04| Ziemia to szalona matka szalonych

2.5K 191 851
                                    

Ziemia to szalona matka szalonych.

Juliusz Słowacki

JESTEM szczęśliwym człowiekiem. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Zanim otworzyłem rano oczy Eliza zdążyła już czmychnąć z mojego pokoju, a to wielka szkoda, bo chciałem dać jej do posłuchania polskiej muzyki. I bynajmniej nie mówię tu o Siostrach Godlewskich, bądźmy szanującymi się ludźmi.

Powiem wam, że ostatnio dużo łatwiej przychodzą mi kontakty z innymi osobami, czym jestem szczerze zaskoczony. Cholera, może te całe Szepty Naszych Dusz wyszły mi na dobre? Cokolwiek ze mną zrobili ci ludzie to muszę im przyznać, że odwalili kawał dobrej roboty.

— Tadek, kontaktujesz? — Mrugam raptownie na dźwięk głosu Juliusza, który pstryka mi palcami przed oczami. Kiwam mu głową na znak, że kontaktuję, i natychmiast wybudzam się z amoku w którym tkwiłem.

Rozglądam się o bibliotece. O tej godzinie nie ma tu zbyt wielu osób. Poza mną, Juliuszem, Adamem i Maryśką, siedzi tu zaledwie paru studentów. Właściwie nie jestem specjalnie zaskoczony; za oknem świeci słońce, a i temperatura zdaje się być dosyć wysoka. Ale oczywiście eseje same się nie napiszą. Cóż, przynajmniej mam u swojego boku towarzyszy cierpienia.

— Niewiarygodne! — Adam krzyczy nagle, a wszyscy unosimy wzrok znad kartek i spoglądamy na niego pytająco. — Wiecie, że według starej polskiej legendy nad Świtezią mieszka wodna nimfa, która uwodzi lubieżnych mężczyzn?!

— I w związku z tym...? — Skłodowska poprawia okulary, a Mickiewicz parska, jakby odpowiedź była oczywista.

— Ludzie! To jest przecież idealny temat na wiersz! Mógłbym-

— Czekaj no minutkę — Słowacki łypie na niego groźnie. — Chcesz powiedzieć, że my przez cały ten czas produkowaliśmy się nad esejami, a ty wyluzowany czytałeś sobie legendy polskie?! Adam, co do jasnej cholery?!

Juliusz przez chwilę wygląda jakby miał go zamordować, ale powstrzymuje go ostrzegawcze spojrzenie bibliotekarki, która kładzie palec na ustach i mamrocze pod nosem coś w stylu "Ciszej na Boga, ciszej...".

Pewnie nie rozumie o czym mówimy, niemniej same tony naszych głosów wystarczają, aby doprowadzić ją do białej gorączki.

Między nami nastaje niezręczna cisza, która po chwili zostaje przerwana, kiedy do pomieszczenia wchodzi ktoś przez kogo biednej pani Jadzi (tak w myślach nazwałem bibliotekarkę) drastycznie skacze ciśnienie.

— Tak, dokładnie tak mu powiedz! Prosto w twarz! Powiedz mu, że może mnie pocałować w dupę! — Alexander zdenerwowany odsuwa krzesło i przyciskając mocniej telefon do ucha, mamrocze w naszą stronę szybkie "cześć". Na chwilę panuje spokój, ale dwie sekundy potem niemal podskakuję na krześle, kiedy Hamilton uderza pięścią w stół i podnosi się z siedzenia oburzony.

— ŻE CO ON CI POWIEDZIAŁ?! No chyba go coś boli! Niech lepiej zacznie kopać sobie grób, tak ta arogancka owca pożałuje, że mu jądra oczami wyjdą!

Zerkam szybko w stronę bibliotekarki. Oho, pani Jadzia zaraz wybuchnie. Chyba najwyższy czas na interwencję...

— Alex. — Szturcham go lekko w ramię. Hamilton spogląda na mnie przelotnie, ale nie przerywa rozmowy.

— Wiem, mówiłem mu o tym! To nie moja wina, że nic z tym nie zrobił!

— Alex, trochę ciszej...

— Laurens do jasnej cholery, przecież mówię, że z nim rozmawiałem! Czego jeszcze nie rozumiesz?!

— Alexander! — Maria wyręcza mnie, uderzając bruneta książką po głowie. Ten syczy lekko z bólu i patrzy na nas wszystkich, jakby dopiero co się obudził. Pokazuję dyskretnie palcem w stronę bibliotekarki. Chyba zaczaił bazę, bo ścisza głos i mamrocze do słuchawki:

Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz