Sumienie dąży do dobra, wystarczy się go posłuchać.
Sokrates
NIEFAJNIE. Naprawdę niefajnie.
Chyba nie powinienem używać słowa "fajnie". Moja polonistka w podstawówce mawiała zawsze, że to zbyt banalne i potoczne określenie oraz że lepiej używać sformułowań "ciekawie, interesująco".
A więc.
Nieciekawie. Naprawdę nieinteresująco.
W pierwszej chwili kiedy Rochambeau wpadł do sali pomyślałem, że niebiosa wreszcie się nade mną zlitowały i postanowiły obdarzyć mnie szczęściem, ale teraz jak się nad tym zastanawiam, to błagam was, zbyt abstrakcyjne to nawet jak na tę opowieść. Gdybym wreszcie miał szczęście, to już nie byłbym sobą, racja?
Wracając do mojej pierwszej myśli, powiem wam, że cały się wzdrygnąłem, kiedy profesor wymienił nazwiska Alexandra i Lafa. Jednak to nie to było moim głównym powodem obaw. Dosłownie krew mi od twarzy odpłynęła, gdy do moich uszu dotarło nazwisko Frederick.
Studenci chodzący na wykłady do pana Fredericka. Czyli Howe faktycznie nie odpuścił i wrócił po swoje.
Na tej uczelni jest wielu profesorów, są ci sympatyczni, ci surowi, ci zrzędliwi, a także ci, którzy naprawdę wkładają serce w to, co robią. Jednak nikt w całym moim życiu nie przerażał mnie tak bardzo, jak pan George William Frederick III.
Ten facet ma zdecydowane nierówno pod sufitem. Przysięgam, kiedyś przyłapałem go na rozmawianiu z krzakiem róży. Uśmiechał się przy tym i żywo gestykulował, najwyraźniej przekonany, że właśnie flirtuje z tym zielskiem. Wykonałem wtedy szybki odwrót taktyczny, nie zastanawiając się za bardzo nad tym co właśnie zobaczyłem, bo wiem, że nawet do dzisiaj bym na to nie wpadł.
— O co chodzi? Czemu Pralka wyszedł z sali, jakby gdzieś się paliło? — Pułaski trzepie mnie w ucho, patrząc na mnie i Gatesa pytająco. Horatio wzrusza ramionami, wracając do niezwykle pochłaniającego drapania się po policzku. Ja natomiast wzdycham ciężko.
— Byliśmy wczoraj z ekipą w wesołym miasteczku-
— Tadeusz, to ty masz znajomych? — Kazik Pułaski patrzy na mnie ze szczerym zdziwieniem, a ja morduję go wzrokiem.
— Tak, dla twojej informacji to ostatnimi czasy mam dość wielu znajomych. A teraz bez dalszego przerywania — Posyłam mu przesłodzony uśmiech — dokończę wyjaśnienia. Byłem w tym wesołym miasteczku z kilkoma osobami, między innymi z Lafayette i Hamiltonem. Wpadliśmy na jakichś ziomków z gangu Czerwonych Kurtek, na ich czele stał Will Howe. Straszny buc z tego typa. No i był jeszcze ten dupek Burgoyne i jakiś trzeci typ co to mi jego nazwisko z głowy wyleciało. Na początku zapowiadało się na niezłą nawalankę, ale dotarło do nas, że okładanie się w wesołym miasteczku pełnym dzieci nie jest zbyt dobrym pomysłem. Jak mam strzelać, to zapewne Howe nie zostawił tej sprawy i teraz wrócił po swoje. A Hamilton i Lafayette znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.
— Czekaj no momencik — Pułaski patrzy na mnie ze świecącymi się oczyma — to znaczy, że nie będzie wykładu, tak?
Stękam głośno i gdyby moja wiara w ludzi miałaby jeszcze możliwość dalszego spadania z minusowej setki na której już jest, to pewnie by jeszcze spadła.
— Nie Kazik, z tego co mi wiadomo to wykład odwołany.
— Juhu! Pijemy!
Myślałem, że powiedział to w przenośni, ale on naprawdę wyjmuje wódkę z torby i zaczyna chłeptać ją na zdziwionych oczach wszystkich. No może nie na oczach Gatesa, one są dalej wpatrzone w nieokreślony punkt na ścianie, a on energicznie drapie się po tym policzku. Chyba ma jakieś uczulenie.
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfiction❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.