XXII

2.8K 188 142
                                    

*Levi*

- Levi, obudź się. - szturchała mną energicznie Hanji.

Otworzyłem leniwie oczy, było jeszcze ciemno, a jedynym źródłem światła była niewielkich wymiarów lampa naftowa, trzymana przez czterooką.

- Ciemno jeszcze jest. - odburknąłem zaspanym głosem.

- To nie istotne, ty zobacz gdzie ty śpisz. - przewróciła oczami.

Rozejrzałem się dookoła, tak jak zasugerowała okularnica. Siedziałem na podłodze, a ręce i głowę oparte miałem o łóżko, na którym spokojnie spała [Imię].

- Levi, wstań, idź do siebie i wyśpij się jak cywilizowany człowiek. - poprosiła spokojnie.

Wstałem bez słowa i wyszedłem z pomieszczenia. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Dzisiejsza noc była ciepła i przyjemna. To dość zaskakujące, zwarzając na chłodzącą ulewę, która obficie przeszła za dnia. Bezchmurne niebo doskonale eksponowało cały swój majestatyczny gwiazdozbiór. Ale on i tak nie był w stanie oddać piękna blasku oczu [Imię], który tak bardzo chciałem znowu ujrzeć.

Dotarłem do swojego gabinetu i zaraz po tym, jak go zamknąłem, zdjąłem ubrania i padłem na łóżko.  Sen natychmiastowo mnie pochłonął.

Obudziłem się bardzo wcześnie, zegar stojący na stoliku obok łóżka, wskazywał godzinę piątą czternaście. Bardzo chciałem odwiedzić [Imię], lecz zdawałem sobie sprawę, że nie jest to odpowiednia pora.

Otworzyłem więc okno w swoim gabinecie, by pozwolić świeżemu powietrzu rozprzestrzenić się po dusznym pomieszczeniu. Wziąłem głęboki wdech zimnego, porannego powietrza, po czym wyjrzałem przez okno. To był właśnie urok wczesnych poranków. Wszyscy jeszcze smacznie spali, a na dworze panowała cisza i kojący spokój. Tego nam właśnie w tych czasach najbardziej było potrzeba najbardziej.

Po dłuższej chwili napawania się tym spokojem, poszedłem wziąć szybki prysznic. Następnie założyłem czysty mundur i wyszedłem z pokoju. Poszedłem na stołówkę. Tam też panował kompletny spokój. Zrobiłem sobie herbatę i wróciłem do siebie.

Rozsiadłem się na swoim skórzanym fotelu i rozkoszowałem się swoim ulubionym napojem, który raz po raz spływał po podniebieniu. Nigdzie się dzisiaj nie spieszyłem. Delektowałem się dniem wolnym, którego już od bardzo dawna nie miałem. Czas, na moje szczęście, płynął bardzo wolno. Napawałem się tym jak tylko mogłem. Lecz brakowało mi tylko jednego do pełni szczęścia...

Herbata powoli kończyła się, a ja czułem niedosyt. Wyszedłem z gabinetu i na końcu korytarza zobaczyłem Mike'a rozmawiającego z Erwinem. Ten drugi od razu mnie zauważył, a następnie pożegnał się z mężczyzną krótkim „do później". Szybkim krokiem podszedł do mnie i natychmiast szarpnął mnie za ramiona.

- Do reszty zdurniałeś!? - wrzasnął, marszcząc brwi.

- O co ci chodzi? - prychnąłem, otrącając jego ręce.

- Jak mogłeś pozwolić Erenowi wziąć ją na ręce?

No właśnie, jak ja mogłem?

- Nie wiem Erwin, ja naprawdę nie wiem dlaczego tak zrobiłem. - tłumaczyłem, a grymas zdenerwowania, powoli zmieniał się na bardziej spokojny.

- Mogła zginąć. - posmutniał nagle na te słowa.

- Wszystko było w porządku, Eren wykonywał wszystkie rozkazy... - próbowałem się wytłumaczyć.

- Levi, ona mogła zginąć. - stwierdził stanowczo, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zostawił mnie z bębniącym po głowie „ona mogła zginąć", które było niczym klątwa powoli pochłaniająca całego mnie.

Okno z widokiem na wolność [LevixReader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz