- Gdzie jest Cheryl?
Toni pokręciła głową. Nie było sensu tłumaczyć im tego wszystkiego. To, co wydarzyło się w ciągu tych niespełna dwóch godzin od ich spotkania na parkingu, było tym, co oni wszyscy powinni byli zrobić. Cheryl wiedziała to od samego początku i dlatego teraz nie stała wśród innych na cmentarzu. Toni też to wiedziała. Ale kurtka z wizerunkiem szmaragdowego węża ciążyła na jej plecach, kiedy w sypialni rudowłosej wybierała numer Jugheada. I może właśnie przez wzgląd na tę kurtkę, stała teraz przed nimi, oświetlona reflektorem swojego motocykla.
- Wycofała się. - mruknęła pod nosem, mijając Betty i Veronicę. Zbliżając się do opierających się o pomniki Sweet Pea i Fangsa, kręciła nieznacznie głową.
- Pięknie. - sapnęła Veronica, zakładając ręce na piersiach, a Archie Andrews otoczył jej talię opiekuńczym ramieniem. Sam nie zdawał sobie sprawy, kiedy takie gesty w kierunku swojej byłej dziewczyny na powrót stały się dla niego łatwe do wykonania.
Cmentarz na obrzeżach South Side był pochłonięty ciemnością i kilka losowo porozrzucanych latarni, nie było w stanie porządnie oświetlić nagrobków. Ale zgromadzonym w ciemności było to całkiem na rękę.
Clinton zagryzł wargę ze zdenerwowania. Oprócz Cheryl i Reggiego zjawili się już wszyscy. Inicjatorki zgromadzenia - Betty i Veronica, rozmawiały o czymś przyciszonym głosem. Jughead Jones i jego wierny przyjaciel Archie nie opuszczali na krok wybranek swojego serca, tymczasem on blisko swojego serca trzymał kopertę z pieniędzmi od młodej Lodge. Trójka najbardziej oddalonych od niego węży wymieniała między sobą zagadkowe spojrzenia i Hull mógł przysiąc, że rozważają, czy aby się stąd nie zwinąć. Nawet biała jak śnieg karetka pogotowia, w tej ciemności wyglądała na brudną i zdezelowaną.
Jughead Jones zdusił w sobie narastający, paniczny krzyk. Ale jego wymowne kopnięcie kamiennego nagrobka jakiejś kobiety, zwróciło na niego uwagę wszystkich zgromadzonych.
- Co jest Jones? - zapytał Clinton.
- Reggie Mantle. "Pierdol się Jones, nie pozwolę wam jej skrzywdzić. " - przeczytał czarnowłosy, spoglądając na wyświetlacz smartfona morderczym wzrokiem.
- To znaczy co? Buldog się wycofał? - Sweet Pea rzucił przyjaciołom zaniepokojone spojrzenie.
- Na to wygląda. - wycedził przez zęby Jughead.
Idealny plan Veronici, który miał polegać na wspólnych intencjach uczestników, miał jednak swoje luki. Reggie był solidnym filarem, to on miał odegrać w tym wszystkim decydującą rolę. Ale wtedy na parkingu nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawę, co tak naprawdę zamierzają zrobić. Teraz, kiedy już dwie osoby się wycofały, do wszystkich powoli docierała świadomość, że to co sobie wymyślili, jest naprawdę dobrym wyjściem dla nich. Ale nie dla Jackie.
- Cholera - zaklął pod nosem Jughead, kiedy w oddali zamajaczył reflektor motocykla FP Jonesa. - Wszyscy na miejsca. - powiedział czarnowłosy.
Minęła chwila, zanim starszy Jones zaparkował na imitacji parkingu przed cmentarzem, a za pojazdem zamajaczyły sylwetki dwóch postaci. I kiedy oczy wszystkich skupiły się na dwójce, która zbliżała się w ich stronę ślimaczym tempem, teren cmentarzyska został ponownie oświetlony reflektorem czarnego, sportowego samochodu. I wtedy rozpętało się piekło.
~ * ~
Wszystko działo się zbyt szybko. FP, który zaparkował przed jej przyczepą chwilę przed dziewiątą. Krótka, niemalże wychowawcza rozmowa i bukiet kwiatów na siedzeniu jego motocykla. A potem droga na cmentarz zdawała się nie mieć końca. I Jackie w końcu stanęła przed niewielką doliną grobów, było tam cholernie jasno.
- Co tam się dzieje? - zapytała, mrużąc oczy przed światłami reflektorów samochodu, zaparkowanego nieopodal nich. Słyszała, jak ktoś trzasnął drzwiami, widziała zbliżające się od strony cmentarza sylwetki i nie rozumiała, co do cholery właśnie się wydarzyło.
Ktoś krzyknął, jakiś męski głos z tyłu i FP chwycił mocno jej łokieć, ciągnąc ją w stronę zbliżających się postaci.
- Zawsze będziesz dla mnie niczym córka. Wiesz to, prawda? - zapytał mężczyzna, rzucając jej stalowe spojrzenie.
- FP. Co się dzieje? - Jackie szarpnęła ręką, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku Jonesa.
- To najlepsze, co możemy dla ciebie zrobić. - powiedział czarnowłosy.
Ktokolwiek biegł w ich stronę, wreszcie się zatrzymał i Jackie mogła rozpoznać twarze swoich przyjaciół, rozmazane przez ciemność.
- Jackie... - zaczął Jughead, ale nie dane mu było skończyć. Bo ten, kto szedł z tyłu również się zatrzymał i z całą siłą, jaką posiadał, odepchnął od dziewczyny FP Jonesa.
- Jackie. - Reggie Mantle rzucił dziewczynie przerażone spojrzenie. - Jackie. To pułapka.
- Co? - brunetka zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc ani słowa z tego, co mówił do niej czarnowłosy. Jego oczy patrzyły na nią błagalnie, raz po raz rzucając pełne wściekłości spojrzenia na stojących z tyłu przyjaciół Ross. Serce brunetki zabiło szybciej. Coś było nie tak.
- FP? - zapytała, odwracając się do mężczyzny. I kiedy to zrobiła, spojrzała prosto w oczy dwóch sanitariuszy, ubranych w białe, szpitalne stroje. I wtedy zrozumiała, o czym mówił do niej FP Jones. I przed czym teraz ostrzegał ją Reggie.
- Bez jaj. - mruknęła pod nosem, cofając się do tyłu. - Was kurwa wszystkich popieprzyło.
- Jackie. To dla twojego dobra. - zaczął Andrews, ruszając w jej kierunku.
- Co ty wiesz o jej dobrze Andrews?! - krzyknął Reggie, przepychając się pomiędzy sanitariuszami.
- Pieprz się Andrews. - warknęła Jackie, spoglądając spode łba na swoich dotychczasowych przyjaciół. - Jesteście walnięci. Wszyscy. Nienawidzę was. - powiedziała, ściągając z ramion skórzaną kurtkę z wizerunkiem węża. Chwilę później wierzchnie okrycie leżało na ziemi, tuż przed stopami FP Jonesa, który patrzył na nią wzrokiem skazanego na śmierć.
Reszta potoczyła się zbyt szybko, aby zamroczony umysł Jackie mógł wszystko zapamiętać. Brunetka rzuciła się do przodu, próbując wyminąć sanitariuszy, ale kiedy tamci chwycili ją za ramiona, Sweet Pea i Fangs przeszli na drugą stronę barykady. Uderzenie pięści i krzyki rozlegały się przez długi czas, kiedy Jackie próbowała uniknąć dłoni, które chciały ją schwycić, a Reggie, Fangs i Sweet Pea starali się ze wszystkich sił stworzyć przed nią mur, który miałby ją ochronić.
W tym całym zamieszaniu nie brały udziału jedynie Betty i Veronica, które z niewielkiej odległości obserwowały to, co same zapoczątkowały.
Kiedy na miejscu pojawiła się druga grupa sanitariuszy, Jackie Ross i trójka jedynych przyjaciół, która jej pozostała nie mieli żadnych szans. I kiedy ratownicy medyczni prowadzili ją do karetki, a ona rzucała pod nosem przekleństwa w stronę Clintona, Jugheada, Archiego i w końcu FP Jonesa, porwany na pół, szmaragdowy wąż leżący na ziemi, zwiastował nadejście nieuniknionego.
CZYTASZ
Morphine || Archie Andrews ✔️
FanfictionArchie Andrews potrzebuje kogoś, kto będzie udawał jego dziewczynę. Jackie Ross potrzebuje jego pieniędzy.