Stary budynek

12 2 0
                                    

5.20 [dźwięk budzika] Wstałam, obok mnie siedział już Mateusz.

- Widzę, że ranny ptaszek z ciebie.
- Owszem...
- Zebrany do szkoły?
- A propo,  tak sobie myślałem, żebyśmy dzisiaj nie szli do szkoły.
- No w sumie można tak zrobić, szczególnie po tym co się działo wczoraj.
- Nie mówmy o tym, nie warto wspominać tego, co było wczoraj. Ciesz się dzisiejszym dniem.
- Dobrze.
- Powiem to twoim rodzicom, na pewno nie będą mieli nam tego za złe.
- Myślisz?
- Ja to wiem.
- Dobrze, to idź, a ja się ogarnę w między czasie.
- Okej.

Mateusz pocałował mnie w czoło i zszedł na dół do rodziców. Ja włączyłam muzykę i zaczęłam się ogarniać.  Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki. Jak zawsze to samo, muzyka, koncert, mycie twarzy. Później ubrałam się w mega luźny T-Shirt, miał on biały napis na czarnym tle ,,W piekle mnie nie chcą, a w niebie się mnie boją" i do tego czarne dżinsy. Uczesałam się w rozwalonego koka, w tym samym momencie dostałam wiadomość. Poszłam po telefon...
,,Rodzice załatwieni, a ja czekam z śniadaniem."
Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół.

- Ile można na ciebie czekać? - spytał Mateusz.
- Musiałam się ogarnąć.
- Dobrze, chodź siadaj.

Usiadłam, a na stole czekała jajecznica ze szczypiorkiem, kakao i kanapeczki z serem, sałatą i pomidorem. Zaskoczyło mnie to...

- Musisz mieć dużo siły na dzisiaj.
- Co będziemy robić?
- Remontować budynek przy torach.
- Aaa.... Zapomniałabym.
- Mam nadzieję, że masz już jakiś plan?
- Oczywiście.
- Pokażesz?
- Zobaczysz, jak będziemy kupować rzeczy do remontu.
- Okej... Czyli niespodzianka?
- Tak, dokładnie tak.
- Już się nie mogę doczekać.

Kiedy zjedliśmy śniadanie, poszliśmy obejrzeć film pt. ,,Gwiazd naszych wina". Po filmie nadszedł czas na remont, więc wzięłam kartkę i napisałam listę zakupów.

- Czyli co będzie nam potrzebne Mati?
- Gips, farby, pędzle, płytki/wykładzina/panele, w zależności co wymysliłaś, dużo desek....
- Okej, zapisane.
- To poproszę dziadka, on ma dzisiaj wolne, to nam pomoże.
- Jak ma wolne, to zostaw go w spokoju.
- Chodzi mi bardziej o transport do sklepu i do budynku...
- Aaa... Jak to nie problem.
- Chyba, że twoi rodzice by nas zawieźli?
- Nie wyjdzie, jadą dzisiaj na terapię, a tata później do pracy.
- Dobrze, czyli dzwonię.
- Okej.

Wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił numer do swojego dziadka.

- Hej dziadku!
- Hej Mati! Co tam?
- Bo jest sprawa...
- Jaka?
- Masz jakieś plany na dziś?
- Poza meczem z przyjacielem, nie. A coś się stało?
- Bo... Pamiętasz jak ci mówiłem o tym budynku?
- Oczywiście, co z nim?
- Chcę z moją dziewczyną to wyremontować, pomógłbyś?
- Hmmm... Dobrze, ale muszę się zwinąć około 16.
- Chodzi mi tylko o transport...
- Dobrze, nie marudź i tak ci pomogę.
- Dziękuję!
- Wyślij mi adres gdzie jesteś, zjem i się ogarnę tylko.
- Dobrze...

Rozłączył się i wysłał mu adres przez SMS. Byłam tak podekscytowana!

- Weź sobie jakieś stare ubrania, czeka nas brudna robota.
- Coś znajdę, a co z tobą? - spytałam.
- Napisałem do dziadka, żeby mi przywiózł coś i narzędzia, także o to się nie martw.
- Dobrze...

Wzięłam torbę z ciuchami, wzięłam tam jakieś stare szmaty i rozpuszczalnik w razie czego. Kiedy już to zrobiłam, usłyszałam dźwięk trąbienia, to był dziadek Matiego.

- Łucja chodź, już jest! - zawołał.
- Już idę, tylko klucze wezmę.

[myśli] No tak, tylko gdzie one są. 
Przeszukałam każdą kieszeń w plecaku, były na dnie książek, wzięłam je i torbę. Schodząc na dół, prawie się potknęłam o kapcie mamy.
[myśli] Dzięki mamo!
Kiedy już zamykałam drzwi, przypomniałam sobie o telefonie, więc musiałam wrócić.
Mateusz wziął ode mnie torbę i spakował do bagażnika. Po chwili wyszłam, zamknęłam drzwi i wsiadłam do samochodu, oboje siedzieliśmy z tyłu. Jechaliśmy do sklepu budowlanego, a w radiu leciała muzyka, najgorsze były momenty, kiedy leciało disco polo, nienawidzę tego! Przecież nie mogłam mu zwrócić uwagi, żeby zmienił, to nie mój samochód. Widziałam, jak Matesz ledwo co wytrzymywał, ale nie mógł na to wpłynąć, w końcu jego dziadek ma inny gust muzyczny, a w gustach się nie dyskutuje. Po pewnym czasie byliśmy na miejscu, wzięłam listę i weszliśmy do środka.

- Dzieci, bierzcie wszystko co potrzebujecie, ja zapłacę.
- Ale dziadku, nie trzeba. Mam swoje pieniądze...
- Cicho bądź, wybierajcie, ja płacę.
- Dobrze...

Mateusz źle się z tym czuł, że dziadek za to wszytko płaci, ale nie chciał wdawać się w dyskusję. Wiedział, że był uparty jak osioł. Wzięliśmy wózek i pakowaliśmy wszystko z listy.

- Gips mamy, deski są, jakie farby?
- Szare.
- Dobrze kochanie, więc szare. Wybieraj odcień.
- Myślę, że ten jaśniejszy.
- Pakuj.

Byliśmy z jakąś godzinę w sklepie, zapłaciliśmy i wpakowaliśmy wsytko do bagażnika.

- Dobrze dzieci, wskakujcie. - powiedział dziadek.

Wsiedliśmy i kierowaliśmy go w kierunku tego budynku.

- A powiedźcie mi, czy macie tam prąd, wodę, drzwi i okna?
- Emm... Raczej nie. - odpowiedziałam.
- Sprawdzę to.
- Ale dziadku, nie trzeba. - odpowiedział Mateusz.
- Należy ci się... Pomogę ci, będziesz mógł tam później zamieszkać. Jak będziesz chciał oczywiście.
- Ale będzie trzeba wszytko pozałatwiać...
- O to się nie martw, zalatwię to.
- Dobrze.

Kiedy dotarliśmy, dziadek Mateusza posprawdzał wodę, prąd, drzwi i okna.

- Poproszę mojego przyjaciela dzisiaj, jutro wam to ponaprawia.
- Dziękujemy dziadku! Już leć na ten mecz, tylko poczekaj aż rozpakujemy wszystko.

Kiedy rozpakowywaliśmy, Mateusz otrzymał od dziadka torbę, były w niej narzędzia i ubrania na przebranie.
[trzask od zamykania bagażnika]

- Dziękujemy dziadku! - powiedział i go przytulił.
- No już, już. - poklepał go po plecach.

Po krótkiej chwili, wsiadł i odjechał. A my poszliśmy się przebrać.

- Łu! Odpal muzykę!
- Dobrze.

Włączyłam BVB, wzięliśmy się za gipsowanie dziur w ścianach.

- Skoro jutro ma być ten przyjaciel do ponaprawiania, to dzisiaj tylko nałożymy gips i zrobimy podłogi.
- Dobrze.

Kiedy robiliśmy to wszytko, wylałam gips.

- Cholera!
- Co się stało!? - krzyczy z pomieszczenia obok.
- Wylałam gips...
- Już idę...
- Jestem ciamajdą!
- Nie przesadzaj, każdemu się zdarza.
- Niby tak, ale mi zdarza się wiele razy.
- Chodź, posprzątamy to.

Sprzatlnęliśmy gips z podłogi i wyrobiliśmy nową porcję.
Podczas pracy, czas bardzo szybko mijał. Jak skończyliśmy gipsować, była już 17.37, wzięliśmy się za podłogi, około 23 napisałam do rodziców.

- Wygląda na to, że zostaniemy dziś tutaj na noc. Hah.
- To napiszę do rodziców, żeby się nie martwili.
- Dobrze...
,,Mamo, nie będzie mnie na noc, nie martw się. Jestem z Mateuszem w starym budynku, który remontujemy."
Długo nie musiałam czekać, najwyraźniej mama czekała na mnie, aż wrócę.
,,Ufff, już myślałam że coś się stało, ale jak tak to pójdę spać. Dziękuję za wiadomość i powodzenia. Kocham cię."
,,Ja ciebie też"
Zrobiliśmy sobie krótką przerwę i zjedliśmy kanapki, które przygotował dziadek Matiego.

- Jak ci się podoba praca? Hahah. - spytał Mati.
- Tak szczerze?
- Do bólu.
- Nigdy tego nie robiłam, nie myślałam że będzie tak ciężko. Ale uwielbiam to.
- Właśnie to zauważyłem... Ale z muzyką idzie lepiej.
- Zdecydowanie.

Skończyliśmy na dzisiaj remont, ale zaczęliśmy ćwiczyć dalej taniec na konkurs.
Szło nam całkiem nieźle, nauczyliśmy się kolejnych kilku kroków. Ja z hip - hopu, a Mati z Shuffle. Na początku nam nie szło, ale szybko to załapaliśmy.
Skończyliśmy około drugiej w nocy.

- Jak tak dalej pójdzie, to nauczymy się w trzy dni Hahah. - powiedziałam.
- Ahh skończmy na dziś, bardzo się zmeczyłem.
- Dobrze, czyli idziemy spać?
- Ja tak, nie wiem jak ty.
- Też pójdę, zmęczona jestem.
- Trzeba nabrać siły na jutro.
- Dokładnie.

Sprzątnęliśmy trochę i poszliśmy spać. Myślałam, że prześpię całą noc, ale się myliłam...

Taniec ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz