Nazajutrz, kobieta która zwykle przychodziła robić porządki w pomieszczeniu, zastała mnie leżącego bezwładnie na zimnej kafelkowej posadzce. Przypominałem trupa, bo nie było we mnie ani krzty ognia, życia, czegokolwiek co napędzałoby skomplikowaną maszynerią ciała, wewnętrznie po prostu obumarłem.
Trząsłem się z zimna, byłem przemoczony, a okrywał mnie jedynie lichy, podarty koc i własne pióra. Prezentowałem się po prostu żałośnie, wręcz bezbronnie, z tą całą masą siniaków, głębokich szram po paznokciach i ugryzień, którymi obficie naznaczył mnie Min. Jakby chciał, żebym szybko nie zapomniał o tym, jak zostałem potraktowany.
Nie wyglądałem nawet jak człowiek. Żałość, która mną targała, pochłonęła mnie w całości, ochoczo zabierając mi ostatnią przystań, którą dotychczas był Yoongi. Dzięki niemu, nie straciłem zmysłów przez cały ten pobyt w laboratorium, przy życiu utrzymywał mnie właśnie on i świadomość, że wkrótce się stąd wydostanę. A teraz, wszystko co miałem zostało mi brutalnie odebrane, rozrywając na strzępy moją psychikę, brukając mój umysł bólem krwawiącego serca. Cierpiałem niewyobrażalne katusze, sprzedałbym duszę diabłu, żeby tylko się ich pozbyć.
-Panie Jimin? Proszę Pana? – nagle usłyszałem cichy głos, starszej, zmęczonej życiem kobiety. Zawsze nurtowało mnie, co ona robiła w takim paskudnym miejscu jak to. Zupełnie do niego nie pasowała.. Powinna pracować w osiedlowym sklepie spożywczym, albo szyć ubranka dla wnucząt, a nie porządkować pokoje takich monstrum jak ja. Drgnąłem, niemrawo podnosząc mglisty wzrok, zasnuty przez falistą ścianę łez. Napotkałem jej stroskane spojrzenie i równocześnie zacząłem zastanawiać się, czy nie mam jakichś omanów. Na tym etapie zwidy nie byłyby niczym dziwnym. Już raz miałem halucynacje i następna ich wizyta była tylko kwestią czasu.
W tym miejscu, nikt, zupełnie nikt nie patrzył na mnie w ten sposób, nikt nie widział we mnie człowieka. Każdy zwracał się do mnie z odrazą, jakbym był kimś plugawym, gorszym od zwykłego kundla. Wszyscy tak się zachowywali oprócz.. Yoongiego. Do czasu. Teraz, wiedziałem już, że byłem przez cały ten okres sam jak palec, a ta złudna bliskość i czułość którą mnie otaczał, była tylko iluzją. Słodką iluzją, która finalnie tak bardzo mnie zraniła.
-Zostaw, nie dotykaj mnie! – wrzasnąłem, zrywając się z podłogi. Spanikowałem na wspomnienie o tym przeklętym mężczyźnie, na tym etapie zacząłem już uważać, że każda osoba która chce mi pomóc jest fałszywa i jej jedynym celem jest wykorzystanie mnie. Kiedyś nawet nie przypuszczałem, jak bardzo jedno wydarzenie jest w stanie spaczyć obraz postrzegania świata, kompletnie zmienić punkt widzenia.
Wspomnienia sprzed laboratorium zaczynały się powoli zamazywać, rozpływać w najczarniejszych zakątkach mojego umysłu. Powoli zapominałem o tym, jaki kiedyś byłem, zaczynałem tracić siebie w tym całym okrucieństwie i gehennie ośrodka. Stary Jimin odszedł, pozostawiając po sobie jedynie marną namiastkę tego, jaki kiedyś byłem. W tym momencie śmiało mogłem powiedzieć, że już nigdy nie uśmiechnę się w taki sam sposób jak kilka miesięcy temu.
-Nie dotykaj.. mnie.. – wymamrotałem, przyciskając dłonie do unoszącej się w zbyt szybkim tempie klatki piersiowej. Moje oczy nie pozostawały ani przez chwilę w jednym punkcie, biegały po całym pomieszczeniu, kierowane obezwładniającym strachem przed drugim człowiekiem. Bałem, tak cholernie się bałem, że ona również zechce się mną zabawić, pobić, lub cokolwiek innego. Kuliłem się bezbronnie w rogu pomieszczenia i pomimo, że widziałem w oczach kobiety jedynie współczucie i chęć pomocy, nie potrafiłem przyjąć do świadomości tego, że jej postępowanie jest całkowicie dla mnie bezpieczne.
-W porządku, skoro tak mówisz. – westchnęła ciężko, podnosząc się z klęczek i cofając się do tyłu o kilka kroków –Zostawiłam ci obok łóżka tacę z jedzeniem, proszę zjedz coś. Zrobię to co do mnie należy i wyjdę. – powiedziała spokojnie, zabierając się za szorowanie podłogi.
Uważnie obserwowałem jej ruchy, sycząc za każdym razem gdy podeszła zbyt blisko. Zwariowałem, po prostu oszalałem z powodu tego co mnie spotkało. Nie byłem już w stanie udawać, że wszystko jest w porządku, to już nie miało żadnego znaczenia, czy umrę jako wariat czy nie. Byłem pewien, że nie jestem im już do niczego potrzebny, a jedyne na co oczekiwałem to na rychłą śmierć. Jak przez mgłę przypomniałem sobie muskularną sylwetkę Petera i oczami wyobraźni już widziałem jak w jakiś mało wymyślny sposób pozbawia mnie życia.
Nie wiem czy dziwne było to, że niespecjalnie się tego obawiałem. Uznałem, że tak ma być i nic tego nie zmieni, dlatego więc każdy dzień zmienił się w cierpliwe oczekiwanie aż ktoś w końcu zlituje się nade mną i ukróci moje cierpienia. Przeklinałem w myślach Yoongiego za to co mi zrobił, przeklinałem siebie za to, że byłem tak naiwny i we wszystko ślepo wierzyłem. Było już za późno żeby cokolwiek zmienić, więc pozostał mi tylko żal do samego siebie i zżerające mnie od środka wyrzuty sumienia.
---
Do epilogu jeden krok
CZYTASZ
∆ Wingned | Yoonmin ∆ [Zakończone]
FanfictionGdzie Jimin pada ofiarą nieludzkich eksperymentów, a Yoongi jest jego jedyną nadzieją. --- 07.08.2019r. - 66 in #sad 21.08.2019r. - 56 in #sad 13.09.2019 - 52 in #sad 16.09.2019 - 47 in #sad