Rozdział 3

2.1K 163 274
                                    


Levi powoli uniósł powieki.

Spojrzał za okno. Świt jeszcze nie nadszedł, jednak ponad dachami dystryktu Trost ujrzał jak ciemne niebo powoli ustępuje miejsca bladej jasności. Spał jakieś trzy, cztery godziny. Dla niego była to wystarczająca ilość snu.

Podniósł się, starając się być cicho, aby nie obudzić towarzyszy, śpiących w tym samym pomieszczeniu. Spojrzał na Moblita i Miche'a. Zajmowali jedno łóżko piętrowe, Miche spał na dole, a Moblit u góry. Obaj chrapali w najlepsze. Tak jak i pozostali zwiadowcy, znajdujący się w pokoju.

Erwin znajdował się w innym pomieszczeniu, będąc kapitanem miał swoje przywileje, a jednym z nich było posiadanie własnej sypialni.

Levi zapatrzył się w widok za oknem.

Zdał sobie sprawę, że jego myśli zaraz po obudzeniu biegły w kierunku kapitana.

Od kilku dni nie widział go zbyt często. Erwin zajęty był zebraniami oraz zdawaniem raportów, dotyczących jego formacji. Był najaktywniejszym z kapitanów, co równało się z tym, że posiadał niewiele wolnego czasu. Levi przez te dni trenował z pozostałymi zwiadowcami, Hanji, Miche i Moblit pokazali mu również te rejony Trostu, których nie poznał wcześniej. Nie powiedziałby tego na głos, ale przyzwyczaił się do nich, lubił spędzać z nimi czas. Powoli uświadamiał sobie, że zaczyna im ufać. Czuł jednak, że czegoś mu brakuje. A bardziej: kogoś.

Nie musiał się przebierać, gdyż zwykle spał w swoich codziennych ubraniach. Zrobił kilka przysiadów oraz pompek, by odgonić resztki snu. Następnie wyszedł przed budynek, aby odetchnąć świeżym powietrzem.

Trost powoli budził się do życia. Na ulicy przed kwaterą zwiadowców pojawiali się pierwsi przechodnie. Ludzie otwierający swoje sklepy, żołnierze żandarmerii, patrolujący okolicę, zwykli mieszkańcy, załatwiający swoje sprawy. Zaspani rodzice, biegające dzieci.

Levi patrzył na ten obrazek i wciąż nie mógł uwierzyć, że po tylu latach życia pod ziemią naprawdę udało mu się stamtąd wyrwać. Żałował tylko, że nie ma przy nim tych dwóch osób, z którymi obiecywał sobie właśnie takie życie. Isabel i Farlan powinni być tutaj, tuż obok niego. Wciąż nie mógł pogodzić się z ich stratą, choć czas mijał, a rana w jego sercu zdawała się powoli zabliźniać.

Pod budynek zajechała właśnie bryczka. Ciemnowłosy patrzył, jak drzwiczki otwierają się i z powozu wysiadł Erwin. Ubrany był w szarą koszulę, na którą zarzucił brązową marynarkę, a w podobnym odcieniu brązu miał starannie wyprasowane spodnie.

Zszedł po małych schodkach i spojrzał na Leviego. Zdziwił się lekko na jego widok, jednak po chwili na jego twarzy zagościł nieznaczny uśmiech.

Levi od razu poczuł, że dzień robi się odrobinę lepszy.

Oczywiście nie dał tego po sobie poznać.

- Koniec pisania raportów? – Zapytał z charakterystyczną dla siebie ironią, podchodząc w stronę Erwina i ruszając razem z nim w stronę wejścia do kwatery.

- Nie wiem czy to kiedykolwiek będzie można uznać za zakończone. Znowu nieprzespana noc?

- Cztery godziny, to całkiem dużo jak na zdrowy sen. – Levi wzruszył ramionami, po czym otworzył drzwi przed blondynem.

Erwin skinął mu głową w podziękowaniu i wszedł do środka. Levi wsunął się do budynku tuż za nim. Idąc po schodach, niby od niechcenia spojrzał na Erwina, który szedł przed nim. Nie potrafił nic poradzić na to, że zainteresował go ten widok, a zwłaszcza sposób, w jaki materiał spodni opinał się na nogach i pośladkach blondyna. Erwin był atrakcyjny, musiał to przyznać. To znaczy... Dbał o siebie, a to godne podziwu, prawda?

"Tylko jeden człowiek". ||  ERURI  || [Completed] +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz