Special I

3.3K 183 72
                                    

*Reader*

Biegłam ile sił w nogach. Doskonale wiedziałam, że im szybciej skończę rozgrzewkę, tym dłuższą chwilę na odpoczynek będę miała w oczekiwaniu na resztę biegających.

- Świetny czas, z resztą jak zawsze. - pochwalił mnie generał Erwin Smith, gdy podbiegłam cała zdyszana.

Tego roku było bardzo dużo chętnych na kadetów. Tak wielu, że niektórym generałom dostały się małe grupki do opieki. W jednej z takich grup byłam ja. Byłam przeszczęśliwa będąc w oddziale generała Smitha, to był ogromny zaszczyt!

- Wracają! - krzyknął jeden z kadetów. Zwiadowcy wracali z wyprawy za mury. Mój brat, też wracał.

Z zaszklonymi z radości oczami uciekłam z treningu.

- Ej, wracaj! Trening się jeszcze nie skończył! - krzyczał generał.

- A generał nie chce wiedzieć ilu wróciło? - wrzasnęłam już z daleka.

Podbiegłam pod stojące już tłumy ludzi. Przepychałam się wśród ludzi, wysłuchując komentarzy pokroju "Znowu nasze podatki idą na tuczenie tytanów.". Byłam wściekła na tych tchórzliwych wieśniaków, którzy tylko w gębie mocni byli.

Ale nie to było dla mnie teraz najważniejsze. Musiałam zobaczyć się z bratem. Musiałam upewnić się, że żyje. Że jest cały i zdrowy.

Przebiłam się przez tłumy gapiów i ustawiłam się przed nimi. Nigdzie... Nigdzie go nie było! Szukałam, błądziłam wzrokiem, ale na marne. W pewnym momencie dotarło do mnie, że wróciło ich bardzo mało. Garstka dosłownie.

- Gdzie jest mój brat!? - krzyknęłam wybiegając naprzeciw żołnierzom.

Patrzyli na mnie, wszyscy... Patrzyli z bólem, współczuciem. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć.

- Gdzie on jest?! - wrzeszczałam, gdy jeden ze Zwiadowców podniosł mnie i delikatnie potrząsnął za ramiona.

- Zawieźliśmy go szybko do szpitala. Jednak proszę być gotowym na najgorsze. Jest ciężko ranny. - oznajmił mężczyzna beznamiętnym tonem.

Wyrwałam się z jego rąk i potykając się co chwilę pobiegłam ile sił do szpitala. Z nerwów nogi miałam jak z waty, ledwo się na nich trzymałam.

Gdy wbiegłam do szpitala, zobaczyłam ogromne tłumy ludzi. Krzyki agonii wdarły się do uszu i brzmiały w głowie dzikim echem. Krew była rozlana po całej podłodze, a smród śmierci wdychany do płuc, wywoływał odruch wymiotny.

Znowu stałam jak wryta i wypatrywałam swojego brata. Nie ma go, nigdzie go nie ma!

Chciałam zapytać którąś z pielęgniarek, ale od razu odganiały mnie, tłumacząc, że nie mają teraz na to czasu. I tak też było... Rannych było więcej niż pielęgniarek i lekarzy.

Jak mogli ponieść tak wielkie straty? Czy winą jesy fakt, że Erwin nie mógł nimi dowodzić?

Zastanawiałam się, w pośpiechu biegając z sali do sali. Widok zmasakrowanych ciał, smród krwi sprawił, że zwymiotowałam do najbliższego śmietnika. Czułam się jak w amoku, wszystko było takie nierealne.

Wbiegłam do kolejnej sali. Był tam, leżał na łóżku, ale... Nie miał nogi?

Chwyciłam się za usta i szybko do niego podbiegłam.

- Dzięki bogu, żyjesz. - uśmiechnęłam się, krztusząc się łzami, po czym drżącymi dłońmi chwyciłam jego twarz.

- Nie [Imię], ja umieram. - wyszeptał.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz