-Witaj mój drogi!
Od progu przywitał mnie wielki uśmiech mojego przyjaciela. Nie sposób było go nie odwzajemnić.
-Witaj Aniele. Przyniosłem wino i ciastka. Gdzie postawić?
-Och ależ nie musiałeś. Postaw na stole, a ja pójdę po kieliszki i zaraz do ciebie przyjdę.
Podczas gdy Aziraphale udał się na poszukiwanie szkła, ja rozglądałem się po pomieszczeniu, które odkąd pamiętam wyglądało w ten sam sposób: tony kurzu, stosy książek oraz mój Aniołek pośród nich. Odkładając przyniesione rzeczy na stół spojrzałem na biurko przyjaciela i spostrzegłem coś ciekawego – książkę. Ale nie była to byle jaka książka, tom był nowy, a wśród tylu antyków znaleźć coś z XXI wieku to prawdziwy cud. Podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć.
-„Jak to robić?" – przeczytałem na głos tytuł, aby po chwili parsknąć śmiechem.
Dowiedzmy się czego mój Aniołek nie potrafi robić. Otworzyłem książkę i odkryłem, że moje myśli krążyły daleko od właściwej tematyki poradnika. Pełny tytuł brzmiał: „Jak to robić? Hodowla roślin w domowym zaciszu."
-Co ty robisz Crowley? – głos blondyna rozległ się za moimi plecami.
-Leżała, wziąłem, czytam. Robię coś złego?
-Nie, nie. – odrzekł pospiesznie. – Przypadkiem ją kupiłem. Uznałem, że będzie to dobry prezent dla ciebie.
-Prezent z notatkami w środku zatytułowanymi: „Jak to robi demon Crowley.". Zawsze nie potrafiłeś kłamać.
-No nie powinieneś dotykać cudzych rzeczy. – odparł oblewając się lekkim rumieńcem.
Podszedł do mnie i zabrał, a wręcz wyrwał mi „prezent" z rąk i schował go do szuflady. Podszedł do kanapy i usiadł, gestem dłoni zapraszając do spoczynku. Kiedy zasiedliśmy na naszych stałych miejscach, mój przyjaciel odetchnął głęboko aby po chwili zacząć rozmowę.
-A więc...
-Zdania nie zaczyna się od „a więc".
-Dobry Boże Crowley.
-Oj, oj Aniołku. Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno. – uśmiechnąłem się szeroko, a mój przyjaciel nabrał koloru dojrzałych truskawek.
-Zaczynam żałować, że cię zaprosiłem.
-Kłamiesz.
-Nie da się ukryć. – wziął głęboki wdech i na jednych tchu powiedział. – Dawno cię nie widziałem, nawet zdążyłem zatęsknić, jak minęły ci ostatnie tygodnie?
Od Armagedonu minęły już 3 miesiące i rzeczywiście od tamtego dnia nasz kontakt pogorszył się, a wręcz urwał, ponieważ żaden z nas nie miał odwagi pierwszy zadzwonić. Cieszyłem się że mój przyjaciel przerwał to milczenie.
-Mój Aniele, pytasz a wiesz. Alkohol, więcej alkoholu oraz jakieś kuszenie w międzyczasie. Nic specjalnego. Ej! Polej! Ja głównie po to tu przyszedłem.
-Mój drogi, byłeś tak skupiony na mojej twarzy, że nawet nie zauważyłeś, że kieliszki już są pełne.
O kurwa. Crowley. Chłopie zaraz sam się wkopiesz.
Teraz nie tylko on siedział zażenowany, ale ja również. Na szczęście kolor moich włosów zlewał się z rumieńcem na twarzy. Ściągnąłem okulary i odwróciłem wzrok, aby spojrzeć na kieliszki i rzeczywiście, były pełne.
-O.
-Tylko tyle umiesz powiedzieć? Wydawało mi się, że byłeś większą gadułą, chyba że coś się zmieniło? – uśmiech zwycięstwa nie schodził z jego twarzy.
Przewróciłem oczami i przechyliłem kieliszek, opróżniając go na jednym tchu. Smak wina był nieziemski. Wnioskując po minie przyjaciela, to podzielał moje zdanie.
-Kocham ten smak. – mój rozmarzony głos potwierdzał moje słowa.
-Ja również, ale wracając do mojego pierwszego pytania, to jak ci mija życie?
Wypiłem drugi pełny kieliszek i poczułem jak alkohol zaczyna krążyć w mojej krwi. Uznałem, że jednak mogę rozwinąć temat. Rozsiadłem się wygodniej i nalałem sobie kolejną porcję wina.
-Wybrałem alkohol zamiast pracy. W ludzkim mniemaniu dopadł mnie alkoholizm, czy coś podobnego. Ale skoro wciąż jestem demonem, to mam to w...
Po chwili druga butelka już leżała pusta. Cieszę się, że mam mocną głowę, bo czeka na nas jeszcze kilka butelek, tego cudownego napoju.
-Oj to źle. Popełniam grzech dając ci to wino. – jego głos był przepełniony strachem w obawie przed Górą, jednak alkohol starał się go zgrabnie tłumić.
-Ależ przyjacielu. Pomagasz w potrzebie, a to dobry uczynek, więc rób tak dalej.
-Skoro tak mówisz. – odetchnął z ulgą i delikatnie uniósł kąciki ust.
-Moje narzekanie jest już nudne. Powiedz mi coś o sobie, co u ciebie słychać? – zachęciłem przyjaciela podając mu kolejną butelkę pełną bordowego trunku.
-Książki, więcej książek. Mam zakaz na cuda, więc mam trochę mniej pracy.
-Znowu masz zakaz? Moim nigdy nie przeszkadzał nadmiar złego. Nawet to doceniali. Sam widzisz jak nasze instytucje pracy się różnią.
-My też się różnimy, a jakoś się przyjaźnimy.
Ostatnie słowo wypowiedział inaczej. W słowie „przyjaźń" słychać było radość, jak i smutek.
Coś się zmieniło.
-I za to wypijmy!
Nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem z gwinta. Kieliszek wydawał mi się zbyt mały na ten toast. Kątem oka zauważyłem jak mój towarzysz również pije prosto z butelki. Niby różni a czasem tak podobni.