*Reader*
Dojechaliśmy do stajni, a następnie zostawiliśmy tam konie.
- Skrzydło szpitalne? - zapytałam, gdy kapral zamnkął za mną drzwi do stajni.
- Nie, pojdziemy do mojego gabinetu. - oznajmił, a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie. - Mam już dość szpitala.
- Kapral ma wszystko co potrzebne do szycia u siebie? - zapytałam, gdy powoli kroczyliśmy w kierunku budynku dowódców.
- Tak, wszystko mam.
Znaleźliśmy się w jego gabinecie, a mnie znowu uderzyła perfekcyjność tego miejsca. Szatyn od razu wyjął apteczkę z jednej z szafek i usiadł na czarnej, skórzanej kanapie. Podczas gdy on sprawnie pozbywał się górnej części munduru, ja wypakowałam zawartość apteczki.
- Pójdę umyć ręce. - poinformowałam, po czym udałam się do łazienki.
Umyłam dłonie, a następnie opłukałam twarz zimną wodą.
Kapral w tym czasie zdążył zdjąć cały opatrunek, a gdy do niego podeszłam, przerwał dokładne oględziny rany.
- Trzeba wyjąć te szwy. - stwierdził niechętnie.
- Trzeba, trzeba. - potwierdziłam zakładając rękawiczki i przyglądając się szwom. - Będzie paskudna blizna.
- Trudno. - wzruszył ramionami.
- Bez znieczulenia?
- Tak. Szyj, bo śniadania jeszcze nie zjadłaś. - prychnął, gdy usłyszał ciche burczenie w moim brzuchu. - Żebyś mi tu nie zemdlała.
- Nie zemdleję. Z resztą, od kiedy kapral się o mnie tak martwi. Myślałam, że mnie kapral nienawidzi po tym wszystkim. - westchnęłam smutno i zabrałam się za wyciąganie starych szwów, które pod wpływem ciągnięcia, wcięły się w ranę.
- Odkąd jesteś moim człowiekiem. - syknął z bólem. - A o swoich ludzi muszę się martwić. Poza tym, nie nienawidzę cię. To był mój błąd, że dałem ci zezwolenie. Gdyby nie to, spokojnie krzątałabyś się teraz wsród pacjentów.
- Nie narzekam na swój los. Prawdę mówiąc, na dzisiejszym treningu poczułam w końcu, że jestem we właściwym miejscu. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszy mnie to. Ciężko to stwierdzić po jednym treningu, ale coś tak czuję, że Erwin miał do ciebie rację. - dukał nieco zbolałym głosem, gdy zajmowałam się raną.
- Rację? Z czym? - zapytałam z zaskoczeniem.
- Z tym, że jesteś dobrym żołnierzem.
- Schlebia mi kapral... - odpowiedziałam zachrypniętym głosem i poczułam jak żarzący rumieniec oplata moje policzki.
*Levi*
Urocze te rumieńce...
Zaraz, zaraz.
Nie!
Nie mogę tak o niej myśleć!
Obiecałem sobie...
Nie mogę sobie pozwolić na kolejną słabość, i kolejną stratę...
- Jak ci idzie? - zapytałem po dłuższej chwili, podczas której starałem się opanować swoje myśli.
- Jeszcze chwila, zaraz kończę.
- W porządku.
[Imię] zawiązała zgrabny supełek, po czym przemyła zakrwawione miejsce. Delikatnie głaskała mój brzuch przy pomocy zwilżonej chusteczki. Jej dotyk był taki kojący.
CZYTASZ
Okno z widokiem na wolność [LevixReader]
FanfictionOd małego pragnęłaś zostać Zwiadowcą. Życie jednak pokierowało cię trochę inaczej. Zostałaś pielegniarką w szpitalu w Mitras, lecz to nie zaspokajało twojej ciekawości. Fascynowała cię natura tytanów. Doskonale wiedziałaś, że ciekawość to pierwszy s...