XIX

2.9K 194 375
                                    

*Reader*

Siedziałam na murze i z podziwem przyglądałam się zachodzącemu słońcu. Dzisiejszy zachód był wyjątkowo przepiękny. Odcienie różu i czerwieni w niemalże magiczny sposób przeplatały się ze sobą, by odprowadzić słońce za horyzont. Usłyszałam zgrzyt linek tuż obok mojej głowy, a następnie haki wbiły się w mur.

- Można? - usłyszałam chłodny głos kaprala.

- Pewnie. - powiedziałam, spoglądając na mężczyznę.

Trwaliśmy w ciszy dłuższą chwilę, gdy nagle wziął głęboki wdech.

- Chyba musimy o czymś porozmawiać, nie uważasz? - zaczął nieco niepewnie, po czym spojrzał mi w oczy.

Kobalt jego tęczówek mieszał się ze szkarłatem zachodzącego słońca tworząc niepowtarzalne połączenie.

- Owszem, musimy. - przytaknęłam, a on chwycił mnie za dłoń. Moje ciało przeszył przyjemny, ciepły dreszcz.

- Wiem, że też to czujesz i tak samo jak ja nie wiesz jak postąpić. - mówił powoli, tak jakby zebranie tych słów sprawiało mu ogromną trudność.

- Mamy dwa wyjścia. Albo posłuchamy serca, albo rozumu. - rzekłam, reagując niewielkimi drgawkami na chłodny, zwiastujący noc wiatr.

- Załóż. - kapral natychmiast podał mi swoją kurtkę, gdy zauważył, że mi zimno. Uśmiechnęłam się lekko w podzięce.

- Kapralu... - zaczęłam.

- Levi. Mów mi Levi. - przerwał mi.

- W porządku. W takim razie powiedz, które wyjście chciałbyś wybrać?

- Chyba serce przekrzykuje umysł... - wyszeptał, gładząc mnie subtelnie po policzku, a nasze twarze zbliżyły się do siebie. Usta podziałały na siebie jak magnesy i po chwili złączyły się w delikatnym, aczkolwiek upajającym pocałunku.

- [Imię]! [Imię]! - usłyszałam nagłe nawoływanie, lecz nie mogłam zlokalizować jego źródła.

- Obudź się [Imię]!

Otworzyłam nagle oczy, gdy poczułam, że ktoś szarpie moim ciałem.

- Wstawaj natychmiast, bo spóźnimy się na śniadanie! - wrzeszczała Sasha.

~~~

Minęły jakieś dwa tygodnie. Sytuacja chyba się wyjaśniała, ale ostatnie sny mocno mieszają mi w głowie. Dzięki częstym treningom i moim znajomym zapomniałam o tym wszystkim, choć na trochę. Przez ten cały czas kapral izolował się i ponownie chował za swoją bezpieczną, lodową ścianą. Obraniczał nasz kontakt jak tylko mógł, a było to niesamowicie trudne, zważając na fakt, że był za mnie odpowiedzialny.

Na co ja w ogóle liczyłam?

- [Imię], jedz, bo tak siedzisz i tylko grzebiesz w tym talerzu. - oburzył się Eren.

- Nie mam apetytu. - skwitowałam krótko i odłożyłam widelec.

- Nie będziesz miała siły podczas treningu. - dodała Mikasa.

- No dobra, coś tam zjem. - przewróciłam oczami i ponownie wzięłam widelec w dłoń.

Zjadłam parę kęsów, ale to było wszystko, co mogłam zmieścić. Resztę natychmiast porwała Sasha. Wstaliśmy od stołu i wyszliśmy na zewnątrz. Usiedliśmy na pobliskiej ławce.

Pogoda nie zachwycała i pogarszała się z minuty na minutę. Mieliśmy mieć dzisisiaj trening. W deszczu? Wspaniale...

- Zachowujesz się ostatnio jakoś inaczej. Jakaś taka nieobecna myślami jesteś. - stwierdził zmartwiony Eren.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz