3

45 6 7
                                    

Wsiadła do windy nie zwracając uwagi na to, czy ktokolwiek tam jest czy nie, spędzała swoje ostatnie chwile wolności w stresie i milczeniu. Wybiła ostatnia godzina. Do głowy przyszedł jej szalony pomysł. Tak, zrobi to. Lepiej podjąć próbę wyzwania, niż bezczynnie czekać na łaskawość losu. Zawsze to dodatkowy czas na przemyślenie wszystkiego. Położyła palec na przycisku z napisem STOP. Przecież i tak jest tutaj sama, a w tym hotelu jest mnóstwo wind.

Nacisnęła przycisk i momentalnie zgasły światła. Winda zatrzymała się na tyle gwałtownie, przez co Elizabeth upadła na podłogę. Nie przemyślała tej decyzji. Teraz była jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej; nie tylko zdarzeniem, które ma nastąpić, ale też tym, że utknęła w samodzielnie zatrzymanej windzie.

- Nic ci nie jest? – usłyszała obcy, męski głos i poczuła, jak ten ktoś pomaga jej wstać.

- Nie... - wydusiła z siebie, opierając się o ścianę. Do przerażenia dodatkowo doszedł wstyd. Była święcie przekonana, że poza nią w tej windzie nikogo nie ma...

- Czekaj chwilę, mam latarkę... - usłyszała, jak mężczyzna grzebie w torbie i po chwili wypuścił snop światła z latarki – Baterii powinno wystarczyć, jak znam życie, nieprędko nas stąd wyciągną.

Światło latarki oświetliło jego twarz. Blond grzywka nieco spadająca na oczy, kryjąca wyraźnie zarysowany łuk brwiowy, brwi o ton ciemniejsze niż włosy i lekko wystające kości policzkowe. Mimo widocznych męskich cech, jego typ urody bardziej podchodził pod chłopięcy. Ale gdy tylko spojrzała w jego oczy, cały świat na moment się zatrzymał. Spotkała w życiu wielu ludzi, ale nikt nie miał tak pięknych, czysto niebieskich, błękitnych oczu patrzących na nią spod gęstej firanki rzęs. Z wrażenia oparła ręce o ścianę windy. Całe szczęście że jest ciemno, nie widzi jej rumieńców.

- Jeśli się panu spieszyło, to najmocniej przepraszam. – wydukała – Jestem w patowej sytuacji, pozostało mi jedynie grać na zwłokę. – osunęła się w dół, siadając na podłodze.

- Obcemu łatwiej jest się wygadać. – skierował na nią światło latarki i oniemiał. Przecież to była ta panienka od okularów! Daniel nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Pablo wątpił, że kiedykolwiek jeszcze na niego spojrzy, a teraz nie dość że spojrzała, to jeszcze z nim rozmawia! Zatrzymała windę, w której są tylko oni, taka okazja może się nie powtórzyć, musi wykorzystać tę szansę daną mu przez los jak najlepiej. Miał tylko nadzieję, że zapomniała o tym, jak wyszedł przed nią na idiotę.

Nastała cisza, Elizabeth była zbyt przerażona całą sytuacją, którą spowodowała, by odpowiedzieć nieznajomemu o pięknych oczach.

- Boisz się?

- Tak. - wydukała.

– Mam na to sprawdzony sposób, wiesz? – usiadł obok niej - Opowiedz mi o sobie, a nie będziesz mieć czasu myśleć o tym, że się boisz.

- Opowiadanie obcej osobie o swoim życiu i swoich problemach nie jest rozsądnym pomysłem.

- Życie podporządkowane jedynie rozumowi byłoby paskudnie nudne, nie uważasz? Poza tym już nie jesteśmy sobie obcy, może i nie znam twojego imienia, ale wiem, że boisz się siedzieć w zaciętej windzie.

- A ja wiem, że jesteś denerwujący.

- Widzisz? Można powiedzieć, że już się znamy. – zaśmiał się - A więc teraz możesz opowiedzieć coś o sobie, oczywiście w celu zniwelowania strachu.

- Wygrałeś. – westchnęła – Moja matka zaaranżowała mi związek z synem koleżanki. A ja... chyba nie jestem gotowa na takie zobowiązanie, jest siedem lat starszy, boję się że będzie mnie traktować jak jakiegoś dzieciaka...

What is HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz