Budzę się na mokrej poduszce i w zasadzie nie wiem, co się dzieje, co się stało, ani kim jestem. Mija chwila, zanim spoglądam na drzwi i momentalnie przypominam sobie wydarzenia poprzedniej nocy.
Patrzę na zegarek i już wiem, że mam kłopoty. 4.45. To oznacza, że mam 15 minut, żeby ogarnąć się na wyjazd na drugą stronę kraju w sprawie mojej przyszłości. Jedna zła decyzja może wszystko zaprzepaścić.
Szukam telefonu, zanim orientuję się, że najpewniej mama wzięła go ze sobą do pracy. W ekspresowym tempie wchodzę do łazienki.
Tak, ta w lustrze to o dziwo ja.
Cienie pod oczami, mały, raczej zadarty nos, proste, chyba mysie brwi i śmieszne, małe usta. Nic specjalnego, ale tragedii też nie ma.Czy ja mam w ogóle coś, czym można to poprawić? Niech zgadnę, nie. Przemywam twarz i związuję włosy w solidny, prosty kucyk. Nakładam jakiś krem i inne prawie nie dające efektów badziewie. Bielizna, biała koszula, spódnica i idziemy.
Wrześniowa pogoda też nie jest mi na rękę. Wygląda na to, że to, że padało całą noc nie wystarczyło. Musi padać akurat teraz. Droga do szkoły nie jest specjalnie długa, ale dzisiaj ciągnie się niczym maraton. Domy, które mijam codziennie, ten sam trawnik, ta sama ulica. Ciekawe, że takie proste rzeczy były moimi najlepszymi wspomnieniami.
Moja kondycja nigdy nie była w najlepszym stanie, ale nie mam nawet czasu się tym przejąć. Dużo bardziej mnie martwi to, że w momencie, kiedy podchodzę pod szkołę okazuje się, że nie ma tu ani jednego samochodu. Dosłownie nic nie mogło pójść tak, jak należy. Nie mam adresu, nie mam pieniędzy, nie mam nawet znajomych, żeby mogli mnie podwieźć.
Niespodziewanie, żeby tego było mało, idzie burza. Słyszę pierwszy grzmot, ale teraz nie martwię się o takie rzeczy, jak moje bezpieczeństwo. Patrzę na jedną osobę, która przebiega szybko z budynku. Zatrzymuję ją, żeby zapytać o godzinę. Odpowiada mi po czym błyskawicznie wskakuje do drzwi i szczelnie je zamyka. W normalnych okolicznościach przejęłabym się i poczuła zignorowana, ale właśnie okazało się, że jestem spóźniona już 15 minut. Całe 15 minut.
Sara mogła na mnie poczekać, ale nie musiała. W końcu pewnie dzwoniła, a ja się spóźniłam. To chyba najgorszy dzień mojego życia. Czuję się taka bezsilna i głupia, ale nie mam innego wyjścia, tylko wejść do szkoły i zapytać dyrekcję. Chwytam mocno za klamkę i szarpię się z nią bezskutecznie przez kilka sekund, zanim przypominam sobie, że jest za wcześnie, żeby ktokolwiek pracował. W tym momencie potężny piorun błyska mi przed oczami. Stało się to kilka metrów ode mnie, ale jestem na dworze. Deszcz też nie pozwala mi o tym zapomnieć.
Nadal nie potrafię pogodzić się z tym, co się stało. Jak poważna i tragiczna w skutkach jest ta sytuacja. Ile rzeczy potrafiłam zepsuć w jeden dzień, ile z nich poszłoby normalnie, gdybym porozmawiała z mamą na spokojnie. Czuję się okropnie. Mam już kierować się do domu, ale z daleka słyszę ryk samochodu.
Czarny, sportowy samochód podjeżdża do centrum miasta wydając z siebie potwornie głośny ryk, mimo faktu, że jest przed piątą. Pada okropny deszcz i mimo, że nie wiem kto to jest, nie jest to normalny człowiek. Szczerze, nie wiem co robię, bo być może jest to seryjny zabójca, może psychopata, może handlarz ludzkim towarem, ale w tym momencie jestem tak zdesperowana, żeby dojechać na czas do celu, że postanawiam zaryzykować.
Macham rękami i robię z siebie idiotkę, tylko po to, żeby samochód i tak zatrzymał się nie wcześniej, tylko pod samymi moimi nogami, z dużą prędkością, w samej kałuży. Spora fala deszczówki i trochę błota ląduje na moich już i tak przemoczonych ubraniach. Naprawdę, w tej sytuacji nie sądziłam, że może być gorzej. A jednak, jest dużo gorzej. Za kierownicą siedzi nie kto inny, jak sam Henry.
Myślałam, że rozważyłam dosłownie każdy możliwy scenariusz i każdą najgorszą wersję wydarzeń, skupiając się tylko na tym, by dotrzeć do tej pierdolonej uczelni, ale szczerze, w tym momencie nie widzę powodu, dlaczego mam wsiadać do tego samochodu. Stoję wściekła i czuję jak momentalnie robi mi się gorąco, mimo, że przed chwilą było mi okropnie zimno. Robi mi się tak słabo, że zaraz ugotuję sobą całą wodę, która na mnie spadła.
Patrzę na niego martwym wzrokiem przez dłuższą chwilę, a szyba kierowcy rozsuwa się. Henry jest już wyraźnie poirytowany tą sytuacją, ale teraz, nawet mnie nie przebije.
- Wsiadasz, czy nie?! - podnosi głos, ale jak na niego, nie jest zbyt agresywny. - Licz się z tym, że ja też muszę zdążyć tam dojechać.
- Nie wiem, czy umiesz tym jeździć. - odpowiadam krótko.
- To lepiej się dowiedz, bo nie mamy dużo czasu. - rzuca i przekręca oczami.
- Fakt. - przyznaję. - Ty nie jesteś pod wpływem?
- Nie, nie jestem. - wzdycha głęboko, ale ścisza głos. - Po prostu wsiadaj.
Niechętnie to mało powiedziane, ale w końcu wsiadam na tyły samochodu.
- Co ty odpierdalasz? - pyta zdziwiony. - Siadaj do przodu.
Dziwne, z bliska nie wygląda tak tragicznie, jak na kogoś, kto prawie we mnie wjechał. Lekko przekręca głowę w moją stronę. W jego ciemno-brązowych włosach dostrzegam niewielką bliznę z lewej strony.
- Ponoć się śpieszymy? - pytam zdenerwowana.
- Dobra, jak tam chcesz. - rzuca, ale zaraz nagle rozpędza samochód.
Siedzę przy oknie i trochę nie dowierzam, że faktycznie się tutaj znalazłam. A raczej, że się zgodziłam. Jakbym miała czyste ciuchy to nawet bym była wdzięczna za pomoc.
Chociaż dalej nie jestem pewna, czy nic nie brał.Obserwuję ulice miasta, jeszcze nie wstało. Bardzo rzadko mam okazję widzieć je o takiej porze. Niebieskawy krajobraz zmienia się bardzo dynamicznie. Tutaj nie ma wysokich wieżowców, ani zielonych parków. Takie sobie nijakie miasto. Może lubiłabym je bardziej, gdyby nie mieszkało tu tyle ludzi, którzy mnie wkurwiają.
Z zamyślenia wybudza mnie otwierające się okno i deszcz spływający mi po twarzy. Henry otwiera paczkę fajek i już bierze zapalniczkę.
- Możesz tego nie robić przy mnie? - pytam protestując. - Nie palę, poza tym jakiś debil oblał mnie całą kałużą, przeziębię się.
- Jezu, mogłaś usiąść z drugiej strony. - mówi, a w lusterku widzę jak przekręca zielonymi oczami.
- Dużo by to nie zmieniło. - odpowiadam.
- No to nie, nie mogę tego robić gdzie indziej. - rzuca. - Chyba, że chcesz wysiąść.
- Nie, dzięki. - krzyżuję ręce i postanawiam siedzieć cicho, ale nie mogę się powstrzymać. - Myślałam, że jesteś chociaż trochę normalny.
Chłopak wzdycha głęboko. Znowu żałuję, że się odezwałam. Milczymy tak przez dłuższą chwilę. Nie potrafię uwierzyć w to, że jadę razem z nim.
Nagle czuję, że samochód zdecydowanie zwolnił. Zerkam przez przerwę między siedzeniem kierowcy, a przednim siedzeniem pasażera, żeby sprawdzić czy przejeżdżamy przez światła. Nie dość, że nie ma przed nami świateł, ani pasów, nie ma też samochodów, które spowalniałyby ruch. Kiedy się zatrzymujemy zerkam przez szybę z boku. Zatrzymaliśmy się na przystanku. Czuję na sobie też wzrok Henrego. Spoglądam w lusterko i widzę parę jasno-zielonych oczu, które gryzą się z czerwienią przekrwionych białek.
- Wysiadaj. - mówi zdecydowanym tonem.
Moje oczy otwierają się w zdumieniu, ale jego pozostają wciąż tak samo uparte. Nie pytam, nie zastanawiam się, biorę moje rzeczy i wysiadam jednym z najpłynniejszych ruchów w całym moim życiu. Nie pojadę do stolicy.
CZYTASZ
SEND NUDES [ZAKOŃCZONE]
Teen FictionLayne, dziewczyna idealna, która znienawidziła bycia szarą myszką, a zamiast przeczytać książkę zdecydowanie bardziej wolałaby znaleźć się na imprezie. Stając przed prostą decyzją podejmuje najdziwniejsze możliwe rozwiązanie. Poznaje drugą twarz chł...