lauren aquilina – king
"Have you forgotten what you have and what is yours?
Glass half empty, glass half fullWell either way you won't be going thirsty
Count your blessings not your flaws"***
Po szybie ściekały obfite strugi wody deszczowej. Wiatr zacinał ulewę, kierując ją wprost na niewielki balkon, zalewając posadzkę oraz dwie przypadkowe rośliny zasadzone w doniczkach, o które Steve dbał od święta lub wcale. Niebo zasnuły ciemne chmury, przepuszczając okazyjnie blade snopy światła, przez co w mieszkaniu wszystko malowało się równie ponuro i bez koloru.
Steve zastanawiał się czy pogoda rzeczywiście mogła tak znacząco wpłynąć na humor Tony'ego – aktualnie leżącego na plecach pod stolikiem i nieruszającego się z miejsca – bo od samego rana był po prostu... Nieznośny.
Zaczęło się naprawdę niewinnie. Zirytował się zadaniem, którego nie potrafił rozwiązać. Podszedł do niego trzy razy, nim podarł wszystkie notatki na strzępy, gdyż nie miał nikogo innego w domu, kto mógłby mu pomóc. Blondyn widział niezadowolenie wymalowane na dziecięcej buzi, żal, jakby zawiódł cały gatunek ludzki – gdyby ten tylko się dla niego liczył – i zbierające się gorące, wściekłe łzy. Na szczęście w porę zajęły go skrawki rozsypanego papieru, którymi narobił bałaganu. Przeszkadzały mu, więc zaczął je zbierać kawałek po kawałku. Zajęło mu to wystarczająco czasu, żeby ochłonąć. Drugi raz z matematyką tego dnia nie próbował, ale jego rysunki skończyły tak samo. Kartki zostały pomazane z furią, rysiki połamane. Najwidoczniej liczył na to, że kredki przejmą się jego milczeniem oraz odwróceniem do nich plecami, bo przez resztę dnia już na nie nie spojrzał.
Nie tylko kolorowe ołówki tego dnia zasłużyły sobie na nieposkromiony gniew chłopca. W polu rażenia znalazły się poranne tosty, których nie tknął nawet palcem. Steve podstępem chciał zapełnić jego brzuch ryżowymi waflami traktowanymi w tym domu jako przekąska, ale Tony nawet się nie obejrzał na przyniesione jedzenie. Stroił miny, gdy mężczyzna się odzywał. Żadne prośby, przekupstwo a nawet minimalny szantaż emocjonalny nie nakłoniły dziecka do przeżucia paru gryzów dla własnego dobra.
Na jego nieszczęście Steve znał go dłużej niż parę dni.
Nie był wielkim zwolennikiem karania. Doskonale wiedział, kiedy chłopiec nieświadomie popełniał błędy, a kiedy z zamysłem i z każdym razem omawiali z należytą powagą problem. Tony z rozmowy wyciągał więcej wniosków niż z odsyłania do kąta na określony czas albo krzyczenia na niego. Okazywał czasami skruchę i umiał przeprosić, więc Steve nie widział powodu, aby sięgać po bardziej radykalne metody, wiedząc, że żadnemu z nich one nie przypadną do gustu. Czas spędzony razem rozwiewał wątpliwości Rogersa. Potrafił skarcić chłopca za złe zachowanie lub zwykłą niegrzeczność, kiedy na samym początku ich znajomości bał się choćby ostrzej do niego zwrócić w obawie przed utratą ciężko budowanego zaufania. Teraz Tony już wiedział, że Steve nie byłby na niego zły bez powodu, a Steve, że, niestety, powody czasem istniały i należało na nie reagować, nawet jeśli trzeba było narazić się na szczenięce, skrzywdzone spojrzenie.
CZYTASZ
call me softly | steve rogers
Fiksi Penggemar"Anthony" - tak przedstawił mu się cicho przerażony chłopiec, którego właśnie znalazł w rezydencji zamordowanych Starków czyli jak Steve odkrył, czego brakowało mu cały czas od wygramolenia się z lodu to jest dokładnie to, co myślicie, że jest. na...