Nie wystarczy mieć sprawny umysł, trzeba jeszcze umieć go używać.
Kartezjusz
PORZĄDNY obywatel pierwsze co by zrobił? W śmiech rzecz jasna. Bo to zbyt absurdalne, zbyt karygodne i zwyczajnie...zbyt.
A ja? Ani mru-mru. Pokerowa twarz, skóra z szoku trupioblada (śmiałbym tutaj poetycko rzucić tym, że zeszła wręcz do barwy śnieżnej bieli), a oczy otwarte maksymalnie szeroko. Dopiero gdy pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu docierają do mnie zza jakiejś nieistniejącej, przygłuszającej wszystko ściany, udaje mi się w ogóle drgnąć.
— Panie władzo, proszę zaczekać, ja to mogę wyjaśnić, potrzebuję spokojnego miejsca...
— Areszt jest ostatnio wręcz nader spokojny, widzisz jak miło się nam złożyło. — Widzę, że stojąca obok mnie Eliza, ma dokładnie taki sam problem z przyswojeniem rzeczywistości. — Włamanie, stawianie oporu... — policjant wzdycha, podchodząc do Adama. Ten nawet nie zadaje sobie trudu, aby się cofnąć. — Dawaj dzieciaku. Nie mam na to czasu.
— Adam, co to do kurwy ma znaczyć? — wyduszam. Zamiast Mickiewicza spogląda na mnie glina. Coś nie podoba mi się w jego wzroku jeszcze bardziej, niż nie podobało się przed kilkoma minutami.
— O! A to wy! Jakże miło zobaczyć znajome twarze. Już nie podkradacie złomu?
Ach, no tak, już wiem, co mi się tak nie podobało.
— To nie my kradliśmy złom, my właśnie próbowaliśmy temu zapobiec... — Eliza jest tak cicha i przygaszona, że nie trzeba tu einsteinowskiego umysłu, aby wiedzieć, że policjant nie mógł jej usłyszeć.
Mimo to serce mi rozmięka pod jej słowami, bo są tak nerwowe i niedostosowane do sytuacji; wiem więc, jak bardzo się aktualnie stresuje oraz nie ma zielonego pojęcia co się dzieje. I odczuwam to na wyjątkowo personalnym poziomie, bo sobie mogę przypisać dokładnie takie same emocje.
— Już dobrze — Adam wzdycha ze zrezygnowaniem. Zdąża się jeszcze do nas odwrócić. Uśmiecha się. I wiecie co? Dużo mniej niepokojące to byłoby, gdyby tego uśmiechu wcale tam nie było. — Dobra, to ja wrócę, eee, potem. Czekajcie na mnie, dobra?
— Jasne. Kawusię zaparzę — bąkam. — I ciasteczka kupię. Pełna czilerka.
— Zabieraj się już. — Policjant chwyta Mickiewicza za ramię.
Poeta nawet się przez sekundę nie wierzga, to do niego niepodobne. Zresztą, tak wiele niepodobieństw się przez ostatni czas zebrało. Adam Mickiewicz sprzed paru miesięcy nie tylko stawiłby władzom sprzeciw, a jeszcze naplułby im na buty z szerokim uśmiechem na twarzy.
— Co tu się...co tu się właśnie stało?
— Nie mam zielonego pojęcia — odpowiadam powoli na pytanie Betsey, takim tonem by nie wyjść na skończonego panikarza. Moja dłoń instynktownie sięga po telefon, a ja jestem instynktowi wdzięczny, że choć raz robi coś słusznego. — Ale wiem, kto może wiedzieć.
Eliza posyła mi skonsternowanie spojrzenie. Następnie marszczy brwi i głucho wypowiada nazwisko; po ruchu warg wiem, że odgadła. Przy wybieraniu numeru kiwam głową. Mam tylko nadzieję, że kontakt jest teraz w ogóle możliwy. Te całe "bipnięcia" zdecydowanie za bardzo się dłużą.
— Tak?
Drgam nieznacznie. Salomea.
— Dzień dobry, Tadeusz Kościuszko z tej strony-
CZYTASZ
Szepty Naszych Dusz ♧ modern au [zawieszone]
Fanfiction❝Jesteś idiotą Kościuszko. Idiotą i przegrywem.❞ Życie nie jest czarno-białe. Jest szare. Czyli krótka historia o tym, że nic nie jest takie jakie się wydaje, a z ziemi nie podnosi się podejrzanych kartek.