XXIV

3K 190 166
                                    

*Levi*

Czas mijał nieubłaganie, a ja nie potrafiłem zebrać się w sobie, by porozmawiać z [Imię]. Odwiedziłem ją kilka razy, ale za każdym razem czułem, jakbym zapomniał języka w gębie i nie mogłem wyrzucić z siebie, tego wszystkiego, co już od dłuższego czasu planowałem wyznać. Starałem się w pełni poświęcać się pracy, by jak najmniej myśleć o niej. Ale jedyne, co wokół siebie zauważałem, to jej brak. Podczas treningów, na stołówce. Wszędzie mi brakowało jej obecności, a przede wszystkim uśmiechu i atmosfery, którą wokół siebie tworzyła. Dodatkowo dobijająca była wyprawa, której termin powoli się zbliżał, a wraz z nim coraz więcej problemów.

- Pozostał tydzień do wyprawy, a my mamy niewystarczającą ilość żołnierzy. - Erwin przetarł zmęczone czoło, po czym poprawił się na swoim fotelu.

- Mówiłem o tym już wcześniej, ale nikt nie chciał słuchać. I jak zwykle budzimy się z ręką w nocniku. Co teraz z tym zrobimy? - zapytałem lekko poddenerwowany.

- Przełożymy wyprawę. Nie mamy innego wyjścia. I może wtedy [Imię] będzie mogła pojechać. Żeby skończyć w paszczy tyt...

- Zamknij się! - wrzasnąłem, zrywając się z krzesła, po czym oparłem ciężar swego ciała o biurko. - Jak możesz tak mówić? Tego chcesz dla bliskiej ci osoby?

- Bliskiej? - zdziwił się blondyn. - Co masz na myś...

- O to, że nie zależy ci na niej tylko dlatego, że jest świetnym żołnierzem.

- Masz rację, Levi. - westchnął, a ja mocno się zdziwiłem. Spodziewałem się, że będzie się dalej wypierał, a on tak zwyczajnie przyznał mi rację.  - Ale ja już się pogodziłem z faktem, że nie widzi we mnie nikogo więcej poza przyjacielem. Za to gdy patrzy na ciebie... Zawsze chciałem, by na mnie tak patrzyła, ten błysk w oku. Nie mogę kurczowo jej trzymać przy sobie. Muszę pozwolić jej odejść.

Usiadłem wtedy spokojnie na krześle i wbiłem swój wzrok w Erwina. Znowu moje myśli pomieszały się, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.

- Dlaczego więc życzysz jej, żeby skończyła w paszczy tytana? - spytałem, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli.

- Bo śmierć to jej jedyne wyjście, by uwolnić się od Zwiadowców. A nie chcę, żeby była tu zamknięta i nieszczęśliwa.

- Wiesz co? Dopilnuję, żeby była szczęśliwa. Tutaj. - powiedziałem stanowczo, a na twarzy Erwina ukazała się iskierka szczęścia i jakby nadziei.

- Dziękuje. - kiwnął i nieznacznie uśmiechnął się.

- Dobra, wracając do tematu wyprawy. Przekładamy, tylko na kiedy?

- W tym tygodniu będzie ceremonia dołączenia kadetów. W nich cała nadzieja. - sapnął ciężko blondyn.

- Uważasz, że ta garstka gówniarzy, o ile w ogóle ktokolwiek się zgłosi, uzupełni braki? - spytałem, powątpiewających tonem.

- A mamy inne wyjście? Najwyżej pojedziemy w zmniejszonym składzie.

- Nie wiem Erwin. Nie podoba mi się ten plan. Wstrzymajmy się z tą wyprawą.

- Dobrze. Odwołamy ją. - rzucił i chwycił się ze zmęczeniem za twarz.

- To skoro wszystkie sprawy mamy ustalone. Pójdę do niej.

Erwin spuścił wtedy głowę i mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Wyszedłem z pomieszczenia i oparłem się o zimną ścianę korytarza. Moje ciało przeszły dreszcze. Oderwałem się od źródła tego chłodu i ruszyłem w kierunku szpitala.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz