10. SZCZEROŚĆ

3K 163 112
                                    


Po teleportacji wylądowaliśmy przed drzwiami na Grimmauld Place 12, które otworzyłam jednym szybkim szarpnięciem. Wpadliśmy do środka wciąż dysząc ciężko. Nogi miałam jak z waty, a w boku kłuło po szaleńczym biegu, więc nie zważając na nic usiadłam na podłodze i obserwowałam jak Malfoy robi to samo pod przeciwległą ścianą. Poczułam tak ogromną ulgę, że zdołaliśmy uciec nie tracąc zaopatrzenia, po które wyszliśmy, że aż się roześmiałam. Przymknęłam oczy i chichotała jak wariatka, a Draco mi zawtórował.

- Gdzie wy dwoje byliście? – Groźny głos dobiegający od strony schodów postawił nas na równe nogi.

Harry wyglądał na wściekłego, ale nie podniósł głosu. Przeszywał nas tylko swoimi jasnymi zielonymi oczami zza okrągłych szkieł i zaciskając szczękę czekał na wyjaśnienia. Wymieniliśmy z Malfoyem zaniepokojone spojrzenia.

- My... Ehmm... - Moje marne próby sklecenia zdania zostały nagle przerwane, przez pojawienia się za plecami Harry'ego kolejnej osoby.

- Co tu się dzieję? – Głos Rona sprawił, że poczułam się jeszcze bardziej paskudnie. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku, byłam kłamczuchą działającą za plecami przyjaciół. Gardło ścisnęło mi się i spuściłam wzrok na swoje ubłocone buty.

- Byliśmy w sklepie – Wyjaśnił krótko blondyn stając dzielnie na wprost chłopaków, wiedząc, że w każdej chwili mogą go za to wyrzucić za drzwi.

- W sklepie? – Powtórzył Harry marszcząc brwi.

- Po wyprawkę... Dla dziecka Pansy.

- JAJA SOBIE ROBICIE? – Ron wybuchł, a gdy krzyczał małe kropelki śliny wyskakiwały spomiędzy jego warg.

- SZLAMY, ZDRAJCY KRWI!... – Krzyczała obudzona Walburga Black spomiędzy ram swojego portretu.

- Co się stało, wyglądacie, jakbyście biegli... – Dopytywał brunet ignorując krzyki przyjaciela i obrazu.

- No bo biegliśmy – Wymamrotałam – Ktoś nas gonił po Charing Cross Road, ale uciekliśmy do Dziurawego Kotła i tam się teleportowaliśmy.

- ŻE CO?

- ...WYNOCHA Z DOMU DUMNEGO RODU BLACKÓW!

- TO TWOJA WINA MALFOY! – Ron wskazał palcem oskarżycielsko na Ślizgona – Narażasz życie Hermiony dla tej swojej puszczalskiej przyjaciółeczki!

- Uważaj na słowa Weasley!

- TY! TY ZDRAJCO! WNUKU MEGO BRATA, DO CIEBIE MÓWIĘ! SZLAJASZ SIĘ ZE SZLAMAMI! ZDRAJCO!

Draco zignorował obelgi swej stryjecznej babki i nie odrywał wściekłego spojrzenia od mojego chłopaka.

- Bo co mi zrobisz?

- Uspokój się, Ron, to nie jego wina – Stanęłam między nimi, próbując załagodzić konflikt – To był mój pomysł.

- Bronisz go?

- ZDRAJCO KRWI BLACKÓW, JAK MOŻESZ KALAĆ TAK DUMNE NAZWISKO SWEJ RODZONEJ MATKI?

- ZAMKNIJ SIĘ! – Draco odwrócił się do portretu, a Harry w tym czasie machnął różdżką, dzięki czemu Walburga umilkła.

- Chyba wszyscy powinniśmy poważnie porozmawiać – Powiedział po chwili całkiem spokojnie – Przedpokój nie jest odpowiednim miejscem do tego.

Zamilkliśmy i poszliśmy za nim do salonu. Tam usiadł w jednym z foteli i czekał aż zajmiemy miejsca, a każde z nas usiadło osobno.

- Dlaczego nam nie powiedzieliście? Długo to planowaliście? – Harry brzmiał jak ojciec karcący swoje krnąbrne dzieci – Chyba należą nam się wyjaśnienia?

Nowe życie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz