Trzy strzały

10 1 0
                                    

Weszłam do budynku, lekko przestraszona Harrym, lecz po chwili zapomniałam o nim i totalnie rozpłynęłam się w muzyce, ćwicząc choreografię. Zaczęłam powtarzać kroki, żeby były dopracowane i wyglądały na perfekcyjne, tak jakby zawodowiec tańczył. Przez pewien moment zapomniałam jak wyglądają, więc odpaliłam naukę kroków na YouTubie i uczyłam się tak długo, aż mi wychodziły cudownie. Na początku Steve Martin. Nie wychodziło mi z figurą, w sensie z ułożeniem ciała, zajęło mi to mało czasu, bo szybko załapałam. Kolejnym krokiem był Shamrock, pominęłam Criss Cross, bo umiałam go perfekcyjnie. Shamrock polegał na postawieniu prawej nogi do boku, zgięcie jej i oderwanie drugiej od podłogi w tym samym momencie, po czym odstawieniu tej w górze na miejsce i układanie stóp tak, żeby znaleźć się po przeciwnej stronie, w sensie po drugim boku,żeby zrobić to samo tylko z tą drugą stroną. Podczas wykonywania tych ruchów, trzeba było mieć zgięte w łokciu w ręce i ruszanie góra dół ramionami. Wykonałam ten krok z kilka razy, aż udało mi się go zrobić bezbłędnie. Ostatnim dopięciem choreografii z hip hopu, był tak zwany Bart Simpson. Był to luźny krok, który zajął mi dosłownie 5 minut. Po powtórzeniu sobie tego wszystkiego, włączyłam od początku muzykę i tańczyłam cały od nowa układ. Kiedy odwracałam się, robiąc drugi raz Cris Cross, w progu zobaczyłam Harrego... w tym momencie przestałam tańczyć i zamarłam.

- Woow! - powiedział, bijąc mi brawo.
- C-c-co ty tu robisz?!
- Przechodziłem obok.
- Tak samo, jak miałeś wysiąść dwa przystanki dalej, a wysiadłeś tutaj?
- Hmm... Jesteś spostrzegawcza Łucjo...
- Czyli jednak...
- Owszem. - zaczął się zbliżać do mnie.
- Nie podchodź bliżej! - krzyknęłam z przerażeniem, robiąc krok do tyłu.
- Ale kochanie... Nic ci nie zrobię!
- Kochanie?!
- Tak... - zrobił krok do przodu.
- Nie podchodź!
- Ciii... Cicho, bo ktoś usłyszy!
- I dobrze! - wykrzyczałam głośniej.
- Zamknij ryj! - podbiegł i zasłonił mi usta.

Próbowałam się wyrwać, ale on był silniejszy... Zaciągnął mnie pod drzewo, które rosło za budynkiem i przywiązał mnie do niego, wcześniej wyciągniętym sznurem z plecaka, który miał na plecach, czarny z pumy. Po tym poczynaniu, wziął taśmę z bocznej kieszeni i zakleił usta, żebym nic nie mówiła.

- A teraz cicho maleńka! - powiedział, ciągnąć swój gruby paluch po moich ustach tak, jak się kogoś ucisza.

Próbowałam krzyczeć, ale to nic nie dało. Nikt by mnie nie usłyszał... Brunet wyciągnął telefon i zadzwonił do kogoś.

- Hej!
- ...
- Tak, mam ją!
- ...
- Przyjedziesz tu?
- ...
- O 14.15? Dobra!
- ...
- Okej! Do zobaczenia!

Mogłam się tylko domyśleć, że był to jego wspólnik. Miałam mało czasu, żeby jakoś się wyrwać spod tego drzewa. Próbowałam to zrobić, ale sznur był zbyt mocny dla mnie. Wtedy podszedł on...

- Co maleńka? Próbujesz się wyrwać? - zacisnął bardziej sznur.
- A żebyś wiedział skurwielu! - pomyślałam.
- Nie uda ci się słoneczko... Poczekamy na twojego kolegę.
- Którego do cholery?! - pomyślałam.
- Martin już jedzie... On cię uwolni i zrobi, co będzie chciał.
- Martin ty jebany zdrajco! - pomyślałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz. - powiedział, ocierając mi łzy.

Miałam wrażenie, że czyta mi w myślach...
Minęło kilka chwil do momentu, kiedy zjawił się Martin. Ustalił coś z brunetem i odwiązał mnie od drzewa, ale nadal ściskał nadgarstki, na które po chwili zawiązał sznur, bardzo mnie to bolało... ale nie to było teraz najważniejsze. Myślałam jak się wyrwać, ale każdy mój pomysł skończył by się na tym, że złapaliby mnie.

- Idziemy! - krzyknął na mnie Martin.

Prowadzili mnie w głąb lasu, ciągnąć za sznur po drodze, kiedy szłam za wolno albo za szybko. Czułam, jak wżynał mi się w nadgarstki... Dotarliśmy na miejsce, okazało się, że był to bunkier, ten sam, którego wcześniej zwiedzałam... Coraz bardziej nabierało to sensu, ten mężczyzna widziany przeze mnie tamtej nocy, był Martinem... Dopiero teraz zauważyłam tę samą bluzę i posturę ciała.

Taniec ŻyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz