Normalność nie jest kwestią statystyki.
George Orwell
— JEŚLI nie chcesz o tym gadać, to mogłeś powiedzieć normalnie. Strasznie dramatyzujesz! Tadeusz? Tadeusz, czekaj na mnie!
Zwalniam tempo kroku minimalnie. Wszystko w uszach nagle zaczyna mi strasznie dudnić, a głos Elizy jest zniekształcony i brzmi tak, jakby dziewczyna znajdowała się pod wodą. Nie wiem, czy to przez skołowanie, czy może przez głośność muzyki, czy przez stres, który notabene wyhodował mi na żołądku paskudny wrzód niepokoju, gdy nieprzyjemny błysk w oku Eustachego Januszkiewicza przebija się przez rażenie wszystkich neonów i świateł w klubie.
— Gdzie mógł pójść Adam...?
Co chwilę mamroczę do siebie to samo pytanie niespokojnie, przy tym gorączkowo rozglądając się po wnętrzu budynku. Jednocześnie staram się trzymać siebie i Betsey (która idzie po moich śladach oraz stara się za mną nadążyć) z dala od Januszkiewicza. Łatwo mu wtopić się w tłum ludzi, co stanowi niemały problem.
— O co chodzi? Dlaczego szukamy Adama? No odpowiedz mi!
— Nie mam czasu — odpowiadam rozpaczliwie, nie przestając iść.
W ostatniej chwili unikając zostania odepchniętym przez nieprzyjemnie wyglądającego typa i w tym samym pomagam Elizie. Mam dziwne déjà vu. Spokojnie, nie chcemy zginąć w wesołym miasteczku. To słabo wyglądałoby na nagrobku.
— Cokolwiek... — Nie mogę dostrzec jej twarzy, ale jestem prawie pewien, że właśnie przewróciła oczami. — O! Tam są Alex i Thomas, chodź. — Łapie mnie za rękę.
— Ale ja nie szukam-
— Może będą wiedzieli gdzie jest — Eliza tłumaczy pośpiesznie, podczas gdy ja daję się jej zwyczajnie prowadzić. No tak, to jest rzecz jasna jakiś plan, chociaż wątpię, aby Hamilton i Jefferson nagle zamienili się w strażników Mickiewicza.
— Hej! — wołam do przyjaciół nieco głośniej, aby przekrzyczeć wszystkich ludzi wokół. Dopiero po momencie uświadamiam sobie, że to może było niezbyt rozważne, bo poza nimi usłyszeć mnie mógł jeszcze Eustachy, który w końcu doskonale wie jak brzmię.
— Co, tak szybko wam się znudziło? — Thomas uśmiecha się luźno, jednak już po chwili wyczuwa, że coś zdecydowanie nie gra i marszczy brwi, tym samym dając Alexandrowi znak, aby zwrócił na to uwagę. — Coś nie tak?
— Wiecie, gdzie poszedł Adam? — pytam błagalnym tonem. Mam wrażenie, że wyglądam w tej chwili jak paranoik z przypadku.
— Chyba wyszedł zapalić? — Hamilton spogląda na wyższego mężczyznę, szukając u niego potwierdzenia.
— Tak, tak mi się wydaje. Albo poszedł zabić kogoś zapalniczką. Widziałem taki filmik, z gościa niewiele zostało. — Jefferson wzrusza ramionami. — W każdym razie powinniście szukać go na zewnątrz.
— Dzięki. Chodźmy, Liz.
Puszczam żart Thomas mimo uszu, robiąc błyskawiczny odwrót, zaczynam kierować się w stronę wyjścia z Peter&Paul. Budzi się we mnie nowy niepokój. Skoro Adam poszedł zapalić, to może znaczyć, że Eustachy widział go wcześniej na dworze, a on nawet się nie zorientował. Ale...wtedy nie przeszedłby obok Mickiewicza tak obojętnie, prawda? Nie wszedłby by chyba do klubu jak gdyby nigdy nic? Zbyt wiele zaczyna mi się kotłować w głowie. Trzeba ustanowić priorytety. Przede wszystkim — muszę ostrzec Adama.
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfiction❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.