[6] steeb

1.1K 123 98
                                    

the cinematic orchestra - to build a home

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

the cinematic orchestra - to build a home

"There is a house built out of stone
Wooden floors, walls and window sills
Tables and chairs worn by all of the dust
This is a place where I don't feel alone
This is a place where I feel at home"

***

Steve musiał wyjechać na parę dni. 

Chociaż Nick od początku podchodził sceptycznie to pomysłu, aby jeden z jego najlepszych agentów został okupywany przez pięciolatka całą dobą siedem dni w tygodniu, wydawał się to zaplanować. Do ekipy przydzielił Kapitanowi Natashę wraz z Samem, Clintowi oficjalnie nakazując ochronę nieletniego spadkobiercy potężnej korporacji wartej miliardy. Nieoficjalnie Barton spędził najspokojniejsze dni, odkąd zaczął pracować dla S.H.I.E.L.D., otrzymując wypłatę za zabawę z malcem. 

Niestety, nie było to ani trochę jak Tony będący ze Stevem. 

Nie płakał za mężczyzną, kiedy ten się z nim żegnał, obiecując rychły powrót. Po prostu go przytulił, mając nadzieję, że Rogers zmieni zdanie, lecz wreszcie został wypuszczony z ramion i postawiony sam na ziemi. Zawiedziony chłopiec wpatrywał się w plecy odchodzącego, jakby widział go ostatni raz w życiu, tym samym wracając do punktu wyjścia - tłamszenia w sobie emocji po utracie. 

Na małym nic nie robiło wrażenia. Ani sztuczki Clinta, ani jego zabawne anegdoty. Pomimo wszelkich wskazówek zostawionych przez Steve'a, nakarmienie go ponownie graniczyło z cudem. Tony naturalnie wolał liczyć albo rysować, jak gdyby oddychanie bez tego możliwe nie było, nie zaszczycając uwagą niczego innego. 

Miejsce też było inne - owszem, wieczorem wracali do mieszkania Rogersa. Chłopiec wtedy zakopywał się w pościelach na łóżku, ignorując łagodne spojrzenie Clinta, samemu przed sobą nie chcąc przyznać się do tęsknoty. Wtulał nos w poduszkę wciąż pachnącą jak blondyn, czasem do snu czytając o lądowaniu na księżycu. Jednak dzień spędzali w S.H.I.E.L.D.. Może miał tu nieograniczoną ilość kartek, z których Barton okradał wszystkie drukarki na piętrze, ale nie podobała mu się skórzana, skrzypiąca kanapa. Ściany też wydawały mu się okropnym pomysłem. Jaki sens miały w ogóle szklane ściany? Plusy odnajdował wyłącznie w wyciszających właściwościach grubych szyb. 

Od podłogi ciągnął ostry zapach detergentów, przy pomocy których zmywano brud po butach przechodzących tędy ludzi. Setek ludzi. Tony nie widział tyle nawet w drodze do sklepu, co w holu siedziby. Przetaczali się między sobą, coś mówili, kasłali albo kichali. Chłopiec obserwował ich czasami z windy sunącej ku górze, gdy nieznajomi stawali się coraz mniejsi, a on wreszcie na własne oczy mógł ujrzeć duże liczby, jakie spisywał w swoich notatkach. 

Przebłyski zachwytu bywały raczej rzadkie i nie lubił się z nimi afiszować. Częściej przypominał zagubione dziecko Adamsów. 

– Może narysujesz coś dla Steve'a? – Clint czwartego dnia zauważył jeszcze bardziej spochmurniałą buzię i bezczynność, jaka dopadła dziecko. 

call me softly | steve rogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz