Wyjście z dylematów zależy od pogodzenia się z tym, że wyjścia nie ma.
George Orwell
ROK dwa tysiące dwudziesty dopiero się zaczął, a ja już czuję, że będzie jednym wielkim cyrkiem.
Po pierwsze powinienem wam napomknąć, że sylwestra nie obchodziłem prawie w ogóle, nie licząc wyjścia na moment na dwór, aby pooglądać sobie fajerwerki. Czy to w ogóle zalicza się do obchodzenia sylwestra? Umówmy się, że tak. Wpadłem jeszcze na chwilę do Fryderyka, posłuchać jak ładnie gra na fortepianie Auld Lang Syne i mimo, że klimacik jak najbardziej był, to nie mogłem wyzbyć się tego okropnego uczucia, że brakuje mi Elizy przy sobie. Pewnie gdyby była, to kupiłbym szampana, może poszlibyśmy gdzieś razem. A tak? Tak to poszedłem do swojego pokoju przed trzecią i zasnąłem niedługo potem. Sylwester na wypasie.
— Było tak sthrasznie fajnie, mon dieu! — Nawet nie mam siły poprawiać Lafa, bo zbyt zajęty jestem wpatrywaniem się w filiżankę gorącej czekolady i siłą umysłu zmuszeniem jej, do wyplucia z siebie zbędnych kalorii. — Nawet nie wiedziałem, że rodzice Adhrienne są tacy mili!
— Mhm.
— Poszliśmy razem na Champs Elysées ostatniego dnia ghrudnia, mówię ci, niebo wyglądało tak pięknie!
— To super.
— A jasno było jak w dzień, chociaż to była piehrwsza w nocy!
— Git.
— Tadeuszu, czasem odnoszę whrażenie, że ty mnie wcale nie słuchasz — Lafayette skarży się, z wyraźną urazą w swoim spojrzeniu, a ja zerkam na niego jakbym dopiero co się obudził.
— Co ty, oczywiście, że cię słucham — próbuję uratować swój honor. — Ten, no, byliście o pierwszej nocy w dzień? — odpowiadam lekko zaspany, a Francuz spogląda na mnie osowiale, następnie biorąc łyk swojej zielonej herbaty.
W Boston panuje teraz straszny tłok. Prawie wszystkie miejsca pozajmowane są przez chmarę studentów, którzy delektują się ostatnimi chwilami wolności. Jeszcze tylko jutro, a potem koniec sielanki. Wracamy na uczelnię. Krzywię się, gdy dociera do mnie, że powrót na wykłady oznacza również powrót na zajęcia z marketingu politycznego i spotkanie się ponownie z moim ukochanym profesorem Bonaparte. No i, odbiegając ode mnie, smutne w tej sytuacji jest jeszcze to, że teraz zabraknie czasu, aby odwiedzać Juliusza, co jest okropnym minusem, dlatego, że zawsze gdy go odwiedzamy to zdaje mu się na moment poprawiać. A tak? Gdy jest sam, marnieje w oczach.
Z niezbyt wesołych rozmyśleń wyrywa mnie dźwięk kolejnej filiżanki, stawianego na stolik. Poza tym dostrzegam jeszcze tackę z muffinkami. Spoglądam podejrzliwie na Marysię, która siada jak gdyby nigdy nic obok mnie.
— Ty za to wszystko zapłaciłaś?
— Jutro pierwszy dzień uczelni w nowym roku — wyjaśnia Skłodowska. — Generalnie przykra sprawa. Więc wyżerka na osłodę.
Muffinki smakują równie pysznie, co wyglądają. Przez chwilę miałem wrażenie, że okażą się zatrute. Lafayette od razu naskakuje na Maryśkę, od samiuteńkiego początku opowiadając jej o swoim świątecznym wyjeździe do Francji. Przy okazji notuję sobie w głowie, że Marysia jest dużo lepszą słuchaczką ode mnie. Warto wiedzieć.
— Eliza do mnie dzwoniła — odzywa się nagle Skłodowska, gdy kończy grzecznie wysłuchiwać opowieści Lafa. — Mówiła, że coś jej się rozwlekło w czasie i będzie dopiero dzisiaj w nocy.
— W nocy? Przecież miała być o osiemnastej... — Markotnieję. — Zaraz, chwilunia. Czemu do ciebie dzwoniła, a do mnie nie?
— Najwyraźniej miała powód. — Blondynka wzrusza ramionami, a ja marszczę nos.
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfiction❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.