więc módl się żebym nie podciął ci nim gardła, hm? -Dustin rozerwał swoje liny i podszedł do każdego z nas, omijając Lucasa.  -Stary! Żartowałem, rozwiąż mnie! -prosił go, ale ten nie ustępował.  -Poproś. -Dustin nabijał się z Lucasa.  -Proszę... -odpowiedział wywracając oczami. -Nie przekonałeś mnie. -kontynuował. -Proszę, Dustinku... -wtedy Dustin ustąpił, rozciął liny chłopaka i wszyscy byliśmy wolni.

-Co teraz? Drzwi są zamknięte. -powiedział Steve, zakładając ręce na biodra i czekając na odpowiedź.  -A czego się spodziewałeś Harrington? -dodała blondynka, wyśmiewając się ze swojego kolegi. 

-Spójrzcie! To wygląda jak przejście. -krzyknęła znowu Robin, wskazując palcem na małe kwadratowe drzwiczki, znajdujące się pod kartonami. Steve skoczył na nie i rzeczywiście okazało się, że za nimi kryje się jakiś korytarz ponieważ spadł na dół, szczęśliwie nie było wysoko. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

-Jestem pieprzonym detektywem! -krzyknęła zadowolona z siebie dziewczyna i również zeskoczyła na dół. Reszta zrobiła to samo. Ja zeskoczyłem ostatni. Błagam El, bądź gdzieś blisko. Nie wiem co się tutaj dzieje. Korytarz był długi i bardzo przerażający, nie wyglądał jak piwnica w opuszczonym budynku na odludziu lecz jak jakaś tajna baza. Mnóstwo ogromnych metalowych drzwi i pełno kolorowych światełek.

-Co dalej Robin? -zaśmiał się Dustin pytając dziewczyny co mamy dalej zrobić, jak na razie dzięki jej instynktowi dotarliśmy najdalej. -Proponuję jakieś otworzyć. -wzruszyła ramionami a Harrington rzucił się na drzwi w celu wyważenia ich. Powtórzył to kilka razy, ale drzwi nie ustępowały, były bardzo mocne. Chłopak w końcu upadł na ziemię.

-Już myślałam, że nie skończysz... -dodała Robin i wcisnęła mały czerwony guziczek a drzwi natychmiastowo otworzyły się. Wszyscy staliśmy osłupieni i wpatrywaliśmy się w pomieszczenie pełne jakiś dziwnych płynów, narzędzi, komputerów. Bardzo dziwne... Przypomina jakieś laboratorium.  -Ale czad. -dziewczyna zaczęła oglądać wszystko bardzo uważnie. Później każdy z nas zaczął z ciekawością chodzić po laboratorium. Nagle rozległ się wielki huk. Gwałtownie odwróciłem się i zauważyłem, że na podłodze rozlany jest jakiś zielony płyn. Nie mam pojęcia co to jest, ale na pewno nie powinniśmy tego ruszać a tym bardziej rozwalać... Za całą sprawą stał  Steve, tłumaczył się, że strącił to przypadkowo plecakiem. Zaczął się totalny chaos, wszyscy zaczęliśmy panikować, uruchomiły się strasznie głośne alarmy a drzwi zamknęły się na dobre.

-No bo kto inny mógł to zrobić?! O mój boże Harrington, jesteś takim frajerem. -wrzeszczała Robin. -Przypominam, że to ty chciałaś z nimi pojechać, moglibyśmy teraz spokojnie nakładać lody a teraz zginiemy! -odpowiedział, ale ich sprzeczkę przerwał mężczyzna, który pojawił się przy drzwiach.

-Kim wy jesteście? -mówił ostrym tonem. Był wysoki i siwy, ubrany w długi biały płaszcz, za nim stało jeszcze dwóch postawnych mężczyzn z gigantycznymi broniami.

-Przyszliśmy w celach pokojowych! -palnął Dustin a mężczyzna zbliżył się do nas. -Zamknij się...-szepnąłem.  -Mówcie prawdę! Jak się tu znaleźliście?! -krzyczał nam prosto w twarz. -Sam chciałbym wiedzieć... -wymamrotał Steve a mężczyzna z całej siły uderzył go w twarz. -Steve! -słyszałem jedynie krzyk blondynki. -Zostaw go gnoju! -dodała a wtedy mężczyzna wydał polecenie żeby nas gdzieś zamknąć. -Nie!!! -krzyczałem najgłośniej jak mogłem, ale nie miało to sensu, w końcu jesteśmy gdzieś pod ziemią w jakimś cholernym laboratorium i kto wie czy tutaj nie zginiemy.

Siłą wepchnęli nas do jakiejś ciasnej klatki, ledwo się tam mieściliśmy, w pomieszczeniu było jeszcze więcej klatek, niektóre z nich były o wiele większe i wyposażone, tak jakby kogoś tam przetrzymywali. To miejsce również posiadało dużą ilość najróżniejszych dziwnych narzędzi, komputerów i innych rzeczy, których nie potrafię nazwać.

Mijały kolejne godziny, miałem tak bardzo dość,  cały zdrętwiałem, byłem spragniony i głodny. Niektórzy postanowili spać, bo nic innego nie mogliśmy tutaj zrobić. Cały czas rozglądałem się po pomieszczeniu, gdy usłyszałem jakąś rozmowę za drzwiami.

-Dobrze Jane, przejdziesz ostatni test i będziesz mogła odpocząć. Mamy małych intruzów, ale nie zwracaj na nich uwagi. Niedługo się ich pozbędę.  -tyle zdążyłem usłyszeć zanim dwie osoby weszły do pomieszczenia.

Nie mogę uwierzyć. To nie dzieje się naprawdę. Osobą, do której mówił ten mężczyzna była El, moja kochana El, w końcu ją zobaczyłem. Nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa, ale dobrze na tym wyszedłem ponieważ El pokazała bym się nie odzywał. Nie wiem o co tutaj chodzi, ale tak też zrobiłem. Siedziałem cicho przez następne kilka minut przyglądając się całej sytuacji, El musiała zakładać na głowę jakieś dziwne urządzenia i używać swoich mocy. W końcu mężczyzna wyszedł. Eleven została zamknięta w wyposażonej klatce, którą przyuważyłem już wcześniej.

-El... Czy oni robią ci krzywdę? -pytałem zmartwiony.

-Najpierw chce wiedzieć co wy tutaj robicie? Jak się tu dostaliście? -szeptaliśmy na odległość,tak by ten facet nas nie usłyszał.

-Uratujemy cię...Wrócimy do domu.  -powiedziałem z nadzieją w głosie i uśmiechnąłem się do niej.

-Stąd nie ma wyjścia. -dziewczyna posmutniała a po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie mogłem już po prostu na to patrzeć, zacząłem walić w metalowe pręty, chcę być z nią. Wszystko na marne, to jasne, że nie dam rady się stąd wydostać.

-El, użyj mocy, przyjdę do ciebie. -szepnąłem, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową i pokazała mi swoją rękę, na której widniała jakaś dziwna opaska.

-Jestem tutaj pod kontrolą, nic nie mogę zrobić. -spuściła wzrok i odwróciła się w drugą stronę.

Zupełnie tego nie rozumiem. Hooper twierdził, że El jest ze swoim ojcem. Tymczasem on okazuje się jakimś szalonym doktorkiem? W dodatku nie może używać mocy... Jesteśmy skończeni.

-W takim razie już po nas... -dodał Dustin.



------------------------------------------------------------------------------------------

Trochę zawaliłam ten rozdział, jest dość długi i trochę pomieszany, ale właśnie tak w mojej głowie miało wyglądać to spotkanie. Jednak przelane tutaj, nie brzmi już tak fajnie. No cóż, nie zawsze moje rozdziały są jakieś super. Oczekujcie na więcej, póki mam wenę.

Stranger Love/MilevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz