III

4.3K 253 103
                                    

*Reader*

- Erwin Smith, cóż za zaszczyt. - zaśmiałam się pod nosem, krzyżując ręce.

- Zaprosisz mnie do środka? - zapytał z uśmiechem.

Z Erwinem znałam się już od paru lat. Byłam w jego oddziale treningowym kiedy byłam jeszcze kadetem. Uważał mnie za najlepszą w tym oddziale i wcale tego nie krył, przez co przyszyto mi łatkę lizusa i faworyta. Bardzo liczył na moje dołączenie do Zwiadowców. Bardzo... Wielokrotnie mnie próbował namówić, ale bezskutecznie. To nie moja bajka. Od zawsze chciałam dołączyć do Żandarmerii, chociaż tak też się nie stało.

- O ile nie przeszkasza ci bałagan, proszę bardzo. Właśnie się rozpakowuję. - zaprosiłam go gestem dłoni do środka.

- Nie przeszkadza ani trochę. Powiedz mi, co cię tu sprowadza? - zapytał, siadając na krześle obok biurka.

- Szczerze? - zapytałam.

- No poproszę. - odpowiedział z ironią w głosie.

- Od jakiegoś czasu bardzo interesuję się tytanami. Chciałabym rozwijać wiedzę na ich temat. - wytłumaczyłam, robiąc sobie miejsce na łóżku, po czym usiadłam naprzeciwko blondyna.

- Czyli chcesz dołączyć do Zwiadowców? - zapytał z nadzieją.

- Nie, nic z tych rzeczy. Nie namówisz mnie. - parsknęłam śmiechem gdy znowu wspomniał o Zwiadowcach. - Podobno Hanji Zoe zajmuje się eksperymentami nad tytanami i pomyślałam sobie...

- Owszem, w sumie bardzo pasowałabyś na jej asystentkę. - stwierdził Erwin.

- Naprawdę? - zapytałam z podekscytowaniem.

- Oczywiście! Ale wiesz, że Hanji również należy do zwiadowców?

- Erwin, proszę, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. - westchnęłam.

- No dobrze, wybacz taki nacisk. Po prostu nigdy nie miałem tak dobrego kadeta. Byłby z ciebie wybitny żołnierz... No nic, będę się zbierał. - powiedział, niechętnie wstając z krzesła.

- W porzadku. - potwierdziłam.

- To do zobaczenia wkrótce. - uśmiechnął sie Erwin, wychodząc.

- Do zobaczenia. - pożegnałam go, a zaraz po tym zamknął za sobą drzwi.

Skończyłam wpakowywanie ubrań i posprzątałam pokój. Dochodziła godzina dwunasta. Przebrałam się w czyste ubrania. Tak jak zaproponowała Lisa, udałam się w kierunku jej gabinetu, żeby pójść razem na obiad. Szybko zbiegłam po schodach i dotarłam pod gabinet Lisy. Zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Niepewnie pociągnęłam za klamkę. Drzwi były zamknięte. No tak, mogłam się domyśleć.

Zrobiłam sobie krótki spacer po salach. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Ostatecznie znalazłam ją w sali kaprala. Siedziała obok jego łóżka z dokumentami i coś notowała.

- Można? - zapytałam, pukając i wychylając głowę przez otwarte już wcześniej drzwi.

- Pewnie, wchodź! - zaprosiła mnie blondynka. - Będę się zbierać kapralu. Obiecałam [Imię], że pójdę z nią na obiad. - oznajmiła wychodząc. Kapral nic jej na to nie odpowiedział.

- Nie zbyt rozmowny z niego facet. - zaśmiałam się.

- Faktycznie, czasem bywa oszczędny w słowach. - potwierdziła kobieta. - Nie wiem teraz, czy będziesz zadowolona, że przydzieliłam ci opiekę nad nim.

- Serio? - westchnęłam z rozczarowaniem. - Nawet mi nie podziękował za to, że go tak ładnie zszyłam. - oburzyłam się.

- Spokojnie, on tak ma przy obcych ludziach. Myślę, że z czasem jak cię pozna stanie się trochę rozmowniejszy. - pocieszyła mnie Lisa i poklepała mnie delikatnie po ramieniu.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz