21

33 5 4
                                    

- Co on ci zrobił kochanie? – spytał z obłudną troską, gdy dotarła do drzwi pokoju Meredith.

- Nic. – odpowiedziała szorstko.

- Wyglądasz na smutną.

- Przypomnieć ci naszą rozmowę? – prychnęła, po czym otworzyła drzwi do pokoju matki – Jesteśmy!

- To dobrze, samochód już czeka. – Meredith wzięła torebkę do ręki i wyszła z pokoju – Jak ty wyglądasz Betty... - mruknęła pod nosem, poprawiając górną część marynarki córki.

- Kolejna... - prychnęła.

- O co ci chodzi? – matka spojrzała na nią zaskoczona.

- Nie lubi skrótu Betty. – odpowiedział Jerry, zanim zdążyła otworzyć usta.

- Wręcz nie znoszę. – obdarzyła ich sztucznym uśmiechem – Już wolę Elizabeth.

- Dobrze. – potarmosiła ją delikatnie za policzek.

Matka przedstawiła im trasę zakupów, ale Ellie wyłączyła się z rozmowy. W głębi duszy chciała wyć ze smutku, robi wszystko na siłę, matka tego nie widzi, Jerry oskarża ją o coś, czego nie zrobiła, uważając się za pana świata w stosunku do niej, a Daniel... Robi pozornie najbardziej błahą rzecz, ale rani ją tym najbardziej. Zachowuje się jakby jej nie znał, jakby cała ich relacja, która była chyba najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła jej się w Southampton, nigdy nie miała miejsca. To była ostatnia kropla, która przelała jej czarę osobistej goryczy.

***

Nie skupiała się specjalnie na tym, co robi, wyłączyła się, jak to miała w zwyczaju. Nie mogła pojąć, co stało się Danielowi, dlaczego był wobec niej taki oschły. Chciała z nim porozmawiać, ale wiedziała, że gdyby nawet miała możliwość z nim porozmawiać, on zachowałby się tak samo jak wtedy. Tego była pewna.

- Elizabeth! – zauważyła, że matka, Jerry i jakiś mężczyzna, który chyba jest jednym z tutejszych pracowników patrzą na nią wyczekująco.

- Tak? – jakby się ocknęła.

- Ty słuchasz nas w ogóle?! – Meredith podniosła głos.

- Spokojnie Meredith, Lizzie często tak ma, że się wyłącza z rozmowy. – Jerry obdarzył ją uśmiechem. Pewnie próbuje odbudować to, co zniszczył dziś rano. Niedoczekanie.

- Zgadza się, zdarza mi się takie coś. – okazała im udawaną skruchę, myślami nadal będąc pry Danielu – Co się stało?

- Pomóż nam wybrać broszkę, nie możemy się zdecydować.

Nie wiedziała, o co tyle zamieszania, wszystkie wydawały jej się tak samo przesadzone. W oczy rzuciła jej się skromna, srebrna broszka w kształcie owalu z przezroczystym diamentem, o wiele mniej ekstrawagancka niż te, które miała do wyboru.

- Ze wszystkich najbardziej podoba mi się ta. – wskazała palcem na ozdobę.

- Taka nijaka? – Meredith spojrzała z powątpieniem.

- Jest śliczna, mamie na pewno się spodoba. – uśmiechnął się Jerry – Poprosimy tą broszkę, świetny wybór Lizzie.

- Wiem. – wzruszyła beznamiętnie ramionami.

- Ja jeszcze pójdę zobaczyć na kolie, a wy tu stójcie, jak chcecie. – rzuciła Meredith, po czym poszła w kierunku, który pokazał jej pracownik sklepu.

- Nadal jesteś zła? – Jerry objął Ellie ramieniem.

Nie, no co ty

- Poniosło mnie dziś rano, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie mogę zabraniać ci spotykać się z ludźmi, których ja nie lubię, a z którymi ty dobrze się bawisz.

What is HappinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz