Prolog uciekinierki

295 22 30
                                    

Biegnę, biegnę przez las. Uciekam, nawet nie wiedząc przed czym. Czy nawet przed kim. Po prostu głos w mojej głowie mi mówi, że mam stąd jak najszybciej uciekać. Z niewiadomego mi powodu, postanawiam mu jednak zaufać.

Gałęzie obijają się o moją twarz, sosnowe igły tworzą rysy na twarzy. Czuję małe stróżki krwi wypływające z głębszych ranek, toczą się po moich policzkach, podobnie jak łzy z moich oczu. Stopy na których nie ma butów błagają o pomstę do nieba, przez wbijające się w nie ciągle kamienie, upadłe igły czy szyszki.

Biegnij, biegnij, biegnij. Tylko to teraz przechodzi przez moją głowę, gdy przeciskam się przez iglastą ścianę lasu. Biegnij, bo ciebie też dopadną. Jednak nie za bardzo wiem kto chce mnie dopaść.

I nagle huk, podobny do grzmotu. Świst koło mojego ucha, i kawałek drzewa wyrzucony w powietrze z miejsca, w którym widać cenny surowiec z dziurą w środku i szarymi śladami wokół niego. Wraz z wydostającym się z niego dymem.

Kule. Ktoś strzela w moją stronę.

Jeszcze parę innych, takich samych huków i świstów. W różnych odstępach czasu, i miejscach gdzie trafiły. Czyli strzelających jest więcej.

Co takiego się stało, że wiele osób tak bardzo chce mnie zastrzelić?

Przez tę chwilę, moment nieuwagi, najbardziej cierpię. Z głupoty, kompletnie zapominając o tym że nie powinno się odwracać podczas biegania, potykam się stopą o wystający korzeń, i padam jak długa na ziemię. Chcę się szybko podnieść, jednak przez oszołomionie robię to wolno, a to okazuje się moją zgubą. Kolejny świst, i czuję potworny ból w dolnej części pleców. Krzyczę, po czym sięgam dłonią w tył, sycząc gdy dotykam bolącego miejsca. Zamieram, gdy widzę na palcach i wewnętrznej części dłoni krew.

Kroki. Ciężkie, szurające podłożem. Mężczyzna o dużej wadze, albo kobieta o chłopięcym chodzie. Nie za bardzo widzę, bo jeden z tych butów napiera na mnie, że będąc w pozycji podpartej na przedramionach upadam twarzą w igły i liście dębu, dzięki którego korzeń podarowano mi randkę z podłogą. Powstrzymuję się od pełnego agonii krzyku, gdy uciska na ranę. Jednak mimo wszelkich działań, ulatuje z nich żałosny jęk.

- Nie udało ci się. A ostrzegaliśmy cię, że ucieczka to spalony pomysł - westchnął niski, męski głos nade mną. Nie trzęsę się że strachu, mimo że w środku jestem przerażonym dzieckiem - Miałabyś zasłonięte przynajmniej oczy. Ale skoro nie, będziesz mieć świadomość tego co cię czeka.

Kliknięcie. Uczucie zimnego koła z tyłu głowy. Łzy cieknące po twarzy.

Co się dzieje? Czemu nikogo nie ma? Niech mi ktoś pomoże.

Boję się...

Strzał. Ciemność, i brak kontaktu ze światem. Cisza i samotność. Nie ma jak zareagować. Nie ma jak ruszyć.

To koniec...

***

Srebrnowłosa dziewczyna gwałtownie rozwarła gwałtownie powieki, a fiołkowe oczy patrzyły w przestrzeń ze strachem. Prawa dłoń zacisnęła się na lewej stronie klatki piersiowej, gdy nastolatka zaczęła gwałtownie oddychać. Próbowała zrozumieć to co jej się przyśniło, ale nie po potrafiła.

Co to do cholery było?

Zoya Petrov, bo tak się nazywała srebrnowłosa, uspokoiła oddech i rozejrzała się po pokoju. Widok znajomego bałaganu w nim, w pewien sposób dawał ukojenie nadszarpanym nerwom. Opadła z powrotem na poduszki, patrząc w bok na klatkę stojącą na parapecie. Najwidoczniej jej pupil nie zauważył że jego panią coś dręczy, i dalej sobie drzemał zwinięty w kłębek.

Przynajmniej on jest spokojny...

Fiołkowe oczy długo walczyły z tym, żeby ponownie się zamknąć. Jednak po chwili dały za wygraną, i opadły w dół, dając dziewczynie jeszcze kilka godzin snu przed pierwszym dniem w nowej szkole.

Obyśmy znowu nie odwalili z Mishą żadnej akcji. Bo matka nas zabije, jak po raz trzeci raz zmienimy szkołę w ciągu ostatniego roku szkolnego.

***

Witam serdecznie w przygodach naszych kochanych lotnikach atakujących wyrośniętych nuddystów! Mam nadzieję że mimo wszystko spodoba wam się ono, i polubicie wymyślonych przeze mnie dodatkowych bohaterów!

Prolog krótki, bo to dopiero wstęp do dłuższych rorozdziałó. Może wpadnie w tym tygodniu jeszcze pierwszy rozdział, zobaczymy.

Ci co są u mnie na shotach o szlachetnej nazwie "Domestos w skórze Tytana", wiedzą kim oni są. I od razu mówię, główna bohaterka nie jest jakąś Mary Sue, z pewnością nie jest idealna. Trochę przypomina mnie samą, a ja jestem tak nieidealna, że dziwię się że tam na górze Pan Bóg się nie łapie za głowę.

Mam nadzieję że wyraziłam się dosyć jasno.

Kiedy następny rozdział? Zielonego pojęcia nie mam. Będą się pojawiać nieregularne, więc nie oczekujcie regularności co do tej książki, w przeciwieństwie do shotów na które również zapraszam!

Ja się z wami już żegnam! Ahoj kamraci, i do następnego!

Uniesiona na Skrzydłach WolnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz