5. PRZYWIĄZANIE

3.2K 167 48
                                    


            Malfoy mówił jeszcze długo. Wymienił wiele nazwisk, zdradził plany Voldemorta i upodobania najważniejszych śmierciożerców. Wydał sekrety nie tylko byłych pobratymców, ale i swojej rodziny, nie wspominał tylko o matce, ale jak wiedzieliśmy, Narcyza pomimo popierania ideologii szerzonej przez Voldemorta, sama nie otrzymała mrocznego znaku i nie należała do grona śmierciożerców.

Po zakończonym przesłuchania, bo chyba tylko tak można było nazwać to spotkanie, Moody zwinął notesik i wyszedł szybko, szepcząc coś zawzięcie do Shacklebolta. Pan Weasley powoli dopił herbatę rozmawiając z synem i niedługo później poszedł w ślad za kolegami, tylko państwo Lupin zostali dłużej, by złożyć zamówienie na kolejne eliksiry. Skupiłam się na pracy, a gdy skończyłam robić listę i podniosłam wzrok okazało się, że jesteśmy w kuchni sami – chłopcy wyszli.

- Hermiono, uważaj na Malfoya, trzymaj się od niego z daleka.

Remusa szanowałam i często pytałam o radę, jednak bywały momenty, w których irytował mnie swoimi dobrymi chęciami. Nie wiedziałam, czy to belferskie przyzwyczajenia, czy taki charakter, ale nie byliśmy już w szkole, a ja od dawna nie jestem uczennicą.

- Trudno jest trzymać się od kogoś z daleka, kiedy się z nim mieszka.

- Słuszna uwaga – Zauważył – Doprecyzuję więc, że chodzi mi o zaufanie. Ron ma rację, Draconowi nie można ufać, po prostu, miej to na uwadze.

- Wiem o tym – Miał mnie za idiotkę?

- Zweryfikujemy prawdziwość jego dzisiejszych słów, jednak potrzebujemy na to czasu.

- Nie martw się, umiemy o siebie zadbać.

- Oczywiście, że umiecie – Uśmiechnął się pobłażliwie, jak do przedszkolaka, który upiera się, że sam zasznuruje buty, choć nigdy wcześniej tego nie robił – Proszę was tylko o wzmożoną ostrożność.

- Wystarczy tego starczego ględzenia, Remusie, trzeba odebrać Teddy'ego od mojej mamy.

Kiwnęli mi przyjaźnie na pożegnanie i wyszli.

W salonie spotkałam Rona, dosiadłam się więc i przytuliłam. Potrzebowałam odpocząć, przemyśleć, a te znajome ramiona wydawały mi się wtedy najbezpieczniejsze. Wtuliłam się, a on pocałował czubek mojej głowy.

- Trzeba było wlać mu do gardła Veritaserum, wtedy mielibyśmy pewność...

- Myślałam o tym – Wyznałam, mówiłam powoli, ważąc słowa – Ale mieliśmy dać mu szanse, powinniśmy docenić jego dobre chęci i szczerość.

- Nie jestem do końca pewien, czy był z nami szczery.

- Zakon to zweryfikuje.

- A do tego czasu mamy wierzyć mu na słowo?

Wzruszyłam ramionami.

- Parę razy już nam pomógł, może faktycznie ma dobre chęci...

- Malfoy i dobre chęci? – Prychnął.

Nie odpowiedziałam, nawet gdyby blondyn tarzał się po ziemi błagając o wybaczenie, to dla Rona i tak byłoby za mało. Nie było sensu prowadzić dalej tej dyskusji, bo w pewnym momencie musiałabym albo przyznać swojemu chłopakowi rację, albo stanąć w obronie Malfoya, a nie chciałam, ani tego, ani tego.

Nowe życie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz