Człowiek jest jedyną na świecie istotą świadomą bliskości swej śmierci.
Paulo Coelho
DOSZEDŁEM w końcu do momentu, w którym już nie wiedziałem, czy to ja się kręcę, czy to świat co pół sekundy zmienia swój kąt położenia. Super sprawa.
Żartuję oczywiście. Po jakichś dwóch godzinach zacząłem płakać, wymiotować, a potem jeszcze szlochać (Lafayette nakręcił filmik, inaczej to bym nigdy im nie uwierzył) do swojej szczotki do włosów o tym, że jestem wdzięczny za to, że mam teraz takich świetnych przyjaciół i ustatkowane życie. Ale, z tego co słyszałem, to był moment w którym Jefferson był bliski rozebrania się przy wszystkich, więc może to nie ja sięgnąłem wtedy szczytu.
— To była taka...zajebiście wielka gąsienica — bełkoczę, siedząc w szarej wannie w samych bokserkach i skarpetach. W filmach zawsze mnie zastanawiało to, jak główny bohater za każdym razem po imprezie trafia do tej przeklętej wanny. Teraz będąc w życiu realnym, a nie na ekranie, powiem wam tyle; im mniej będę się nad tym zastanawiał, tym lepiej będę spał. — A może stonoga? Nieee, stonogi nie są zielone...
— A jesteś pewien, że to nie była ta, yyy, jak to się mówi? Skacząca taka, mała, też zielona... — Fryderyk odpowiada równie niezrozumiale, leżąc na brzuchu przed wanną.
— Żaba?
— Nie...o, już wiem! Mała, zielona, skacząca piłka z kauczuku — Chopin mówi śmiertelnie poważnie, a ja dostaję znowu torsji z powodu nagłego ataku śmiechu, i mam ochotę zwymiotować własną wątrobę.
Ta rozmowa z boku może wydawać się okropnie dziwna, ale zaklinam, że idzie o dużo poważniejsze rzeczy niż zakładacie. Ostatnim co widziałem, zaraz po tym jak wszystko zrobiło się czarne, a ja obudziłem się tutaj w łazience, był jakiś wielki, zielony i wijący się kształt, a teraz ja i Fryderyk próbujemy dojść do tego, co to mogło być. Ja jestem pewien, że ktoś położył mi na twarz gąsienicę, ale Chopin twierdzi, że to niemożliwe, bo przecież mamy zimę. On sam wspomniał mi, że ostatnim co widział była Marysia drąca się o masowym samobójstwie, także postanowiłem zostawić to bez komentarza.
— Debilu, piłki się nie wiją. — Próbuję wstać, ale prawie poślizguję się na wannie, więc rezygnuję i ostatecznie zostaję w pozycji siedzącej.
— A może to był Alex? W końcu Alex ma zieloną bluzę.
— Dobra, ale czemu do diabła Hamilton miałby wić się przed moją twarzą? — pytam na głos, po czym pozwalam sobie na moment milczenia. — Okej, to nie zabrzmiało tak, jak powinno.
— 'Alo, jesteście tam może? — Słyszymy obaj pukanie do drzwi łazienki i głos Lafa. Chopin z wielkim trudem podnosi się z podłogi.
— Fryderyk i Tadeusz, ale martwy.
— Quoi?!
— Spokojnie, tylko mentalnie — odpowiadam, odkręcając kurek od wanny. Zimna woda wchodzi w kontakt z moją skórą, a ja mam ochotę krzyknąć na głos z powodu nieprzyjemnej sensacji.
Najgorszy moment w trakcie całego okresu bycia pijanym i późniejszego kaca, to właśnie moment, w którym musicie stawić czoła z największą nemezis ludzkości, jaką jest lodowatość jakiejkolwiek cieczy. Nieprzyjemna sprawa.
Gdy wraz z Chopinem wychodzimy w końcu z tej nieszczęsnej łazienki (owinąłem się wcześniej ręcznikiem, bo wyszłoby niezręcznie), Lafayette patrzy na nas, jakby doszukiwał się jakichś oznak tego, że w nocy jednak nam się umarło, a teraz jesteśmy żywymi trupami.
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfic❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.