Archie Andrews nie był zaskoczony, kiedy Jackie nie pojawiła się na zajęciach. Właściwie dziewczyna rzadko kiedy przebywała w szkole na wszystkich lekcjach i rudowłosy uważał, że dziewczynie najzwyczajniej w świecie nie zależy na edukacji. Nie mógłby powiedzieć, że Jackie cokolwiek na tym straci. Wydawało mu się, że wręcz przeciwnie, dziewczyna ta jest na tyle inteligentna i dobra w tym co robi, że wszelakie naukowe bzdury nie były jej potrzebne. Jacqueline Ross potrafiła zadbać o siebie i swoich przyjaciół, a na dodatek nie trafić przy tym za kratki.
- Hej Andrews! - znajomy głos rozległ się echem po niemalże pustym korytarzu, kiedy Archie kierował się już do wyjścia ze szkoły po południowym treningu. Zatrzymał się jednak tuż przed wyjściowymi drzwiami i nieśpiesznie odwrócił się, czekając na przybycie posiadacza znajomego głosu. Z oddali Clinton Hull uśmiechał się do niego krzywo.
- Jesteś pieprzonym szkolnym księciem Andrews. Cały dzień próbowałem się do ciebie dostać. - blondyn uśmiechnął się, odgarniając nerwowym ruchem poplątane kosmyki włosów. Archie uniósł brwi, w zaskoczeniu wpatrując się w Clintona. On i Hull nie byli najlepszymi przyjaciółmi, nie wpisywali się nawet w szablon kumpli, dlatego Archie był niezwykle zaskoczony tym, iż stojący przed nim blondyn próbował z nim dziś porozmawiać. Prawda była taka, że on i Hull rzadko zostawali sam na sam, zazwyczaj towarzyszyła im Jackie, sporadycznie Jughead, ale dzisiaj ani dziewczyny Andrewsa, ani jego przyjaciela nie było w szkole.
- Coś się stało? - zapytał chłopaka Archie.
- I tak i nie. - Clinton wydał z siebie przeciągłe westchnienie. - Martwię się o Jackie.
- Co masz przez to na myśli? - Andrews zmarszczył brwi, spoglądając na chłopaka w konsternacji. On sam nie martwił się o Jackie Ross.
- Ostatnio często mnie unika. Próbowałem się z nią skontaktować, ale wykręcała się randkami z tobą. Wiem, że macie ten swój skomplikowany układ, ale Jackie nie odpowiada na moje wiadomości od kilku dni, a dziś nie przyszła do szkoły. Rozumiesz, że to awaryjna sytuacja prawda? - powiedział Clinton, mierząc rudowłosego chłopaka twardym spojrzeniem. Archie musiałby być głupcem, gdyby nie zauważył kryjącego się w oczach Hulla oskarżenia. Moja przyjaciółka ma kłopoty i to twoja wina Andrews.
- Prawdę mówiąc nie rozmawiałem z nią od dawna. - wyznał rudowłosy. - Pokłóciliśmy się... Nie, to złe słowo. Kilka dni temu byliśmy w barze i Jackie zaczęła mi się zwierzać. Myślę, że mogło ją to przerosnąć. Dajmy jej jeszcze kilka dni na dojście do równowagi. Jestem pewien, że nie mamy się czym martwić. Cokolwiek zaszło w jej głowie, da sobie radę. W końcu mówimy o Jackie. - Archie wzruszył ramionami, spoglądając na Clintona spod zmrużonych powiek.
~ * ~
Kiedy Archie Andrews przekroczył próg przyczepy Jonesów, do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach palonej kawy. Brwi chłopaka uniosły się wysoko w górę, albowiem jeszcze nigdy dotąd w blaszanym domu Jonesów nie pachniało tak cholernie dobrze.
- Jug? - zapytał, wciąż stojąc w progu.
- W kuchni! - odpowiedź nadeszła po niecałej sekundzie, a głos czarnowłosego był dodatkowo spotęgowany przez dziwaczną akustykę tego przypominającego puszkę konserwy domu.
- Stary, od kiedy w tym domu pija się normalną kawę? Myślałem, że ty i twój tata uwielbiacie te rozpuszczalne breje. - powiedział Archie, opierając się o framugę drzwi prowadzących do kuchni. Stojący przy blacie Jughead próbował właśnie odkroić plasterek żółtego sera, nieudolnie operując wokół niewielkiej kostki przysmaku, nożem do krojenia ryb. Rudowłosy uniósł brwi, spoglądając z rezygnacją na poczynania przyjaciela. Jughead skwitował jego niezadowolenie jedynie krótkim prychnięciem.
CZYTASZ
Morphine || Archie Andrews ✔️
FanfictionArchie Andrews potrzebuje kogoś, kto będzie udawał jego dziewczynę. Jackie Ross potrzebuje jego pieniędzy.