V

3.9K 238 233
                                    

*Reader*

Pierwszy dzień pracy mijał mi nieubłaganie szybko. Podróż od sali do sali, od jednego pacjenta do drugiego pochłaniała kolejne minuty. Nawet nie miałam chwili, żeby sobie spokojnie usiąść. Na szczęście moja zmiana dobiegała już końca. Został mi ostatni pacjent do skontrolowania, kapral Levi.

Wzięłam dla niego leki oraz termometr i ruszyłam w stronę sali, w której leżał mężczyzna. Standardowo zapukałam i weszłam po zaproszeniu.

- Co tym razem? - zapytał, niechętnie odrywając wzrok od książki. Wyjął gdzieś z ostatnich stron zakładkę i włożył ją w miescu, w którym zakończył czytanie. Odłożył książkę na stolik i swój przeszywający wzrok przeniósł na mnie.

- Kolejna dawka leków. - podałam kieliszek z tabletkami. - I muszę zmierzyć kapralowi temperaturę. - dodałam, podając mu termometr.

Szatyn wziął go do ręki i włożył pod pachę. Ja w tym czasie zaczęłam wolnymi krokami kręcić się po sali. Podeszłam do okna i szybkim ruchem wskoczyłam na parapet. Usiadłam na nim i zaczęłam rozglądać się po okolicy. Na dworze była piękna słoneczna pogoda. Ulicą przejechało kilka wozów kupieckich, a dzieci beztrosko bawiły się w chowanego. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie tych sielskich dni, gdy jedyne czym się przejmowaliśmy, to w co jutro się będziemy bawić.

- Mogę o coś zapytać? - wyrwał mnie z zamyślenia kapral.

- Tak. - odpowiedziałam niepewnie.

- Dlaczego pani zrezygnowała z bycia żołnierzem?

Popatrzyłam na niego niepewnie, za nic nie mogąc zebrać słów. Nie spodziewałam się, że zaciekawi go coś takiego.

- Proszę mi wybaczyć, ale nie uważam, by był to dobry temat na rozmowę. - odpowiedziałam lekko zachrypłym głosem, po czym szybko odchrząknęłam. - Poproszę termometr. - dodałam, zeskakując z parapetu i wyciągając dłoń w stronę kaprala.

- Proszę.

Spojrzałam na termometr, wszystko w normie, gorączki brak.

- Wszystko w porządku, nie ma kapral gorączki. - oznajmiłam z uśmiechem, chowając termometr do kieszeni fartucha, po czym szybko ruszyłam w stronę drzwi. - Do jutra. - pożegnałam się.

Nagle, gdy chciałam chwycić za klamkę, otworzyły się przede mną drzwi, a ja wpadłam wprost na wysokiego, postawnego blondyna.

- Erwin! - krzyknęłam lekko wytraszona.

- [Imię], przepraszam, zamyśliłem się. Już wychodzisz? - zapytał delikatnie zaskoczony.

- Tak, właśnie kończę zmianę i nie mam zamiaru robić tu nadgodzin. - roześmiałam się.

- Skoro jesteś już dzisiaj wolna, to może pójdziesz ze mną na małą herbatkę? - zapytał z uśmiechem, przepuszczając mnie w drzwiach.

- Jeśli chcesz mnie namówić na dołączenie do swojego oddziału, to od razu mówię, że się nie zgadzam. - odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia, po czym zamknęłam drzwi do sali.

Z uśmiechem od ucha do ucha szłam przez korytarz. Nie wiem czemu, ale czerpałam dziwną satysfakcję z odmawiania Erwinowi. Lubiłam się z nim tak trochę droczyć. A on nigdy się nie poddawał i ciągle próbował mnie namówić na tych Zwiadowców.

Przemierzałam kolejne metry długiego korytarza, gdy nagle usłyszałam wołanie swojego imienia. Od razu poznałam ten głos, to była Mikasa. Spojrzałam w stronę, skąd dochodziło wołanie. Zobaczyłam Armina, który szedł w moją stronę w towarzystwie Mikasy. Trzymał się za jedną z rąk, która była owinięta bandaż i przewieszona przez szyję.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz