Obietnica

88 8 0
                                    

     — Cześć, tato — wymamrotała, gdy wróciła do domu.

     — Cześć. A co to za mina?

     — Głowa mnie boli — skłamała i usiadła przy stole.

     — Słuchaj — powiedział z przejęciem ojciec — w sobotę wypada nasza dwudziesta rocznica ślubu. — Wskazał na swoją żonę. — Urządzamy przyjęcie.

     — W domu?

     — Tak. Przyjedzie Eliah z Teresą — wyliczał z wypiekami na twarzy — wujek George z rodziną, nawet ciotka Molly z Kanady...

     — A Nicolas i Bryan? — weszła mu w słowo rozpromieniając się w mig. Ze swoim kuzynostwem rozumiała się bez słów, a przynajmniej w jednym byli zgodni- nie znosili babci Megan.

     — Pewnie przyjadą. Będzie też babcia Megan.

     Angel złapała się bezradnie za głowę, jakby ból nasilił się od tej informacji.

     — Już widzę te jej ciągłe docinki, jaka to ja nie jestem. W ogóle może wyjadę gdzieś na weekend, żeby nikt nie czuł się nieswojo albo nie bał się, że rzucę się na niego z nożem? — zapytała, przypominając sobie, jak reagowali w jej obecności, co szeptali, gdy wychodziła, a to wszystko głównie po rozmowach z najstarszą osobistością z rodu Cameronów. — Wynajmij mi jakiś przytulny pokoik albo kup bilet na Hawaje, wtedy już nigdy mnie nie zobaczysz. Kusząca propozycja.

     — Wiesz... — Ojciec próbował wymyślić sensowne argumenty. — Właśnie proszę cię, żebyś była obecna.

     — Po co? Żeby ta stara rura znowu wymyślała, że się puszczam, że ćpam, że Blaise to morderca i pracuje dla mafii? Nie mam najmniejszego zamiaru słuchać tych głupot.

     — Postaram się, żeby trzymała język za zębami.

     — Taa, już to widzę. Będziesz tak zajęty i przejęty, że aż zapomnisz, że masz córkę.

     — Czy ja ci kiedyś coś obiecałem i tego nie zrobiłem?

     Spojrzała na niego krzywo.

     — Tak, wiele razy. Począwszy od zerówki, nie przyszedłeś na... — Wystawiła kciuk, zaczynając wyliczanie.

     — Dobra, dobra. Dość. — Zmieszał się, bo przecież tyle razy nie dotrzymywał obietnic. — Teraz ustawię ją do pionu już przed imprezą. Nie będzie się ciebie czepiać.

     — Zobaczymy — powiedziała z powątpiewaniem. — Mówię ci, i tak nie zdołasz jej okiełznać. Za miękki jesteś.

      A jeśli ci się nie uda, zamienię ją w ropuchę — pomyślała chytrze.

     Już dzień przed przyjęciem w kuchni walały się brudne naczynia i garnki, a lodówka pękała w szwach od ilości potraw powciskanych we wszystkie możliwe zakamarki. Razem z matką Angel zajęła się przygotowywaniem dań, które lepiej smakowały, gdy były zrobione trochę wcześniej.

     Na wieczór miała wrażenie, że lada moment odpadną jej ręce. Pochłonięta pracą nawet przez moment nie pomyślała o jutrzejszym dniu. A niech tylko babka coś jej powie, to... Chociaż nie. Musiała być opanowana. Przecież nie zrobi jej przyjemności i spróbuje nie reagować na docinki. Tak, będzie prawdziwą oazą spokoju i nie da jej satysfakcji, choćby nawet musiała wypić cysternę melisy, aby tego dokonać.

     Prace kuchenne skończyły późno. Teraz cała rodzina mogła spokojnie usiąść i zjeść wspólnie kolację, zakazaną, bo ponoć po osiemnastej nie powinno się już jeść, a było grubo po dwudziestej pierwszej. Do melodyjnego koncertu talerzy i sztućców oraz mlaskania Marty'ego dołączył szczek Evena. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Matka odłożyła nagryzioną kanapkę i wyszła sprawdzić, kto przyszedł o tak późnej porze. Po chwili na korytarzu zawrzało i doszedł ich szelest zdejmowanego z grzbietów odzienia.

Anioł Ciemności Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz