X

3.1K 210 147
                                    

*Levi*

Natychmiast po wyniknięciu tej sytuacji wypisałem się ze szpitala. Wróciłem do swojego gabibetu i usiadłem przy biurku. Nie było mnie zaledwie dwa dni, a kurz osadził się na meblach. Wyciągnąłem z szafki rzeczy do sprzątania i zacząłem czyszczenie pomieszczenia.

Sprzątanie działa na mnie uspokajająco. U mnie wszystko musiało być czyste i starannie ułożone. Tylko wtedy mogłem zebrać swoje myśli. Dzisiaj wyjątkowo musiałem się uspokoić. Byłem tak rozwścieczony, że miałem ochotę zniszczyć wszystki wokół siebie, ale gdy mocniej napinałem brzuch lub wykonywałem gwałtowne ruchy, rana dawała się we znaki.

Sam już nie wiem na kogo bardziej wściekły byłem. Na [Imię], czy na siebie. Zawsze myślałem, że potrafię dobrze odczytywać intencje innych ludzi, a tu proszę, pomyliłem się.

Nie wiem dlaczego dałem się jej tak omotać. Może po prostu sam chcialem wierzyć w jej szczerość? Może już powoli zacząłem wyobrażać ją sobie jako wiernego Zwiadowcę? Nie wiem co mną wtedy kierowało.

Z zamyślenia wyrwał mnie pukanie do drzwi.

- Proszę. - odpowiedziałem, a do pomieszczenia wszedł Erwin. W sumie zdziwiłbym się, gdyby był to ktoś inny.

- Rozmawiałem z [Imię], będzie się trzymać planu. - westchnął smutnym głosem.

- I smuci cię to bo? - zapytałem unosząc jedną brew.

- Znienawidzi mnie. - odparł, chwytając się za głowę, po czym usiadł na krześle, stojącym przed biurkuem.

- Ona już cię nienawidzi. - stwierdziłem, niezbyt pociesznie.

- Zapewne.

- Z resztą, czy ty w ten sposób chcesz mi powiedzieć, że jej jeszcze ufasz? - zmarszczyłem brwi na tę myśl.

- Tak, ufam. - potwierdził, a ja przewróciłem oczami.

- Jesteś głupcem Erwin. Jesteś pieprzonym głupcem. - syknąłem rzucając szmatką o biurko, a resztki niedoczyszczonego kurzu wzniosły się w powietrze.

- Uważaj na słowa! - krzyknął grożąc przy tym palcem. - Nic nie rozumiesz, nie znasz jej nawet.

- No właśnie widać jak ty ją znasz. - parsknąłen, rozsiadając się na swoim fotelu.

- Przyznaj, że gdy zobaczyłeś jej dokumenty i wyniki, też chciałeś ją w swoim oddziale.

- Przyznaję, wyniki ma wyśmienite. Ale nie potrzebuję kogoś, kto tak koncertowo wpieprza mnie w kłopoty.

- Ona cię właśnie od nich uchroniła. Sam się w nie wpakowałeś wypisując zezwolenie. Doskonale wiesz, że tak nie wolno. - zganił mnie Erwin. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, bo dotarło do mnie właśnie, że miał rację.

- Masz rację. - potwierdziłem, po dłuższej chwili spędzonej w ciszy. Zrozumiałem, że zbyt ostro dziś potraktowałem [Imię]. Wylałem na nią wiadro jadu. Powinienem był oszczędzić sobie niektórych komentarzy.

- Idę do [Imię], muszę ją przeprosić. - oznajmiłem wstając, po czym założyłem marynarkę.

- Teraz? - zapytał zdziwionym tonem Erwin.

- Tak, teraz. - potwierdziłem i czekałem, aż opuści mój gabinet.

Wyszliśmy i bez zbędnych słów każdy ruszył w swoją stronę. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do więzienia, ale rana efektywnie mi to utrudniała. Po kilku minutach powolnego toczenia się dotarłem do więzienia. Schodziłem powoli schodek, po schodku, podtrzymując się o barierkę.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz