24| Póki umierający oddycha

848 103 368
                                    

Dusza powinna być wolna. Nie trzeba też żałować łez i lamentów.

Sokrates

ZACZEKAJ momencik mówię, przystawiając filiżankę z powrotem do ust, a po wzięciu łyka napoju, teatralnie się krztuszę. — Że co jasnej cholery?

— To z opluwaniem się herbatą to naprawdę głupi trend. Nie rób tego. Ośmieszasz się.

Myślałem, że to jakiś gwałciciel. Albo terrorysta. No, ewentualnie płatny morderca, może osiedlowy rabuś. Ale to? Kręcę głową z żalem. To jest tragiczne.

Ta.

Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Zatkało mnie. Patrząc na Adama, zdaję sobie sprawę, że mój stan psychiczny przy jego stanie psychicznym to istny pikuś. Mickiewicz wygląda jakby ktoś uderzył go kilkakrotnie twarz, przeciął piłą mechaniczną i zmusił do zjedzenia kanapki, która ma na sobie masło oraz nutellę. Cóż, niekoniecznie wszystko w tej kolejności.

— I co zamierzasz w jego sprawie zrobić? — pytam nieco niepewnie. Nigdy nie jestem do nikogo agresywnie nastawiony od samego początku, no chyba, że to Bonaparte, James Hamilton albo Howe. Ach, no i Stalin. Widocznie Eustachy Januszkiewicz zalicza się teraz do tej wesołej gromady.

— Słuchaj Tadeusz, szalona koncepcja. — Adam opiera skrzyżowane ręce na blacie stolika i nachyla się nade mną, jakby chciał mi zdradzić naprawdę poważną tajemnicę rządową. — Uwaga, bo to naprawdę poważny plan, wymagający niezwykłych umiejętności...

— No gadaj już — mamroczę w spięciu, również się do niego przybliżając.

— Będę go ignorować — Mickiewicz prycha, a ja posyłam mu skonsternowane spojrzenie.

— I co, tylko tyle? Dlatego zachowujesz się jakby był skończonym psychopatą? Tylko dlatego, że chcesz go teraz ignorować?

— Powiedz mi Tadeusz, kojarzysz Heathers i Mechaniczną Pomarańczę?

— To pierwsze tylko w wersji musicalowej, a to drugie tylko w wersji książkowej.

— Dobra, tyle wystarczy. — Adam kiwa głową w zamyśleniu, widocznie szukał przez moment porównania. — No więc Eustachy to taka nieobliczalna mieszanka Jasona Deana i Alexandra DeLarge. Plus, ma naprawdę dziwny stosunek do mnie i do Juliusza. Już od sytuacji w Polsce. Wciąż nie wiem, czy to, że ostatecznie skończył w Stanach to czysty przypadek, czy ten psychol rzeczywiście chodził za nami krok w krok. — Obserwuję, jak warga Mickiewicza drga niespokojnie gdy wymawia imię swojego chłopaka. — Przynajmniej nie orientuje się w obecnej sytuacji, z tego co wiem. Byłoby tylko gorzej.

No tak. Śmieszna sytuacja. Naprawdę bardzo śmieszna.

— No tak — Bardzo niezręcznie popijam swoją herbatę, ale minę mam taką, jakby w filiżance znajdował się co najmniej cyjanek potasu — w końcu to bardzo...w końcu to byłoby okropne, gdyby o tym wiedział. Tylko niepotrzebne kłopoty i tak dalej.

— W rzeczy samej — Mickiewicz odpowiada spokojnie, chociaż wyczuwam nutę podejrzliwości zarówno w jego tonie głosu jak i samym spojrzeniu. — Zadręczanie Julka tym, że ten buc ma teraz informacje na temat jego stanu zdrowia to ostatnie na czym by nam zależało.

— Totalnie. Sama prawda — bąkam, odwracając wzrok. — To, ten tego, skoro już wiem aby go unikać... — Błagalnie spoglądam mimochodem w stronę drzwi, które wydają się być ostatnim wybawieniem z tego momentu przesyconego zażenowaniem.

Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz