49. Snowman Blair

180 25 3
                                    

Pov. Rye
Dzisiaj tylko 6 lekcji. Idziemy do szkoły Chociaż nam się totalnie nie chce. Jest środa. Jeszcze tylko dwa dni i weekend. Może porobimy coś fajnego. Dzisiaj idziemy z chłopakami na śnieg się powygłupiać i ulepimy bałwana z moimi braćmi.
Ubrałem białą bluzkę z długim rękawem i szare spodnie z przetarciami. Zjadłem śniadanie po czym ubrałem kurtkę, szalik i buty. Znowu padał śnieg i było strasznie zimno. Wsiadłem do samochodu i wyruszyłem do szkoły. Pod klasą stali już wszyscy oprócz Harvey'ego.
- Hej, gdzie Harv? - Przywitałem się i zapytałem
- Wczoraj jeszcze było z nim okej - powiedział Andy
- Może źle się poczuł - powiedział Mikey
- Pewnie Loren będzie coś wiedziała- dodał Jack
Zobaczyliśmy w oddali blondynkę i Podbieglismy do niej pytając o przyjaciela
- A nie ma go? - zapytała
- No nie- powiedział Andy
Zadzwonił już dzwonek, ale musimy się dowiedzieć co z Harvey'm. Nigdzie go nie ma, nie odbiera telefonu.
- Ej! Tu jest! Z Sonny'm! - krzyknął Mikey
Faktycznie. Stali przy schodach popychali się i krzyczeli. Trzeba ich rozdzielić. Nie wiemy o co znów poszło, ale widać, że rozpętała się niezła kłótnia.
- Co się wyrabia Panie Roberstson i Cantwell?! - krzyknął Mikey
- Spadaj Cobban, jeśli nie chcesz mieć problemów! - warknął Sonny
- Zostaw go! Słyszysz?! - krzyczała Loren na Sonny'ego
- Ja się Ciebie nie boję laska - powiedział Sonny z kpiną
- Ah tak? Szkoda, bo powinieneś -
Loren popchnęła Sonny'ego uwalniając tym Harv'a i stanęła między tą dwójką. On jest taka odważna.
- Nie zbliżaj się do niego ani na krok!
- On sam zaczął
- Nie pytam kto zaczął tylko masz się do niego nie zbliżać! Zrozumiałeś czy mam Ci przeliterować?! - krzyknęła zdenerwowana, a Sonny wziął swój plecak i odszedł
- Loren. To już nie wiem który raz ratujesz mnie przed tym demonem - powiedział Harvey
- Nie kłóć się już z nim i nie zaczynaj
- Ale on ciągle coś ma do Andy'ego i widzę, że coś knuje
- Spokojnie. Nie uda mu się. Będziemy go chronić.

Pov. Andy
Koniec lekcji. Idziemy na śnieg. Odwieźlismy tylko swoje plecaki do domu żeby ich nie targać i pojechaliśmy do Rye'a. Akurat ja byłem pierwszy i Rye czekał na swoich braci, którzy już ubierali kurtki.
- Gotowi? - zapytał Rye
- Tak! - odpowiedzieli równocześnie bliźniacy
Wybiegliśmy na śnieg i po kilku minutach zjawili się chłopaki i Loren.
Śnieg był tak twardy, że spokojnie można było zbudować bałwana, a nawet iglo. Najpierw mała bitwa na śnieżki. Sammie wziął patyk i narysował nam na śniegu strefy z których rzucamy. Podzieliliśmy się na dwie drużyny : Drużyna Sammie'go( ja, Rye, Harvey i Jack) i drużyna Shaun'a( Loren, Brooklyn, Mikey i tata Rye'a). Bliźniacy bardzo chcieli żeby ich tata się razem bawił bo się kłócili, że mają mniej osób niż my i Rye w ten sposób rozstrzygnął ten problem. Mikey już kilka razy dostał w twarz i wszyscy się z niego smialiśmy, ja mam mokre włosy od śniegu, Loren już nie ma siły i Brook zabiera jej śnieżki, które sobie przygotowała za to tata Rye'a radzi sobie świetnie bo jest wysoki i rzuca najdalej i dlatego drużyna Shaun'a wygrała.
Potem Harvey budował iglo z Brook'iem i zrobili takie duże, że spokojnie wejdą tam cztery osoby.
- Ja chcę wypróbować! - krzyknął Jack i wszedł do środka
- Ale czad! - krzyknął - Brook chodź!
- Dobra - powiedział i dołączył do Jack'a. Potem wszedłem z Rye'm i było serio fajnie i dużo miejsca. Wszyscy po kolei testowaliśmy iglo. Już się powoli zaczęło ściemniać bo dochodziła 17, a w zimę no niestety dni są krótkie. Ulepiliśmy jeszcze bałwana. Miał czapkę Brook'a i szalik Mikey'ego.
- Jak go nazwiemy? - zapytał Andy
- Blair - powiedział Mikey
- Okej. Pasuje- dodał Sammie
Zaprosiłem chłopaków na ciepłą herbatę, a potem wszyscy wrócili do domu oprócz Andy'ego, bo on nocował u mnie. W nocy wiał straszny wiatr i nie mogliśmy spać. Bliznacy przyszli do nas i powiedzieli, że też nie mogą zasnąć.
- Rye, obejrzymy coś? - zapytał Shaun
- Co chcecie? Jest już 22 jutro trzeba wstać do szkoły.
- Nie możemy zasnąć- dodał Sammie
- Chcecie spać ze mną w pokoju? - zapytałem, bo mam też sofe w pokoju i zmieścili by się oboje. Pokiwali  głowami. Andy też nie mógł zasnąć.
- Andy? - szepnąłem
- Co?
- Nie możesz też zasnąć?
- Tak. Wiesz, trochę się martwię tym co powiedział Harvey, że...Sonny coś knuje. Boję się Rye.
- Spokojnie. Nie masz czego się bać. Razem damy radę.
- Mówisz?
- Tak - pocałowałem go i przytuliłem żeby przestał się bać.
Sam nie wiem co ten debil wymyślił, ale na pewno coś durnego i to nie wypali.

Bałwan Blair 😂😂😂
Jeszcze jeden rozdział i epilog ❤
Do następnego
Pa 😘

Fortuity Or Destiny | Randy | RoadTrip Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz