20. DECYZJA

3.3K 151 26
                                    


Dzień mijał za dniem, a my nikomu nie powiedzieliśmy o naszym małym romansie. Nutka tajemnicy dodawała naszym spotkaniom pikanterii. Oddzieliliśmy i wyciszyliśmy część pokoju, w której spokojnie spał Cyan, a my nie mogliśmy się sobą nasycić. Czułam się wspaniale, unosiłam się pół metra nad ziemią i gdyby nie obowiązki, to w ogóle nie wychodzilibyśmy z łóżka.

Pierwsza chyba domyśliła się Ginny. Miałam wrażenie, że razem z Luną zdążyły to już przedyskutować, ale nie zapytały, więc nic nie mówiłam. Wydawało mi się, że patrzą jakoś dziwnie, gdy rano wpadałam do kuchni, niemal równocześnie z Draconem tryskając energią i szczęściem, a nie tak jak zawsze piorunami. Mogły również zauważyć przeciągłe pełne namiętności spojrzenia blondyna, który siadając naprzeciwko w trakcie posiłków niemal rozbierał mnie wzrokiem, a ja pąsowiałam nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.

Chodziłam pijana szczęściem, ale nie mogłam zapomnieć o obowiązkach, w związku z czym codziennie doglądałam swoich cennych eliksirów parujących w niewielkim pomieszczeniu, w którym było już naprawdę gorąco. Pięćdziesiąt rozgrzanych palników i pięćdziesiąt bulgoczących kociołków, dodatkowo walające się wszędzie korzenie, wyschnięte muchy, posiekane wnętrzności i zioła. Nic dziwnego, że Neville miał dosyć. Nie marudził. Nie był taki, dobro ogółu było dla niego najważniejsze, jak dla każdego prawdziwego Gryfona, ale widziałam po nim, że ledwo wytrzymuje.

Zbliżała się pełnia. Szatyn co noc z niepokojem, ale też z niecierpliwością wyglądał przez okno i obserwował ruch pęczniejącego księżyca. Rany się zagoiły, za to przybyło mu sińców pod oczami.

Dzień przed pełnią Lupin, wyglądający dość mizernie, przyszedł pokazać mi parę zaklęć, które miały mnie ochronić przed ewentualnym atakiem.

- To bardzo ważne, żebyś umiała się obronić przed wilkołakiem. Trzymaj go w magicznej bańce, to wymaga mnóstwo skupienia i magicznej energii, ale dasz radę, o ile nikt nie będzie ci przeszkadzał, jesteś dość silna – Jego oddech był ciężki, sapał jak po przebiegnięciu maratonu – Pomoże ci Dora, ona już nie raz dawała sobie radę ze mną, więc da sobie radę i z Nevillem, ja niestety nie będę w stanie pomóc.

Przytakiwałam ze zrozumieniem i w skupieniu ćwiczyłam zaklęcia, które mi pokazywał. Gdy opanowałam wszystkie kiwnął z wątłym uśmiechem.

- Świetnie, zawsze byłaś bardzo pojętna, ale uważaj na siebie, to będzie cholernie ryzykowne.

Wiedziałam o tym. Wiedzieli o tym wszyscy, w tym Draco, który usłyszawszy, że podczas pełni z Nevilem mam być tylko ja z Tonks rozpętał burzę na cały dom, próbując wszystkich przekonać, że to nieodpowiedzialne i powinien być tam z nami, by pomóc w razie konieczności. Nikt specjalnie się tym nie przejął, każdy członek Zakonu czasem musiał zaryzykować, a ja dostałam to konkretne zadanie i musiałam się z niego wywiązać, każdy miał swoje. Jednak jego popis zazdrości był dla wszystkich ostatecznym potwierdzeniem plotek o naszym romansie. Nie przejmowałam się ani jednym ani drugim, i tak w końcu by się dowiedzieli, a Draconowi nic nie będzie jak trochę się o mnie pomartwi, nie byłam w stanie zliczyć ile razy to ja martwiłam się o niego.

Nim się ściemniło przez drzwi wejściowe przeszła uśmiechnięta Tonks i od razu ruszyła schodami na górę. Po drodze minęła Dracona, który posłał jej dziwne, oceniające spojrzenie, stojąc na korytarzu z Cyanem opartym o swoje biodro. Dora zmarszczyła brwi na ten widok, ale nic nie powiedziała.

- Cześć, Neville, jak się czujesz? – Zapytała gdy zamknęłam za nią drzwi.

- Miło, że pytasz – Rzekł ironicznie i poruszyła karkiem aż strzeliło – Nie najgorzej, zwarzywszy na okoliczności.

Nowe życie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz