14| Panie dobry, daj spokoju

997 135 336
                                    

Sukces nigdy nie jest efektem "słomianego zapału" — tu trzeba o prawdziwy ogień.

James Madison

NO nie pieprz, Sherlocku!

Fryderyk podaje Hamiltonowi szklankę zimnej wody, a ten zamiast ją wypić, rozlewa ją sobie na czoło. Tłumaczy nam potem, że było mu gorąco i to wydawało mu się lepszą opcją. W sumie to samo robiłem po wuefie przez całe liceum, więc jestem w stanie go zrozumieć.

— Sklej swoje piękne usta Fryderyk — Skłodowska warczy, a następnie odwraca się do Alexandra z tak wielką troską na twarzy, jakiej nie widziałem jeszcze nigdy u niej przez te wszystkie miesiące naszej znajomości. — Chcesz, żebyśmy teraz wszyscy zadzwonili na policję? Razem? Może tak będzie łatwiej?

— Chyba tak... — Hamilton mamrocze, przykładając papierowy ręcznik do swojej rozciętej wargi. Gdy materiał barwi się na czerwono, zabieram go od niego i podaję mu nowy, a on kiwa głową w podzięce. — Może, może jeszcze trochę z tym poczekamy? Nie chciałbym-

— O nie, nie ma nawet takiej opcji. Zgłosimy to jeszcze dzisiaj. Ten skurwiel może i jest żałosny, ale wciąż niebezpieczny. — Wszyscy, dosłownie wszyscy odwracamy się z grobowymi minami w kierunku Jeffersona, najmniej się spodziewając, że takie słowa wyjdą właśnie z jego ust. Ciemnoskóry peszy się lekko, ale wzrusza lekceważąco ramionami, starając się wyjść na luzaka. — Co się tak gapicie? Bywam wredny, ale nie jestem bezduszny.

— Ta, w każdym razie. — Maryśka zabiera kolejny papier od Alexandra, widząc, że jego warga już całkowicie skończyła krwawić. — Thomas ma trochę racji. Lepiej by było, gdybyśmy od razu poszli z tym na komisariat.

— Czy Washington wie o twoim...twoim ojcu? — wypalam nieco bez zastanowienia, a wymienione przeze mnie nazwisko wywołuje wzdrygnięcie się Hamiltona. Nie jest ono jednak spowodowane dreszczem nienawiści czy dajmy na to odrazy, jak jest gdy wymieni się imię oraz nazwisko jego ojca. To raczej było spięcie lub dyskomfort.

— Nie widziałem sensu, aby mówić o Jamesie Washingtonowi — Hamilton mówi ostrożnie, już nieco pewniejszym tonem. Notuję sobie w mózgu, że nastąpiła poprawa. Przynajmniej chwilowa. — Niepotrzebnie zacząłby zawracać tym sobie głowę, a ja miałbym jego święty spokój na sumieniu.

— Uważam, że powinieneś go poinformować, że twój ojciec żyje i jest teraz na wyciągnięcie ręki — Eliza odzywa się, ale milknie od razu, gdy Alexander ją wyśmiewa.

— Tsa, prędzej złamałby mi tę rękę niż ją podał. — Wstaje z łóżka i wzdycha głęboko, z cichym sykiem dotykając poranionej w paru miejscach skóry. — Niech wam będzie. Pójdziemy z tym razem na policję.

— No i pysznie! Cieszę się, że poszedłeś w końcu po rozum do głowy — mówię uśmiechając się szczerze, ale Alex zdaje się tego nie zauważać. Skłodowska posyła mu surowe spojrzenie.

— Pamiętasz, jak kiedyś darłeś twarz jak głupi do Laurensa przez telefon w bibliotece, a ja uderzyłam cię książką po łepetynie, abyś się łaskawie zamknął?

— Uch... Tak?

— Docieram teraz do wniosku, że powinnam do zrobić jakieś milion razy mocniej. Może coś by ci się poprzestawiało w tym twoim mózgu, o ile go w ogóle masz, i nie pakowałbyś się ciągle w kłopoty ani nie chciał ich zwalczać! Ja rozumiem, że bardzo lubisz Tadka, ale pod tym względem to on z pewnością nie jest przykładem to naśladowania... — Marysia mówi z kamienną twarzą, a ja przewracam oczami. Niektórzy uśmiechają się lekko pod swoimi nosami. — Nie chodzi o samo szkalowanie Tadeusza, ale łapiesz aluzję?

Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz