Nikt nie jest bardziej znienawidzony niż ten, który mówi prawdę.
Platon
LISTOPAD. Jeden z najbardziej depresyjnych miesięcy w ciągu roku.
No może poza czerwcem, widok dzieci, które wybiegają ze szkoły drąc się na całe gardło i wyjeżdżają na wakacje, podczas gdy do ciebie dociera, że już niedługo w ogóle nie będziesz znał czegoś takiego jak wakacje, jest niesamowicie przygnębiający.
— Czy jestem czymś niezidentyfikowanym, czymś, co jeszcze nie ma nazwy?
Otrząsam się z zamyśleń, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na Ferenca, a potem na Fryderyka. Staram sobie przypomnieć co właściwie w tym momencie robię, co okazuje się dużo trudniejsze i czasochłonne niż przypuszczałem, ale po chwili pojedyncze kabelki łączą się w moim mózgu, aż w końcu iskierka świadomości rozbłyska jasnym światłem.
— Aaa... Nie, nie jesteś. Próbuj dalej.
Liszt zrezygnowany wali pięścią w podłogę i podnosi się z niej, jednocześnie wyrzucając z siebie serię słów, które zapewne są jakimiś węgierskimi przekleństwami. Próbuję brać go na poważnie, ale brzmienie tego języka ani trochę mi nie pomaga.
— Wychodzę! Nie gram już więcej z wami! Na każde pytanie odpowiadacie "nie", nie na tym polega ta gra!
— Najwyraźniej nie zadajesz trafnych pytań — Fryderyk mówi na zupełnie spokojnie, a drugi muzyk parska poirytowany, odklejając sobie kawałek tektury z czoła. Czyta to co jest tam napisane, a następnie spogląda na nas wzrokiem, który jest pełen czegoś co może zarówno być załamaniem jak i podziwem.
— Na serio, szrotówek kasztanowcowiaczek?
— Nie wierzę, że przeczytałeś to poprawnie.
— Adam i Juliusz już kiedyś próbowali mnie w to wrobić — Liszt wyrzuca karton do śmietnika. — To jedno z najdłuższych słów po polsku. Kasztanowcowiaczek. Chwila, Tadeusz, przecież pytałem się ciebie czy jestem zwierzęciem!
— To to nie jest rodzaj nasiona czy czegoś tam? — pytam pół żartem, pół serio. Ferenc pokazuje mi środkowy palec, a Chopin śmieje się głośno klaszcząc w dłonie. — ...Czyli nie.
— A kim ja jestem? — Fryderyk zrywa z czoła swoją plakietkę i uśmiecha się szeroko. — No coś tak przeczuwałem, że mogę być sobą.
— Czemu w takim razie nie zgadłeś?
— Odpowiedzieliście przecząco na pytanie o przystojną twarz.
— Skromy z ciebie człowiek — mamroczę, patrząc na napis na swoim kawałku tektury. — Och, Platon. Jakże oryginalnie.
— Brzmisz jakbyś był nie w sosie. Co się stało? — Ferenc pyta, mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Wzruszam ramionami, próbując wyglądać na jak najbardziej wyluzowanego.
— Życie się stało. Serio, nic czym trzeba by się było przejmować. To tylko jesień — usiłuję zignorować znaczące spojrzenia obu pianistów. — Macie lepszy kontakt z Hamiltonem? Ostatni raz kiedy go widziałem, to jak pił kakao, opatulony w różowy kocyk. Nie mogę go nigdzie złapać, na telefony i wiadomości nie odpowiada, na Szepty Naszych Dusz prawie w ogóle nie wchodzi. A jak już, to nic nie pisze.
— Ja prawie w ogóle z nim nie rozmawiam — Liszt wzdycha, spoglądając smutno na mnie i Fryderyka. — Chopin?
— Uwierz mi Tadek, jeśli ciebie ignoruje, to mnie tym bardziej. Nie będę jednak próbował- Hej, gdzie idziesz?
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfiction❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.